Jakiś czas temu na mojej grupie na Facebooku rozgorzała dyskusja na temat tego, czy slow fashion i sieciówki mogą iść w parze. Opinie były różne. Część dziewczyn twierdziła, że kategorycznie nie, inne wręcz przeciwnie, że kupowanie u polskich producentów nie jest równoznaczne z postulatami slow fashion mówiącymi o sprzeciwianiu się szybkiej modzie, szanowaniu praw pracowniczych, wspieraniu lokalnych wytwórców i kupowaniu ubrań dobrej jakości.
Mity dotyczące slow fashion
Sieciówki nie wpisują się w trend slow fashion
Zacznijmy od tego, że popularnymi sieciówkami nie są tylko ZARA i H&M, bo to głównie te sklepy przychodzą nam na myśl, gdy mówimy o sklepach sieciowych. Sieciówkami są sklepy każdej marki, która ma swoje filie w różnych punktach, powstałe na zasadach franczyzy lub też z własnej inicjatywy marki. Jeśli więc lokalny wytwórca, który produkuje w Polsce otworzy kolejne sklepy w różnych miastach Polski, będą one tworzyły sieć jego sklepów. Panuje tutaj duże uproszczenie, bo decydując się na zakupy w sieciówkach możemy mieć na myśli także polskie marki takie jak Simple, Solar, Tatuum, Gino Rossi i wiele, wiele innych.
Polskie marki szyją w Polsce
Druga sprawa jest taka, że nigdy do końca nie wiemy, jak powstają produkty polskich producentów i czy przypadkiem część produkcji nie jest zlecana szwalniom na Dalekim Wschodzie. To że dana marka szyje w Polsce, nie znaczy, że nie zamawia półproduktów z krajów spoza Unii Europejskiej. Przeciętny konsument nie ma czasu i chęci na to, by sprawdzać cały proces produkcyjny. Szczerze mówiąc jest bardzo mało takich marek, które komunikują na swoich stronach, że ich produkty powstają zgodnie z zasadami zrównoważonej mody, czyli wspierają lokalnych wytwórców, dbają o środowisko, zapewniają godziwe warunki pracy swoim pracownikom. Większość marek nie ma swoich linii produkcyjnych, bo jest to zwyczajnie nieopłacalne, a produkcja zlecana jest szwalniom. Czy wiemy jakie pensje mają pracownicy szwalni? Nie wiem, ale podejrzewam, że nie są to kokosy.
Slow fashion to tylko wegańskie produkty
Oczywiście szanuję wybory osób, dla których los zwierząt jest tak ważny, że są gotowi zrezygnować z ubrań z włókien naturalnych pochodzenia zwierzęcego (wełna, jedwab, kaszmir) i skór naturalnych. Jak wiemy produkcja ekoskóry i materiałów syntetycznych nie odbywa się obojętnie dla środowiska. Zarówno po jednej jak i po drugiej stronie znajdziemy przykłady niehumanitarnego traktowania zwierząt, zanieczyszczania środowiska, złych warunków pracy, zużywania zasobów nieodnawialnych takich jak metale szlachetne, czy ropa naftowa.
Materiały z włókien syntetycznych mają krótszą żywotność, znacznie częściej musimy je wymieniać, co nie do końca wpisuje się w slow modę. Ja wybieram głównie ubrania z naturalnych tkanin, bo dają znacznie wyższy komfort noszenia, obuwie ze skóry naturalnej są trwałe i sprawdzają się w naszym klimacie, w którym panują duże wahania temperatur. Są to rzeczy, które odpowiednio traktowane posłużą nam długie lata, są biodegradowalne, można je wykorzystać ponownie w produkcji odzieży.
Slow fashion to mała liczba ubrań i stonowane kolory
Owszem slow fashion oznacza mniejszą liczbę ubrań, ale lepszej jakości, jednak nie definiuje konkretnej liczby. Powinnyśmy mieć ich tyle ile potrzebujemy. Slow fashion to walka z nadmiernym konsumpcjonizmem, szybką modą i korzystanie z trendów w sposób świadomy. Każda z nas potrzebuje innej liczby ubrań, pełnimy różne funkcje, które wymają od nas odpowiedniego dress codu. Jeśli nasza szafa jest pokaźnych rozmiarów, to nie znaczy, że nie możemy jej budować w oparciu o zasady slow fashion.
Dla mnie istotne jest to, by ubrania, które w niej wiszą, były przeze mnie używane, by nie były to tylko eksponaty na specjalne okazje. Bym je lubiła i czuła się w nich dobrze, by były dopasowane do moich aktywności i stylu życia. Podobnie jest z kolorami. Budowanie kapsułkowej szafy w oparciu tylko o neutralne kolory nie jest obowiązkowym punktem na mapie slow fashion. Wybieramy kolory, które nam służą i takie, które dają się łączyć. Nasza szafa nie musi być stonowana.
Czym zatem jest slow fashion?
→ Slow fashion to budowanie szafy w oparciu o nasze preferencje, styl życia, aktywności i upodobania, a nie pod dyktando trendów.
→ Slowa fashion to wybieranie ubrań jak najlepszej jakości, po to, by posłużyły nam dłużej.
→ Slow fashion to przedkładanie jakości ponad ilość.
→ Slow fashion to szafa, której elementy dają się miksować.
→ Slow fashion to stawianie producentom wymagań (także sieciówkom), by ubrania, za które płacimy, były solidnie uszyte, z dobrych materiałów i nie rozpadły się po pierwszym praniu.
→ Slow fashion to świadomość siebie i tego jak chcemy wyglądać, a nie przebieranie się za kogoś, kim nie jesteśmy. To szukanie własnego, unikatowego stylu.
A jakie jest Wasze danie na temat sieciówek i slow fashion. Czy budowanie szafy w oparciu o zrównoważoną modę idzie w parze z zakupami w sieciówkach? Czym dla Was jest slow fashion?
19 komentarzy
Dorotko bardzo dziękuję Ci za ten wpis. Fajnie, by powstał też podobny wpis dotyczący mitów na temat slow life. Pojawił się już na ten temat wpis na innym blogu zatytułowany „Czym różni się życie w stylu slow life od zwykłego lenistwa” (podaję linka: https://makelifeeasier.pl/zdrowie-i-uroda/czym-rozni-sie-zycie-w-stylu-slow-life-od-zwyklego-lenistwa/), jednak moim zdaniem temat został potraktowany powierzchownie.
Dziękuję Marta za podesłanie artykułu. Zapoznam się z nim w wolnej chwili. Temat jest mi bliski i nawet w szkicach mam już wpis na temat współczesnego podejścia do slow life i minimalizmu. Niebawem pojawi się na blogu. :) Pozdrawiam!
Super! Również pozdrawiam i.. życzę szczęśliwego rozwiązania i duuużo zdrowia dla Ciebie i Maluszka!
Dziękujemy! <3
Kupuję w sieciówkach, ale raczej wybrane rzeczy. Stawiam na jakość, nie na ilość.
Slow… to dla mnie bycie w zgodzie ze sobą, nawet jeżeli czasami oznacza to złamanie zasad popularnego trendu „slow fashion” ;)
Bo ten trend ma służyć nam, a nie my jemu. Ja też kupuję w sieciówkach, przede wszystkim kieruję się jakością. Uściski! :)
Otóz to! Slow fashion to nie jest kupowanie produktów wyłącznie polskich marek, czyli jak nie masz na sobie t-shirtu za 200 zł to nie jesteś slow ;-) Dodałabym jeszcze, że kupowanie z 2. ręki wpisuje się w trend slow fashion, bo korzystasz z tego, co już jest.
Jak najbardziej. O zakupach w second handach też pojawi się obszerny poradnik. :)
Jestem trochę z siebie dumna, bo od jakiegoś roku moja szafa wreszcie idzie z rytmem slow fashion – przestałam kupować byle co, byle kupić. Nie wybieram już rzeczy na „hurra”, ale zawsze są to przemyślane zakupy. Dzięki temu ubrania w mojej szafie zajmuja raptem 1/3 miejsca, a ja zyskałam przestrzeń na statywy, kosz na pranie, ukochane maskotki i różne graty, któdych używam, ale na które nie lubię patrzeć. Z dawnych przyzwyczajeń pozostało u mnie polowanie w second handach oraz wybór ekologicznej skóry – zdaje sobie sprawę, że czy naturalna czy eko, to i tak szkodzi środowisku, ale po prostu nie potrafię nosić na sobie martwego zwierzęcia :( Nawet w formie wkładek do butów. Za to mam ogromne szczęście, że już nie raz trafiłam na super jakoś w wersji eko – moja ramoneska ma już chyba z 8 lat i dalej wygląda idealnie. Torebki ze skóry eko służą mi latami i czasami przekazuję je dalej. Buty i tak zawsze wychodzę szybko, choćby były ze złota a pasków nie używam prawie wcale (no, może dwa razy do roku). Zaczęłam też zwracać uwage na to, co mi się rzeczywiście podoba. Nie rezeyhbuj z sieciówek, ale podchodzę do nich z dużym dystansem. Najważniejsze, że wreszcie wiem w jakim kierunku chce iść :)
Dokładnie, świadomość siebie i tego jak chcemy wyglądać jest w tym wszystkim najważniejsza. Super, że jesteś wierna swoim poglądom i z konsekwencją budujesz swój wizerunek. Pozdrawiam! :)
Wydaje mi się, że najważniejsze to kupowanie z głową i dbanie o to co już mamy by jak najdłużej nam posłużyło.
Uważam, że chyba każda z nas kobiet postępuje wg swoich upodobań, czy to slow fasion, czy inne życiowe podejście, ja np. uwielbiam kupować w secend handach i nie wydaje na ciuchy więcej 50zł. / 1szt.. Moje szafa składa się z najtańszych ciuchów i jestem z tego dumna, że mam fajne, ładne, wygodne i firmowe ciuchy za grosze. Moja życiowa idea i wydawanie pieniędzy na drogie ciuchy jest bez sensu – ale oczywiście jest to moje zdanie i mój życiowy aspekt, na który przykładam wagę. Zamiast wydawać na siebie, wydaję na rzeczy dla mojego syna, bądź na jakieś wyjazdy i inne przyjemności. Dla mnie ważne jest, aby wyglądać czysto, estetycznie i schludnie, metka nie jest ważna :)
Pozdrawiam
Kupowanie w second handach i dawanie drugiego życia rzeczom to super sprawa i ja właśnie jestem na etapie kolejnego podejścia do takich zakupów. Wcześniej dość szybko się zniechęcałam, nie mogąc nic znaleźć, teraz tak łatwo nie odpuszczę. Dla mnie metka ma drugorzędne znaczenie, owszem gdy mam zaufanie do marki, wtedy chętniej robię zakupy w jej sklepach, ale absolutnie nie kieruję się znanym logo. Jakość wysuwa się tutaj na pierwszy plan. :) Pozdrawiam ciepło! :)
Można wiedzieć skąd ten kosz pleciony? :)
czekam na modę z lumpeksu w Twoim wykonaniu :) tymczasem życzę szczęśliwego rozwiązania, niech moc będzie z Tobą ! :)
Bardzo dziękuję! <3
Genialny wpis! Dorota, Twoją ogromną zaletą jest wartość merytoryczna, którą zawierają wszystkie posty na blogu. Zawsze dowiem się czegoś nowego. :)
Bardzo sporadycznie kupuję w sieciówkach, tylko takie rzeczy, których potrzebuję „na już” i jakość nie musi być specjalnie wysoka (np. kapcie, majtki czy jakieś tekstylne dodatki do kuchni jak ścierki). Jestem ogromną fanką lumpeksów (nawet dawno temu u siebie napisałem poradnik jak w nich kupować – dlatego z niecierpliwością czekam na serię Twoich wpisów na ten temat. Tak, tak dostałam już newsletter ;)). Co prawda, ostatnimi czas kupuję w nich rzadko, ale to tylko dlatego, że nie odczuwam potrzeby posiadania większej ilość ubrań. Pewnie za jakiś czas się to zmieni, bo zawsze może coś się zniszczyć.
Poruszyłaś bardzo ważny dla mnie temat czyli „Slow fashion to tylko wegańskie produkty’’. Od ponad roku jestem na diecie wegańskiej i małymi krokami weganizm wplątuję w inne sfery życia. Obecnie moje stanowisko w tym temacie jest niezmienne: te rzeczy, które kupiłam przed przejściem na dietę roślinną i mają w swoim składzie odzwierzęce produkty zostawiłam, noszę je i nie mam zamiaru wyrzucać. Są to świetnej jakości kaszmirowe swetry, jedwabna piżama czy skórzane buty. Dopóki się nie zniszczą będę je użytkować. Natomiast nie zamierzam kupować już ubrań z takim składem w sieciówkach czy butikach. Jedyne akceptowalne miejsce to właśnie second hand (z wyjątkiem futra i naturalnej skóry). Wiem, że ktoś może uznać to za hipokryzję ale nie zamierzam w zimę zmarznąć i jednocześnie zapocić się w akrylowym swetrze. Sprawa ma się inaczej z robionymi przeze mnie makatkami – do nich wybieram włóczki wegańskie.
Slow fashion to dla mnie przede wszystkim świadomość. Świadomość tego co kupuję i gdzie kupuję. Świadomość jak produkowana jest odzież. Świadomość, że wysoka cena nie zawsze idzie w parze z jakością i wysokimi standardami produkcji. I w końcu świadomość tego, żeby dobrze wyglądać nie muszę ubierać się zgodnie z trendami i podążać za tłumem.
Dziękuję Patrycjo! Bardzo się cieszę, że cykl przypadł Ci do gustu, sama jestem nim podekscytowana, bo moja przygoda z second handami na dobrą sprawę dopiero się zaczyna. Co do wegańskich produktów to oczywiście szanuję i rozumiem Twoje stanowisko. Właśnie na tym polega slow moda. Postępujemy zgodnie z własnymi przekonaniami, a nie tym, co na temat myślą inni. Oni mogą, choć nie muszą, być dla nas inspiracją. Pozdrawiam ciepło! :)
„Produkcja ekoskóry (…) nie odbywa się obojętnie dla środowiska” – to właśnie argument, którego brakowało mi w mojej filozofii slow. Jestem wege i staram się być eko ale czasem trzeba wybrać mniejsze zło i patrzeć nie tylko na proces powstawania produktu ale też jego rozkładu.
A slow fashion to dla mnie ciuchy, które mi się podobają, dobrze czuję się w nich ja i moje ciało; takie które posłużą mi dłużej niż jeden sezon. Czasem jest to koszula od polskiego projektanta, a czasem T-Shirt Massimo Dutti.