Nie jestem fanem mocnego kina, gdzie krew leje się strumieniami, a styl Quentina Tarantino do końca do mnie nie przemawia. Kill Bill’a co prawda obejrzałam w całości, ale te latające, ścięte głowy z tryskającą wszędzie krwią, to dla mnie zbyt wiele.
Wczoraj obejrzałam najnowsze jego dzieło Django. Pomimo, że w filmie nie brakuje krwi i miejscami musiałam przymykać oczy, to jednak głównym wątkiem jest miłość. I to nie byle jaka. Miłość dwojga czarnoskórych niewolników Django (Jamie Foxx) i Broomhildy (Kerry Washington) w czasach największego niewolnictwa.
Pomimo, że film trwa 2 godz. 45 min, czas leci szybko. Najlepszy w filmie był dla mnie Leonardo DiCaprio świetnie grający Calvina Candie, bogatego właściciela plantacji. Nie mogę tez nie wspomnieć o Samuel L. Jacksonie, uważam go za jednego z najlepszych współczesnych aktorów. Idealnie wciela się w postaci, które gra. Jest prawdziwy i przekonujący.
Muzyka w filmie robiła bardzo dobry klimat, zauważyłam również powrót do gatunku westernu. Ostatni film z tego gatunku, który oglądałam to Gangser, też zrobił na mnie piorunujące wrażenie.
Podsumowując, warto obejrzeć Django, dobre i mocne kino, charakterystyczne dla Quentina Tarantino. Za fasadą krwi można odkryć prawdziwe wartości, jak miłość i przyjaźń, oraz pochylić się nad problemem dyskryminacji rasowej.
5 komentarzy
To już druga pozytywna opinia o tym filmie, którą czytam. Nie pozostaje mi nic innego jak wybrać się do kina i napisać trzecią, własną :)
Jaram się jak tysiąc pochodni. Jak nie pójdę do kina w ten weekend to wybuchnę.
UWIELBIAM Quentina filmy, już się nie moge doczekać kiedy zobacze tą świeżynke! :D
chyba nie dla mnie film, przelewana krew na ekranie nie przemawia do mnie
Wiesz, ja też stronię od filmów, gdzie króluje przemoc, generalnie oglądałabym tylko lekkie komedyjki. Ale w tym przypadku cała fabuła, gra aktorska i sposób kreowania napięcia w filmie powodują, że krwawa jatka schodzi na dalszy plan. Poza tym Tarantino, tak to konstruuje, że nie traktujesz tego bardzo serio.