Praca w domu ma swoje dobre i złe strony. Na etacie zazwyczaj pracujemy od 8 do 15, zamykamy za sobą drzwi i nic więcej nas nie interesuje. Od 15 mamy czas dla siebie, rodziny, na obowiązki domowe… Pracując w domu często poświęcamy pracy znacznie więcej czasu, nie robimy przerw i łatwiej tracimy równowagę. Poza tym jesteśmy podatni na różne rozpraszacze, które skutecznie odciągają nas od zadań. Oczywiście jest to duże uogólnienie, bo zarówno etat jak i praca w domu mają różne oblicza.
Organizacja pracy w domu – czego unikam
Pracowałam zarówno na etacie jak i na swoim więc mam porównanie. Dla mnie praca w domu ma dużo atutów, ale jeśli sama nie narzucę sobie dyscypliny, łatwo stracić kontrolę. Oczywiście każdy z nas ma swój ustalony rytm pracy i sam decyduje o tym ile i jak pracuje, ale być może jest tak, że nie wyrabiacie się z zadaniami, trudno Wam się zmotywować, i nie jesteście wystarczająco efektywne. Wiem coś o tym, bo też byłam w takim punkcie, że moja praca w domu nie przynosiła wymiernych efektów. Podpowiem Wam dzisiaj, czego nie robić, by pracować mniej i bardziej efektywnie.
Teraz w ciąży moja organizacja pracy w domu jest na wysokim poziomie, bo wiem, że nie mogę pozwolić sobie na to, by pracować cały dzień. Muszę zapewnić sobie odpoczynek, dbać o zdrowie, ruch na powietrzu i zdrowe odżywianie. Dlatego nie ma mowy o kilkugodzinnym siedzeniu przed komputerem. Jestem teraz znacznie bardziej zorganizowana, niż przed ciążą. Mam naprawdę świetną motywację, ale także chciałabym zapewnić sobie więcej luzu na macierzyńskim. Piszę sporo na zapas i kończę projekty, na które nie będę miała tyle czasu po urodzeniu dziecka.
Jeśli pracujesz w domu, jesteś freelancerem, pracujesz zdalnie, to te rady pomogą Ci wszystko dobrze zorganizować. Łączę pracę nad blogiem z firmą, wychowaniem dziecka (niedługo dzieci), obowiązkami domowymi. Muszę codziennie zrobić zakupy, przygotować obiad, pomóc synkowi w lekcjach, poświęcić czas rodzinie i znaleźć chwilę także dla siebie. Jak organizuję sobie czas? Przede wszystkim nie popełniam już błędów z przeszłości!
Nigdy nie pracuję w łóżku
Pamiętam czasy, kiedy wyprawiałam synka do szkoły, a potem wracałam do łóżka z laptopem. To był istny koszmar! Wydaje się, że praca w piżamie, w pościeli to taka super sprawa. To nieprawda! Pracując w łóżku sama byłam nieogarnięta, w mieszkaniu panował rozgardiasz, bo sprzątanie po śniadaniu odkładałam do momentu aż wstanę z łóżka, nie dbałam o posiłki, piłam szybką kawę, zjadłam coś w biegu i zaczynałam pracę. W rezultacie wstawałam po 12 i dopiero zabierałam się za porządki. Nie miałam uporządkowanego dnia pracy. W łóżku, z prawie pustym żołądkiem, na samej kawie, praca szła jak po gruzie. Poza tym z tyłu głowy miałam cały czas myśl, że muszę wstać i ogarnąć siebie i mieszkanie, przygotować obiad. Otwieranie drzwi kurierowi w piżamie o godzinie 12 nie należało do najprzyjemniejszych rzeczy.
Odradzam pracę w łóżku. Organizm w ogóle nie wchodzi w rytm pracy. Efektywność jest o połowę mniejsza, niż gdy przygotujemy sobie stanowisko pracy. Od dawna już tak nie robię. Wstaję, ścielę łóżko, przygotowuję śniadanie dla siebie i synka, wyprawiam go do szkoły, sprzątam po śniadaniu, ubieram się w coś schludnego i dopiero zasiadam do pracy. Nic mnie nie rozprasza. Mogę podzielić pracę na bloki czasowe. Zazwyczaj pracuję od 8.00 do 12:30, potem robię przerwę na przekąskę, spacer i obowiązki domowe. Wracam do pracy po obiedzie, lub jeśli obiad mam już przygotowany, to około 14 poświęcam jeszcze 2 godziny na pracę. Dzięki takiej organizacji nie jestem tak mocno zmęczona po całym dniu, dbam o ruch i zdrowe odżywianie i potrafię wykonać znacznie więcej w krótszym czasie.
Nie włączam Wi-Fi w telefonie
Dużo piszę się o Facebooku i Instagramie, oczywiście te dwa rozpraszacze są chyba najsilniej oddziałujące, bo wchodząc na tablicę któregokolwiek z nich, możemy przepaść na długie godziny. Wiem coś o tym, bo nieraz mnie wciągnęły. Pomijam to, że zajmuję się czymś zupełnie niepotrzebnym, a treści nie zawsze są wartościowe, odciągają moją uwagę od zadań, które mam do wykonania. Po takiej godzince lub dwóch w mediach społecznościowym i bezrefleksyjnym przeglądaniu różnych zdjęć, memów i statusów, czuję się jak zombie. Nie wiem jak to działa, ale moja motywacja i chęć do pracy spada drastycznie. Czuję się wypalona i niezdolna do aktywności. Owszem lubię czasami sprawdzić co nowego pojawiło u się u osób, których twórczość bardzo cenię, ale robię to po godzinach i pilnuję, by nie trwało zbyt długo. Spędzając długie godziny przed komputerem, relaks powinien być off-line, by złapać równowagę i naprawdę odpocząć. Pamiętajcie, żeby wyłączyć Wi-Fi w telefonie, bo nawet jeśli zamkniemy okienko Facebooka w komputerze, wibrujący i pikający telefon, skutecznie odciągnie naszą uwagę od pracy.
Nie zaczynam pracy bez planu
Kiedyś wydawało mi się, że plan pracy mam w głowie i nie muszę szczegółowo rozpisywać sobie każdego dnia. Teraz nie wyobrażam sobie pracy bez wcześniejszego zaplanowania dnia, tygodnia i miesiąca. Korzystam z papierowego plannera, w którym zapisuję najważniejsze zadania, spotkania, prywatne sprawy do załatwienia. Planuję miesiąc wpisów, zapisuję zlecenia, tak by żadne na siebie nie nachodziło. Im więcej mam pracy nad blogiem, tym organizacja musi być bardziej skrupulatna. Nie da się wszystkiego zapamiętać. Planowanie systematyzuje naszą pracę i działa motywująco. Odhaczając kolejne zadania mamy pewność, że w tym dniu byłyśmy efektywne i bez wyrzutów sumienia możemy się zrelaksować. Planowanie porządkuje nasz dzień i sprawia, że nie zapominamy także o innych obowiązkach związanych z prowadzeniem domu, rodziną. Jeśli nie macie kalendarza pobierzcie sobie SLOW planner miesięczny i tygodniowy.
Nie łączę zadań
Łączenie zadań zupełnie mi nie wychodzi. Nieraz próbowałam robić obiad i jednocześnie pisać, efekt był taki, że przypalałam kotlety, ziemniaki kipiały, a tekst nie trzymał się kupy. Teraz robię jedno zadanie w czasie. Niektórzy są zwolennikami zupełnej ciszy, czytałam nawet, że muzyka grająca w tle potrafi nas rozpraszać, ale ja lubię słuchać spokojnych rytmów, które nastrajają mnie pozytywnie na dany dzień. Jeśli chodzi o łączenie dwóch rzeczy, to bierne słuchanie angielskiego, na przykład podczas ćwiczeń wpływa korzystnie na znajomość języka obcego, jednak jeśli chcemy wysłuchać podcastu czy audiobooka z uwagą lepiej w tym czasie nie robić nic innego.
Nie pracuję przez cały dzień
Praca w domu, bez planowania i organizacji często kończy się tym, że siedzimy po godzinach. Zarywamy wieczory, nie poświęcamy czasu ani sobie, ani bliskim, jesteśmy zmęczone i sfrustrowane, zasypiamy zmęczone i zmęczone budzimy się następnego dnia. Nie zachowujemy dobrego rytmu pracy, nie wykorzystujemy dobowego rytmu organizmu, który sam podpowiada kiedy powinnyśmy zwolnić i w jakich godzinach jesteśmy najbardziej efektywne. Niektórym dobrze pracuje się wieczorami, ja natomiast wieczorami jestem zbyt senna na pracę, wolę ten czas wykorzystać na spokojny relaks, spacer, książkę, film, czas z rodziną. Dlatego o 18, tuż po publikacji zamykam laptopa i nie włączam go już do następnego dnia. Po publikacji jestem jeszcze chwilę online, by móc reagować na komentarze i wydarzenia w mediach społecznościowych, ale gdy kończę pracę, to KOŃCZĘ pracę. Nie zaglądam wtedy do telefonu, nie włączam komputera. Zauważyłam, że gdy dbam o to, by regularnie robić przerwy na odpoczynek, pracuję znacznie szybciej, mam świeże spojrzenie na wiele spraw, więcej pomysłów, ale także (co dla mnie jest bardzo istotne) jestem zadowolona z siebie i swojej pracy. Gdy jestem zmęczona, szybciej dopada mnie zniechęcenie i niezadowolenie z tego co wykonałam.
Zdjęcia są autorstwa Joanny Damięckiej
Triki dobrej organizacji pracy w domu
O efektywnej pracy w domu świadczą nie tylko główne założenia takie jak brak rozpraszaczy, bloki godzinowe, wykonywanie zadań krok po kroku, ale także drobne czynności, które ułatwiają nam pracę. Nie zajmują one dużo czasu, a wykonywane systematycznie sprawiają, że znacznie łatwiej jest nam się zorganizować i przy okazji oszczędzamy sporo czasu.
→ Odkładaj rzeczy na miejsce – rada banalna, ale czy zawsze o tym pamiętamy? Nieodkładanie rzeczy na miejsce skutkuje bałaganem, nawet jeśli niedawno sprzątałyśmy. Ta drobna czynność sprawi, że zaoszczędzimy sporo czasu podczas sprzątania.
→ Sprzątaj regularnie – sprzątam regularnie, co zajmuje mi mniej czasu, niż generalne porządki raz w tygodniu. Dzięki temu w weekendy praktycznie nie muszę sprzątać, bo każdego dnia robię jakąś czynność. No i mam codziennie porządek w mieszkaniu, wstaję rano i poza drobnymi czynnościami, dość szybko mogę zabrać się do pracy.
→ Rób obiad na 2-3 dni – prawie zawsze robię obiad na dwa dni. Przygotowuję go z większej ilości składników, tak by na drugi dzień nie spędzać czasu w kuchni. Jeśli trzeba mrożę niektóre dania. W sytuacjach awaryjnych bardzo się przydają.
→ Deleguj zadania – nie robię wszystkiego sama. Szczególnie teraz gdy jestem w ciąży potrzebuję pomocy. Mąż wracając z pracy robi zakupy, odciąża mnie też z odkurzaniem, synek jest już na tyle duży, by wykonywać więcej domowych prac.
→ Wysypiaj się – niby banał, a jednak każda zarwana nocka odbija się na naszej efektywności. Dużo trudniej się skupić na pracy, szybko dopada nas znużenie i zmęczenie, łatwiej o pomyłki. Higiena snu jest bardzo istotna, nie wolno nam o niej zapominać.
→ Codziennie się ruszaj – osoby, które żyją aktywnie doskonale wiedzą, że dzięki ćwiczeniom mają znacznie więcej energii i siły na różne działania, niż gdy prowadzą siedzący tryb życia. Nawet 15 minutowa gimnastyka wykonywana każdego dnia podniesie nasz poziom energii. Warto korzystać z pogody i codziennie spacerować, znaleźć dyscyplinę sportu, która będzie nie tylko zdrowa, ale także sprawi nam frajdę.
A czego Wy nigdy nie robicie pracując w domu?
29 komentarzy
Wygląda, że jesteś naprawdę świetnie zorganizowana :) Ja przed pojawieniem się malucha byłam super ogarnięta. Potem jak skończył pół roku zaczęły się dla mnie schody. Też pracuję w domu i popełniłam już chyba każdy z błędów o jakich napisałaś. Teraz w nowym domu uczę się wszystkiego od nowa…
Organizacja pracy to dla mnie podstawa, ale teraz w ciąży bardzo wzięłam to sobie do serca, bo wiem, że po porodzie wszystko ma prawo się rozsypać. Dlatego chcę przygotować wpisy na zapas, dokończyć część projektów, no i mam na uwadze to, że nie mogę sobie siedzieć cały dzień przed komputerem, więc motywacja jest duża. A co będzie później? Kto to wie, na pewno będę korzystać z pomocy dziadków, męża, synka. Reszta wyjdzie w praniu. :) Powodzenia Basiu! <3
Wzajemnie :) No to wszystko zależy od tego jaki będzie maluch, bo jak wiadomo dzieci są baardzo różne – nawet te z tych samych rodziców ;)) <3
Pracuję z domu i w 100% się z Tobą zgadzam. Nigdy nie próbowałam pracować z łóżka, ale włączone WiFi w telefonie i ciągłe powiadomienia z Social Mediów to moja zmora. Codziennie rano bardzo staram się tego pilnować, ale jak zapomnę, to od razu widać spada moja produktywność.
Trochę w ramach autoterapii przebranżowiłam mojego bloga na takiego związanego z pracą z domu. Pisze zarówno o samej efektywności i moich sposobach-staraniach, ale też właśnie o tym jak NIE pracować. Tak jak piszesz: pracowanie przez calusieńki dzień i nie zrobienie niczego wcale nie jest takie trudne jak się pracuje z domu.
Uwielbiam czytać jak robią to inni. Dziękuję Ci za ten wpis :)
To prawda, można pracować cały dzień i niewiele zrobić. Rozpraszacze w postaci mediów społecznościowych to zmora naszych czasów. Telefon ciągle o sobie przypomina, a powrót do ponownego skupienia nie jest taki prosty. Chętnie zajrzę i poczytam o Twoich sposobach. :) Pozdrawiam! :)
Świetny pomysł z wyłączaniem wifi! Ja do tej pory odinstalowywałam aplikacje w telefonie, aby łatwiej się pracowało, ale wieczorami musiałam włączać je na nowo. I tak wahałam się między całkowitym odcięciem, a nieustannym sprawdzaniem powiadomień. Muszę spróbować Twojego sposobu!:)
Wypróbuj, zobaczysz różnicę! Przecież w wolnej chwili możesz znowu włączyć powiadomienia. :)
Nigdy nie pracowałam z domu, tylko etat wiec nie mam porównania, ale jesteś inspiracją na plany oraz dziękuję, że poruszasz takie tematy. Teraz jeśli można nazwać „siedzę z dzieckiem w domu” jak to mówią ;) a czasem bywa się zmęczonym bardziej niż po pracy. :)
Przy małych dzieciach jest co robić, więc powiedzenie, że siedzę z dzieckiem w domu, jest mało adekwatne do sytuacji. Pozdrawiam i życzę dużo siły! :)
Pracuję na etacie,ale jak mam wolne to często chodzę w piżamie to południa. W ogóle uważam,że kobiety nie powinny pracować 8 godzin dziennie. Jak otworzę kiedyś coś swojego to zastosuję wszystkie twoje triki. Pozdrawiam!
Jestem nauczycielem, więc pracuję i tu i tu. Jednak plusem jest dobra organizacja: z reguły wszystko sobie zapisuję. Pracuję w różnych godzinach, więc jeśli zaczynam później to i tak rano wstaję i ogarniam rzeczy w domu :)
U mnie sprawdza się tryb samolotowy :) Wtedy nikt nie ma żadnych szans, żeby się też dodzwonić.
To też fajne wyjście, szczególnie jeśli tych telefonów jest sporo. :)
Samolotowy nauczyłam się włączać w nocy. Pora na pracę w blokach czasowych z trybem samolotowym jako wsparciem, bo pomodoro zawiodło.
Ja teraz mam taki właśnie okres trochę wypalenia, przeciążenia powiedzmy.
Z jednej strony wiem, że to trochę nieuniknione, bo próbuję (trochę nie mam wyjścia) pracować sporo z dwulatką na kolanach i domem na głowie. Z drugiej – czuję, że jadę na resztkach baterii i tylko czekam aż zamknę najbardziej pilne tematy i skupię się na optymalizacji zadań, czyli poustawianiu wszystkiego, co może działać bez mojej ingerencji.
W dalszej kolejności oddelegowanie kilku spraw i zajęcie się wreszcie tym, na co mam ochotę a nie ciągnącymi się zaległościami.
Najbardziej w obecnej sytuacji wkurza mnie chyba to, że czasem strasznie chcę się czymś zająć (lub poruszyć jakiś temat) a nim się do tego odkopię to jest już takim punktem, który MUSZĘ zrobić i jakoś mi się odechciewa…
Praca z dwulatką na kolanach to z pewnością wyzwanie. Doskonale rozumiem, że czujesz się wypalona. Mnie też ostatnio dopadło przeciążenie, dlatego cieszę się, że uda mi się wyjechać na kilka dni, by doładować baterie. Nie możesz wymagać od siebie tak dużo, odpoczynek też jest ważny. 😊
Ja to doskonale wiem i staram się go pilnować jak tylko się da (np. wyeliminowałam siedzenie do 2-3 w nocy nad wpisami), ale jednak pewnych spraw i zobowiązań nie przeskoczę.
Boże, jaka ja kiedyś byłam mądra, a potem zapominiałam o niektórych rzeczach. Dobrze, że utrzymała się chociaż część z tych rzeczy, o których piszesz ;-) Właśnie jestem na etapie, kiedy muszę zmienić rzeczy, które ciągną mnie w dół. Pozdrawiam Dorota.
Świadomość, że coś działa na naszą niekorzyść to już połowa sukcesu. Ściskam! ♥
na etacie to nikt raczej 8-15 nie pracuje…jesli juz to 7-15 lub 8-16 ;)
inna sprawa ze chyba coraz mniej etatow gdzie 8h zamykamy drzwi i nic nas nie interesuje…w coraz wiekszej liczbie miejsc nie dosc ze regularnie czlowiek zostaje po godzinach (czesto tych nadgodzin nie ma potem jak odebrac)…to jeszcze nawet jesli nie i wychodzi normalnie…to jest oczekiwanie ze jak cos to telefon sie odbierze, na maila odpowie…od szefa co siedzi do nocy itp
Słuszna uwaga z tymi godzinami. Z etatami bywa różnie, wiadomo, często wymaga się od nas więcej niż mamy w umowie. Ja pracowałam w dwóch firmach, mój mąż pracuje na etacie i jednak o tej 15-16 następował u nas koniec pracy. Gdy prowadzisz własną działalność ta granica jest bardzo płynna, nawet mówi się, że nigdy nie kończysz pracy. Ale właśnie trzeba narzucić sobie pewien rygor, by znajdować czas na inne zajęcia, odpoczynek, rodzinę.
Ależ jesteś super zorganizowana! Pozazdrościć. Ja nieco się rozjeżdżam ostatnio, ale chyba widzę, że wzięłam na siebie sporo obowiązków, pracy dodatkowej. I chyba muszę się nad swoimi priorytetami pochylić.
Jedno wiem. Pracowałam długie lata na etacie i wiem, że w domu mogę wykonać więcej pracy niż siedząc w biurze na open space. Po prostu pracuję efektywniej gdy mam opiekę do dziecka. A na tym open space cały czas mnie ktoś rozpraszał….
Moja efektywność pracy w domu bardzo się poprawiła, gdy zaczęłam rozpisywać zadania na godziny. Zawsze lubiłam korzystać z kalendarza, ale dopiero po dopracowaniu systemu, efekty zaczęły mnie zadowalać. Każdego wieczoru wypisuję zadania na następny dzień, potem godziny, w których będę pracowała i rozsądnie szacując swoje siły wpisuję zadania na poszczególne godziny. Łączę sezonowy biznes – szkółkę żeglarską z dwoma wolnymi zawodami – pisaniem i promocją książek oraz sporządzeniem opinii dla sądów. Plus oczywiście obowiązki domowe i 3 dzieci :) Najważniejszy dla mnie efekt takiego szczegółowego planowania to wolne weekendy, których nie umiałam sobie dotąd wygospodarować.
Jesteś super zorganizowana, udaje Ci się łączyć tyle zadań. Grunt to wypracować sobie taki system, który u nas się sprawdza. Dla mnie planowanie dnia to podstawa, dzięki czemu od rana od razu wiem za co muszę się zabrać. A zaczynam zawsze od najważniejszego i najtrudniejszego zadania.
Ja dopiero niedawno dojrzałam do wyłączania wifi – zdecydowanie za długo to trwało. Teraz czuję się bardziej spokojna i efektywność też wzrasta. Również dzielę pracę na godziny poranne i wieczorne – z wyłączeniem środka dnia. Pożywne śniadanie to też dla mnie podstawa, staram się unikać sytuacji, gdy lodówka świeci pustkami z rana.
Niby taki drobiazg, a jak bardzo wpływają na efektywność pracy. :-)
Sama nie pracuje w domu, ale mój mąż od kilku miesięcy pracuje zdalnie. Niestety czasami z marnym skutkiem, nie wiem czy dobrą opcją nie byłoby dla niego wynajęcie jakiegoś biura, blisko domu. Nie wiem czy nauczy się działać zgodnie z planem, będąc w domu. Twoje wskazówki zdają się być mu znane, ale gorzej z ich realizacją ;)
Świetny tekst! U mnie najlepiej sprawdza się planowanie każdej godziny danego dnia w dniu poprzednim. Łatwiej wtedy wstać z łóżka i nie położyć się tam z powrotem jak mąż wyjdzie do pracy ;) kiedy mam zaplanowany cały dzień, już nie ma wymówek i zastanawiania się czym właściwie powinnam się teraz zająć. Jakby metoda małych kroczków do wykonania wielu zadań.
Przy opisie etatu „8-15” i „nic nas potem nie interesuje” mogłam się tylko uśmiechnąć.
Etat etatowi nie równy jak widać.