Katarzyna Grochola zalicza się do moich ulubionych pisarek. Powieści takie jak „Nigdy w życiu”, „Ja wam pokażę”, „A nie mówiłam”, czy „Zielone drzwi” pochłonęłam w dwa wieczory (choć pewnie mogłabym i w jeden ;). Jak zobaczyłam jej nową książkę w Empiku, przy okazji innych zakupów, musiałam ją mieć. Dawno nie sięgałam po Grocholę, ostatnią przeczytaną były „Zielone drzwi”(2010).
„Houston, mamy problem” to nie ta Grochola, do której byłam przyzwyczajona. Tak jak w poprzednich książkach głównym bohaterem była kobieta, tak w tej stał się nim mężczyzna. Na początku jakoś mi to nie pasowało, nie mogłam się odnaleźć w tym męskim świecie pisanym przez kobietę. Nie mogłam uchwycić nowego klimatu. Jednak w miarę zagłębiania się w fabułę, moja ciekawość rosła. Po pierwszych 100 stronach książka już mnie pochłonęła, a liczy 600 stron!
Bohaterem powieści jest Jeremiasz, trzydziestodwuletni, niepracujący w swoim zawodzie, operator filmowy, któremu życie wywraca się do góry nogami. W świecie Jeremiasza jest wiele kobiet, począwszy od nadopiekuńczej matki, kumpeli, sąsiadki „Szarej Zmory”, nastoletniej córki sąsiadów, a skończywszy na miłości jego życia – Marcie.
Pasją bohatera jest nie tylko film, ale także ptaki. W książce jest wiele, bardzo ciekawych, opisów zachowań różnych gatunków ptaków. Nie wiedziałam, że istnieją jadowite ptaki, albo że kukułki upodabniają swojej jaja do jaj innych ptaków, by je potem tam podrzucić.
Może wydawać się paradoksem, że kobieta opisuje zachowania faceta, jego myśli, jego postrzeganie świata, a w szczególności kobiet. Choć wiemy, że mężczyźni i kobiety różnią się między sobą nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim mentalnie, to i tak w życiu codziennym nie zdajemy sobie sprawy z tych różnic. Czytając książkę miałam przed oczami odpowiedzi, zachowania mojego męża i sama się z tego śmiałam, jak łatwo możemy się nie zrozumieć.
„Houston, mamy problem” to powieść lekka, zabawna, wciągająca i miejscami wzruszająca. Mimo rozwlekłego początku i faktu, że książka liczy 600 stron, czyta się ją szybko. Zdecydowanie polecam, nie tylko dla pań, ale też dla panów.
6 komentarzy
Co prawda do ksiażek pani Grocholi nie zaglądam (przeczytałam jedynie „Zielone drzwi”), to podziwiam panią Kasię jako osobę, która mimo, że wiele przeszła, wydaje się, że zachowała w sobie otwartość na ludzi, nowe doświadczenia i pogodę ducha…może spróbuję ksiązki „Houston..”, chociaz moja lista książek do przeczytania w 2013 jest juz długa:)
A co polecasz na Nowy Rok?
Mam liste obejmującą prawie 20 pozycji, więc wszystkich nie będę wymieniać;P Na pewno „IG 84” i „Kronika ptaka nakręcacza” Murakamiego (to jeden z moich ulubionych pisarzy!), Patricka Lapeyre „Życie jest krótkie, a pożądanie nie ma końca”, Ligockiej „Dziewczynkę w czerwonym płaszczyku” i „Dobre dziecko” ..to te najwazniejsze
Ja na początku nie mogłam przez tę książkę przebrnąć, męczyła mnie, ale jak już się rozkręciła, to połknęłam ją w 1 dzień :) polubiłam Jeremiasza :).
Miałam podobnie z początkiem książki, ale w miarę jak się zagłębiałam w fabułę, coraz bardziej mnie wciągała.
Również uwielbiam grocholę. Posiadam w domu jej wszystkie książki i nie wyobrażam sobie inaczej. Pisze lekko, przyjemnie i na prawdę fajnie ! A co do Houstona, to fakt, też byłam w szoku, że pisze jako mężczyzna :) chociaż bardzo dobrze jej to wyszło.