Co roku przed świętami, a może bardziej po (mądry Polak po szkodzie), obiecuję sobie, że w przyszłym roku podejdę to tematu Świąt Bożego Narodzenia spokojniej. Nie będę robić tylu potraw, które i tak potem lądują w zamrażalniku, bo nie ma komu jeść. Żołądek podczas świąt poddawany jest niezłym torturom i musi odpocząć od grzybów, kapusty, pierogów i bigosu przez następne kilka miesięcy. Potrawy więc czekają cierpliwie zamrożone, aż najdzie na nie ochota.
Co roku obiecuję sobie, że nie będę robić zakupów na ostatnią chwilę, bo stanie w gigantycznych kolejkach i polowanie na niezbyt już atrakcyjne kawałki mięsa, mija się z celem. Po mięso jeździłam na koniec miasta, by było świeże i dobrej jakości. Ale i tak zapomniałam o paru rzeczach. Na przykład o chlebie. I znowu trzeba było stać w kolejkach.
Co roku planuję większość potraw zrobić na dzień przed wigilią, by tego dnia nie stać już przy garach do wieczora. No i niestety stałam. Choć wigilię spędzamy u rodziny, to ja i tak wszystko przygotowuję w domu.
Na 10 minut przed wyjściem jeszcze sprzątanie kuchenki, oklejonej całodziennym gotowaniem. Nic nie może pozostać nieumyte. I kolejne święta w biegu. A jeszcze przed wyjściem Mikołaj przyniósł prezenty, które oczywiście nie mogą czekać do naszego powrotu, bo synek od rana wypatruje gwiazdki. No i mamy 5 minut na zerknięcie.
Cała bieganina porusza moje zwoje nerwowe do tego stopnia, że kładąc się spać tego dnia, nie mogę zmrużyć oczu. I żalę się mężowi, że znowu w biegu, znowu nerwy, znowu nie tak jak trzeba!
Chciałam być przygotowana do Świąt w 100%, no i nie wyszło! Nie tak jak zaplanowałam, wymyśliłam, ułożyłam sobie w głowie.
I doszłam do wniosku, że nie będę więcej planować, przynajmniej nie tak szczegółowo, pozwolę sobie na mały rozgardiasz, na niezorganizowanie wszystkiego. Jest to naprawdę trudne. Odkąd sięgam pamięcią, miałam tabelkę Excela w mózgu. Choć w przedmiotach ścisłych wcale nie jestem tak utalentowana, to mój mózg jest bardzo ścisły. Zero marginesu błędu! Takie życie jest nie tylko trudne dla mnie, ale też dla moich bliskich. Nie daję sobie prawa na spontaniczność.
Obiecuję więc sobie nie być tak dokładna, zorganizowana, zaplanowana w przyszłym roku. Pozwolę sobie na błędy, na niedociągnięcia i na spontaniczność. Przestanę się denerwować, że w czasie Świąt Bożego Narodzenia nie wszystko idzie zgodnie z planem. Z moim planem! Postaram się nie układać wszystkiego z takimi szczegółami. Oj będzie trudno!
4 komentarze
Myślę, że nie ma potrzeby patrzeć na to w ten sposób. Nikt nie jest doskonały i nie da się być robotem. Dlatego lepiej wrzucić na luz. Zamiast stresować się żeby wszystko wyszło idealnie, wypadałoby się bardziej skupić na refleksji i wyciszeniu. Na czerpaniu radości z Bożego Narodzenia. Tak więc, w ten drugi dzień Świąt korzystajmy z tego co najistotniejsze.
głeboki oddech i nie obiecujmy juz sobie nic:) cieszmy sie, ze sa nasi bliscy obok nas, sa zdrowi -to najwazniejsze…te chwile bedziemy pamietac a nie to czy kuchenka byla czysta ;D
Ja już zapomniałam o kuchence :)
dobry post, myslę, że często w ferworze przygotowan zapominamy o sobie i najblizszych…wszystko ma byc dopiete na ostatni guzik, wlacza się stres, nerwy….a po co?