Pamiętacie cykl Idealna szafa za małe pieniądze? Cieszył się sporą popularnością, ale na pewnym etapie tworzenia go trochę mnie przerósł. Złapałam się na tym, że narzuciłam sobie zbyt sztywne zasady dotyczące zakupu odzieży i budowania idealnej (!) garderoby. Idealna garderoba, czyli jaka? Zgodna z panującymi trendami, czy zgodna z moją osobowością i stylem? No właśnie! Dla jednych może być idealna, dla innych wręcz przeciwnie. Przy jej tworzeniu skutecznie pozbawiłam się spontaniczności i radości z kupowania czegoś nowego, zapędzając się pomału w pułapkę minimalizmu zakupowego.
Miało być relatywnie niedrogo, dobrej jakości, harmonijnie w stosunku do pozostałych elementów w mojej szafie i modnie. Doszło do tego, że bardzo ciężko było mi coś takiego znaleźć, i choć parę perełek udało mi się upolować w dobrych cenach, to przeważnie już po sezonie (np. kapelusz słomkowy, którego ani razu nie zdążyłam założyć). Czasem było zbyt drogo, czasem z kiepskiego materiału, a czasem zupełnie nie pasowało do reszty ubrań. Doszło do tego, że moja garderoba, choć wypełniona po brzegi, po prostu do mnie nie pasowała, a ja wciąż nosiłam te same zestawy ubrań, na które już dłużej nie mogłam patrzeć.
Kupuję tylko to, co naprawdę mi się podoba
Postanowiłam wrzucić na luz i kupować tylko to, co pasuje do mnie, mojego charakteru i stylu życia. Jeśli nie jestem przekonana do zakupu, nie kupuję wcale. Wolę mieć w szafie mniej ubrań, ale za to takich, które chętnie noszę, niż więcej rzeczy, których zwyczajnie nie lubię. Pilnuję jakości, czytam skład materiału na metce. Cena przestała być głównym kryterium zakupowym, choć oczywiście zwracam na nią uwagę. Nie mogę sobie pozwolić na wszystko, co w padnie mi w oko. Wychodzę jednak z założenia, że lepiej kupować rzadziej i nawet wydać więcej, niż częściej i nie być do końca zadowolonym z zakupów. Nieraz łapałam się na tym, że to co wyglądało dobrze na wieszaku sklepowym, w domu, w innym świetle, skomponowane z innymi elementami, już tak dobrze się nie prezentowało. Zazwyczaj już na etapie przymierzania w sklepie, miałam wątpliwości co do zakupu danej rzeczy. Zauważyłam, że jeśli odłożę taką rzecz, i dam sobie czas na przemyślenie powodów jej zakupu, często dochodzę do wniosku, że jej nie potrzebuję i rezygnuję z zakupu.
Jakość kontra ilość
Przez lata to jakość była moim głównym czynnikiem zakupowym. Takie rzeczy, choć droższe, wystarczały na lata. Ponieważ nie zawsze mogłam sobie pozwolić na coś droższego, zaczęłam kupować tańsze rzeczy, myśląc, że w ten sposób zaoszczędzę. Efekt tego był taki, że te tańsze ubrania często nie przetrwały sezonu, mechaciły się i traciły fason po jednym praniu, a ja musiałam kupić coś nowego. Wydawałam więc tyle, ile wydałabym na lepszej jakości egzemplarz. Trzeba jednak pamiętać, że nie zawsze cena idzie w parze z jakością. To, że coś jest drogie nie znaczy od razu, że jest dobrej jakości! Zdarza się, że ten sam rodzaj odzieży wykonany z poliestru bądź akrylu, kosztuje tyle samo, co jego odpowiednik wykonany z wełny czy bawełny.
Mniej znaczy więcej
Jeszcze niedawno zaglądałam do mojej szafy i zwyczajnie jej nie lubiłam. Pewnego dnia, pod wpływem impulsu, pozbyłam się wszystkiego, czego z różnych powodów nie nosiłam. W ten sposób ¾ zawartości mojej szafy wylądowało w kontenerze na odzież używaną (jako dowód załączam zdjęcie). Wiem, mogłam zrobić z niej lepszy użytek, oddać lub sprzedać, ale wiedziałam, że gdy tylko ochłonę wszystko wrzucę z powrotem do szafy. Nie żałuję absolutnie żadnej rzeczy, której się pozbyłam. Nie jestem sentymentalna ani wobec ubrań, ani innych przedmiotów. Nie lubię zagraconej przestrzeni, dlatego też nie kupuję wielu dekoracji i pamiątek z podróży. Nie kolekcjonuję przedmiotów i przede wszystkim nie kolekcjonuję ubrań, których nie noszę. Im mam mniej takich niechcianych ubrań, tym więcej mam tych, które noszę i problem nie mam się w co ubrać przestaje istnieć.
Relikty przeszłości
W mojej szafie jest teraz naprawdę niewiele, a wszystko co się w niej znajduje jest przeze mnie noszone. Nie ma egzemplarzy może kiedyś jeszcze założę, szkoda wyrzucić, albo jak przytyję/schudnę, będzie w sam raz. Pozbyłam się też wszystkich niewygodnych butów, które miały się rozejść. Pisałam Wam już, że problem ze znalezieniem rozmiaru 41/42 jest ogromny! W związku z czym zdarzało mi się kupować buty, które były prawie dobre, z nadzieją, że się rozejdą. Niestety, nigdy tak się nie stało.
Znam swój styl
Każdy z nas ma pewne upodobania i styl. Nie musimy daleko szukać, wystarczy zastanowić się, w czym czujemy się i wyglądamy dobrze. Gdy idę do sklepu od razu wiem, czy to, co widzę na wieszaku mnie się podoba i czy do mnie pasuje. Nie musi być zgodne z panującymi trendami, które co chwilę się zmieniają. Buduję moją garderobę powoli i stopniowo. Choć brakuje w niej jeszcze wielu klasyków, takich jak wełniany płaszcz, czy dobrze skrojona skórzana kurtka, to pomału i sukcesywnie dorzucam do niej egzemplarze, które naprawdę lubię i przede wszystkim te, które noszę z przyjemnością!
Na początku kariery blogowej, przeprowadziłam krótki, ale treściwy wywiad z Eweliną Rydzyńską, która na pytanie, skąd czerpać inspiracje do budowania własnej garderoby, powiedziała bardzo fajne słowa:
Inspiracją bądźmy same dla siebie. Słuchajmy swoich potrzeb, nie przebierajmy się za osoby, których stylizacje akurat wpadły Nam w oko. Dla mnie inspirujące bywają stylizacje w magazynach czy blogach, ale nie oznacza to, że gdybym włożyła kreację proponowaną przez innego stylistę czy blogera, czułabym się w niej dobrze. Ubranie to integralna część każdego z Nas, a najważniejsze by w ciuchach BYĆ SOBĄ :) Buduj swój własny i niepowtarzalny styl. Kopiowanie zawsze będzie repliką :)
Jestem ciekawa jak proces zakupów i budowania wymarzonej garderoby wygląda u Was. Czym się kierujecie przy wyborze ubrań? Jakością, ceną, a może to krój i fason są najważniejsze? No i pytanie zasadnicze, czy w swojej szafie macie ubrania, których nie nosicie, a których z pewnych względów, nie chcecie się pozbyć?
Jeśli spodobał Ci się post, zachęcam Cię do śledzenia bloga na Bloglovin, dołączenia do mnie na Facebooku lub Instagramie, a jeśli chcesz utrzymywać ze mną bardziej prywatny kontakt, zapisz się do Kameralnego Newslettera :)
42 komentarze
Jeśli chodzi o poznanie własnego stylu, to chyba każdy musi popełnić choć kilka zakupowych błędów, zanim go znajdzie :) mnie na szczęście coraz rzadziej zdarza się kupować coś pod wpływem impulsu, bo „takie ładne i modne”. Zwracam większą uwagę na to, w czym czuję się dobrze i czy się to komponuje z tym, co już mam w szafie. Niedawno udało mi się pozbyć sporej ilości rzeczy, które leżały od dłuższego czasu nienoszone i pomalutku dążę do takiej właśnie idealnej garderoby :)
Wow! Ale się rozpisałaś ;) Widać, że temat szafy wiercił Ci jakiś czas dziurę w brzuchu. Zbierało się, zbierało i w końcu wylało. Ja też jestem zwolenniczką robienia przemyślanych zakupów. I bardziej przemawia do mnie odkłanianie sum na porządne ubrania, niż non stop kupowanie czegos nowego. Chociaż są ciuchy, które kupuje się, żeby założyc je raz na kilka miesięcy. Ja mam tak z małą czarną. Rzadko się nosi, ale w szafie być powinna. No i kierowanie się własnym stylem – to chyba podstawa. Bo jedna z zasad dobrego ubioru mówi, że mamy być ubrane, a nie przebrane. Jeżeli coś nie pasuje do naszej osobowości, to nawet ładne, nie będzie na nas dobrze wyglądało, bo będeziemy się w tym źle czuły, co od razu rzuci się w oczy. Jak kobieta, która nie lubi obcasów, a je zakłada, bo musi, bo wypada, bo chce uchodzić za ultra elegancką. Ale się rozpisałam :)
Ja do tej pory nie mam małej czarnej, a przecież to klasyk. Wcale nie łatwo znaleźć taką bez udziwnień, zbędnych dodatków i dobrego materiału.
U mnie początkowo był szał. Kupowałam dużo modnych rzeczy, ale w lumpach. Przerabiałam je itd. Nie straciłam na tym dużo pieniędzy, a bez bankructwa przeszłam przez okres młodzieńczego szaleństwa modowego. Teraz zwolniłam, ale lubię mieć w swojej szafie modne ubrania. Kupuję je po prostu rozsądniej i nadal buszuję w sh, chociaż to już nie to samo co kiedyś. Teraz handlarze wpadają na dostawę towaru i wykupują wszystkie perełki już w pierwszych godzinach, kiedyś tego nie było.Dlatego coraz częściej zaglądam do sieciówek, chociaż ceny mnie załamują. Nie jestem przyzwyczajona płacić za rzeczy słabej jakości tyle kasy. Dlatego doceniam te co prawda droższe marki, ale produkujące ubrania wysokiej jakości. Dużo kominuję, żeby zaoszczędzić na ciuchach, pisałam nawet kiedyś taki poradnik. Myślę, że to bardzo dobrze, że uwolniłaś się od tego minimalizmu. Ja też nie jestem za byciem aż tak skrajnym Zawsze trzeba znaleźć złoty środek :)
Zawsze chciałam znaleźć coś w lumpeksie, ale chyba nie mam instynktu łowcy, albo te moje lumpy tak słabo zaopatrzone. Ceny w sieciówkach mnie również załamują i wolę wydać na dobrej jakości odzież od polskich producentów (Solar, Simple), która przetrwa niejedno pranie, jest skrojona i uszyta z dbałością o detale.
Na swoich studiach… Ponoć artystycznych, jak to lubią je zwać, mam okazję oglądać bardzo dziwnie ubranych ludzi. Ale tak naprawdę dziwnie. Długo miałam kompleks, że jestem taka zwyczajna… Na co dzień gładki sweter, basicowe koszulki, jeansy, proste ciuchy, bez wzorów, zero we mnie szaleństwa. Aż pewnego dnia po prostu uznałam, że taka jestem, nie potrzebuję się przebierać. Lubię proste kroje, dobrej jakości odzież w kilku kolorach-czarny, niebieski, granat, kolor czerwonego wina, szarość… Nie ubiorę różowego, fioletu, żółtego, bo to nie ja. Już nie żałuję, że jestem zwykła. To przychodzi z czasem i z nauką akceptacji tego, kim jesteśmy. Im jesteśmy starsze, im lepiej siebie same znamy, tym chyba mniej głupich wpadek… Choć na szczęście mam ich na swoim koncie niewiele, bo jestem ostrożna i zawsze byłam. Masz całkowitą rację, twierdząc, że najlepiej na luzie podejść do swojej szafy, kupować to, co do nas pasuje, do naszej pracy i naszego życia… Bo po co komuś ołówkowa spódnica, jeśli nie czuje się w niej dobrze, a pracuje się w warsztacie, albo jest się matką małych dzieci, które ciągle biegają? Co z tego, że to klasyk? Czasem lepiej sobie odpuścić odhaczanie punktów z listy i kupić to, co faktycznie nam odpowiada. Powodzenia w spokojnym kompletowaniu szafy!
Nie mogłabym się bardziej zgodzić :). Ja też już nie żałuję, że jestem zwykła :). Mam swoje ulubione zestawienia i nie mam potrzeby szukania „szałowych” ubrań”, jak kiedyś. I analizując swoją szafę coraz częściej dochodzę do wniosku, że tzw. klasyki w szafie dla każdego będą oznaczać coś innego i że wcale nie tutaj tkwi tajemnica stylu.
zgadzam się z Tobą w 100% ! moja szafa kiedyś była totalną klapą, tysiące nienoszonych rzeczy (no przecież ta koszulka kosztowała tylko 29.99 – musiałam ją wziąć), ale aktualnie jestem już po porządkach :) zdecydowanie lepiej mieć mniej rzeczy w szafie i w nich chodzić :)
Ja mam największy problem z przywiązywaniem się do ubrań („bo to miałam na sobie, gdy spotkało mnie coś miłego” – a tymczasem już od dawna nie pasuje) i z próżną nadzieją, że może jeszcze kiedyś schudnę. Taaak, akurat, od 6 czy 7 lat się nie udało, to pewnie się nie uda ;) W rezultacie mam pół szafy ubrań o rozmiar za małych lub takich, w których wprawdzie się mieszczę, ale nie najlepiej leżą. Zbieram się, żeby coś z tym w końcu zrobić.
W doborze ubrań najważniejsza jest dla mnie kolorystyka. Już dość dawno udało mi się określić jako kolorystyczny typ zimy, a teraz wiem, że jestem podtypem zimy czystej (clear winter).I nawet nie o to chodzi, że się ograniczam – po prostu już wiele lat temu, gdy nie miałam pojęcia o tym podziale, zauważyłam, że pasują mi akurat takie kolory (np. czarny, szafirowy, fiolet, czerwień, burgund, mocny róż, srebro), a np. od brązów czy pudrowych róży powinnam się trzymać z daleka, bo wyglądam w nich jak śmierć ;) Drogą prób i błędów skompletowałam sobie ubrania i kosmetyki kolorowe w takich właśnie barwach i raczej się tego trzymam, choć czasem pozwalam sobie na eksperymenty.
Jeśli chodzi o fasony, stawiam na rzeczy wygodne, a zarazem nadające się do pracy. Nie przejmuję się listami „must have” czy tzw. klasyków typu mała czarna, ołówkowa spódnica czy biała bluzka, bo i tak nie miałabym gdzie i kiedy ich włożyć, są za drogie, niewygodne lub do mnie nie pasują. Do pracy mogę się ubierać swobodnie, więc przez 90% roku chodzę w prostych dżinsach (zwykle ciemnych), a do tego różne góry – swetry, bluzki, marynarki itp. Buty – płaska podeszwa lub minimalnie podwyższony obcas, bo dużo chodzę pieszo. Uświadomiłam sobie, że nie posiadam ani jednej pary szpilek, jedynie balerinki :)
Masz idealnie dobraną garderobę do swojego stylu życia, jedynie z tymi za małymi ubraniami mogłabyś coś zrobić, a jeśli uda Ci się schudnąć to w nagrodę kupisz sobie nowe :) Większy luz w szafie wynagrodzi Ci ból związany z rozstaniem ;)
Gdybym pogrzebała w przeszłości to znalazła bym wiele stylistycznych błędów, lecz one takie na tamte czasy nie były. Obecnie w szafie wydaje mi się, że nie mam wpadek i wszystko co mam równie mocno mi pasuje i się podoba jak kiedyś. Niestety mam masę zbędnych rzeczy, ale ich nie wyrzucę bo z chwilowo jeszcze do mnie nie dociera, że z powodu leków mam już ich nigdy nie ubrać. W kwestii jakości to zwracam na nią uwagę, staram się jednak nie przedkładać tego za priorytet. Mam przez 5 lat nosić jeden ciuch bo ładnie wygląda nadal i szkoda wyrzucić? Wolę często na tańsze i trochę gorszej jakości ubrania postawić aby musieć je nawet czasami wyrzucić. :)
Ten rok upływa mi pod kątem wyrzucania butów. Nie liczyłam par, ale okazuje się, że w przyszłym po jednej na sezon mogę zakupić. Nie wiem czy z wydatków zadowolona jestem. Dumna jednak jestem z tego, że nareszcie pozbywam się zbędnych rzeczy. :)
Ja w sztucznych tkaninach czuję się trochę jak w folii, może to wynika z siły sugestii, bo wiem, że są sztuczne i „powinnam” w nich czuć się mniej komfortowo. Cena gra rolę, ale skład materiału bardziej, dlatego wolę zrezygnować z zakupu, niż kupić coś w dobrej cenie, czego nosić pewnie nie będę. Natomiast widzę, że jak pozbyłam się rzeczy, których nie nosiłam, przestałam mieć dylematy co na siebie włożyć.
Co do sztucznych tworzyw mam takie samo wrażenie jak Ty. Ale ja kupując taniej nie kupuje sztucznych tkani. Cena nie zawsze idzie w parze z jakością czyli drogie nie oznacza naturalne. :)
Oczywiście! Też buszuję po sieciówkach w poszukiwaniu naturalnych tkanin. Nie zaglądam do drogich butików.
Sentyment mam jedynie do rzeczy ponadczasowych, których wzór jest prosty i klasyczny. W takie ubrania zawsze warto inwestować, bo nie zakładamy ich jedynie raz, ale na wiele okazji – również dzięki temu, że za pomocą dodatków często można całkowicie zmienić ich charakter.
ja mam stope 41 i najwiecej butow znajduje w ciucholandach to jest lus takiego romiaru wszyscy zostawiaja te buty i czekaja na mnie;)
Jakość na pierwszym miejscu, choć cena też jest istotna. Pozdrawiam :)
U mnie zachodzą ostatnio dokładnie te same zmiany :) Kiedyś kupowałam dużo i były to nabytki jednosezonowe – słabej jakości i modne tylko przez sezon. Teraz znam lepiej swój styl i inwestuję w jakość. Fajnie, że ten kierunek zyskuje ostatnio na popularności :) W końcu „mniej znaczy więcej” :)
Ja z kolei kiedy byłam na studiach i zarabiałam swoje pierwsze pieniądze, zawsze stawiałam na wysoką jakość ubrań i wszelkich innych rzeczy. Potem założyłam rodzinę i priorytety się zmieniły, nie miałam ochoty wydawać dużo na ubrania, dlatego sporo w mojej szafie znalazło się ubrań z promocji, nawet dobrej jakości, ale zupełnie przypadkowych, nie dobranych do mojego stylu i osobowości. Efekt był taki, że szafa pełna, a ja zupełnie nie miałam się w co ubrać.
Ja w szafie mam jeszcze mnóstwo ubrań, których nie noszę. Ale stopniowo pozbywam się takich zalegających ciuszków. Nie chcę robić tego od razu, bo wtedy dopiero „nie będę miala się w co ubrać”, bo nie będę miała w czym wybierać. Póki co uzupełniam braki w swojej garderobie. Wiem, czego mam zdecydowanie za mało (jeden naprawdę ciepły sweter zimowy to za mało), a czego mam dużo ale słabej jakości, dlatego przydałoby się nowe – lepsze. Póki co, kieruję się przede wszystkim ceną i materiałami. Choć kupuje dużo mniej niz dotychczas i mogłabym sobie pozwolić na coś droższego, ale jeszcze nie ten czas. :) Trzeba znaleźć jakieś źródlo dochodu;)
Nie każdy ma możliwość kupienia raz a rzeczy drogiej, niestety. Ja szukam tanich odpowiedników ale z dobrego materiału. W outletach, „wielkich” wyprzedażach. Niestety kwestia skóry wygląda u mnie tak, że Nie noszę prawdziwej skóry. Ot tak, niedobrze się z tym czuję, a jestem bardzo prozwierzęca. Stąd mój problem z zakupem dobrych butów. Na ubrania mam taki sposób, że przeglądam w internecie dużo ubrań i daję sobie czas na zastanowienie. Te, które zapamiętam i wiem, że mi się spodobały okazują się warte zakupu. ;)
Ja też nie mogę sobie pozwolić na bardzo drogie ubrania. Doszłam do wniosku, że jeśli rzadziej kupię porządną rzecz, więcej na tym zaoszczędzę, niż gdy zrobię częstsze i tańsze zakupy. Oczywiście, zwracam uwagę na okazje! Podobnie jak Ty daję sobie więcej czasu na zakup, bo po pierwsze, gdy ochłonę często dochodzę do wniosku, że ta rzecz wcale nie jest niezbędna, a po drugie po jakimś czasie jest już przeceniona i mogę kupić ją taniej :)
Ostatnio upatrzyłam sobie sweterek zrobiony z mieszanki kaszmiru, bawełny i jedwabiu. Kosztował 119 złotych i długo zastanawiałam się do czasu aż znalazłam go wczoraj za 70 zł. :D
Rozmiar 41/42? O kurczę. :D A myślałam, że ja z moją czterdziestką mam ciężko. ;)
A gdzie go wypatrzyłaś? Świetny skład!
A w Mango. ;>
To chyba wazne by wlasnie byc soba i czuc sie soba. Pozdrawiam serdecznie Beata
Zwracam bardzo dużą uwagę na jakość, nauczyłam się odkładać na wieszak najpiękniejsze ciuchy tylko dlatego, że miały w składzie poliester. Nie wiem, czy przez to nie wpadłam w pewną pułapkę, bo zdarza mi się obejść całe centrum handlowe i nie kupić nic, co by mnie zadowoliło.
Mam dokładnie tak samo! Często wracam z pustymi rękoma z galerii. Zdarza mi się jednak wyłapać wśród masy poliestrowych ubrań, egzemplarze wykonane z lepszych materiałów.
Najgorzej, kiedy wbijesz sobie w głowę tą mantrę tak bardzo, że nawet nie dotykasz już ubrań ze „złych” materiałów, a nagle okazuje się, że potrzebujesz kiecki na jakąś konkretną okazję, idziesz do CH, a tam same sukienki z poliestru i nie wiesz co ze sobą zrobić. ;)
No ja sobie ją już tak wbiłam, że nie wzięłabym tej poliestrowej. Ale to prawda, szczególnie sukienki trudno znaleźć z innych materiałów niż poliester. Lekką domieszkę mogę zaakceptować (10-20%). Ostatnio znalazłam fajną sukienkę w Reserved z mieszanki bawełny i wiskozy, miała w składzie 10% poliestru. Niestety nie jest to bardzo elegancka sukienka, raczej taka codzienna, ale bardzo ją lubię :)
Mam tak samo. Nie kupuję nic z materiału, który mi nie odpowiada. I moja obserwacja – w necie to trochę jakby lans opowiedzieć jakim to się jest świadomym konsumentem. W realu patrzą na ciebie jak na dziwaka.
Ja myślę, że poszukiwanie własnego stylu to niekończąca się przygoda. Teraz bardzo jestem w ten temat wkręcona i skrupulatnie buduję swoją garderobę od kilku miesięcy. Na razie głównie opiera się na wyrzucaniu i dopasowywaniu, ale myślę, że jestem na dobrej drodze. Nad jakością kupowanych ubrań muszę popracować i zamienić kilka ciuchów jednosezonowych na takie, które mi posłużą. U mnie ma to dodatkowy plus, bo nie lubię zakupów :D
Wczoraj trafiłam na tego bloga(dlaczego tak późno?!) :) Przeczytałam wszystkie posty dotyczące fotografii i już czekam na kolejne :) Są po prostu genialne, wszystko tak wytłumaczone, że nic tylko zdjęcia robić :) Inne posty też przeglądałam i uwielbiam Twoje zdjęcia . Sama mam lustrzankę od miesiąca i wyczytywanie z instrukcji potrzebnych rzeczy było dla mnie straszne a wczoraj znalazłam odpowiedzi na tyle pytań więc DZIĘKUJĘ :)
Bardzo się cieszę Dagmara, że do mnie trafiłaś. Rozumiem ból związany z czytaniem instrukcji. Gdy kupiłam swoją lustrzankę, starałam się ją przeczytać, doszłam do połowy i poległam. Staram się opisywać wszystko jak najbardziej czytelnie i przejrzyście. Powodzenia w fotografowaniu :)
Ze wszystkim tym się zgodzę!
Powiem szczerze, ze u mnie idzie to dość mozolnie. Moze dlatego, że z racji życia „na wsi” i to takiej którą traktuje jako drugi etat (tak, tak Rolniczka pełną parą) muszę mieć ubrania i do biura, i na kawę ze znajomymi i „na rolę”. Dlatego mimo iż jakość moich ubrań się podniosła to ich liczba spada bardzo, bardzo powoli. W tym roku obiecałam sobie, że co miesiąc będę kupować jedną rzecz. Czasami były to buty, czasami ciuchy. Jedna rzecz- a cieszyła bardziej niż cała siatka zakupów. Kluczem chyba było to, że każdy zakup był przemyślany. I kiedy wydawałam pieniądze byłam w 100% pewna już przy kasie, że to dobry wybór. :) Z sumy tych „dobrych wyborów” możemy sie dowiedzieć jakie jesteśmy i co lubimy. Jeśli jeszcze tego nie wiemy. :)
Najgorzej ubrać na siebie cały zestaw prosto z wieszaka. Niby idealnie dopasowane ciuchy i dodatki, tylko, że wygląda się sztucznie. Jak manekin, w rzeczy samej ;)
Nigdy nie próbowałam ubrać się w te same ciuchy, które na manekinach tak fajnie się prezentują. Głównie dlatego, że ciężko jest znaleźć je później na wieszakach.
Też ostatnio zrobiłam taką czystkę – nie chciałam oddawać odzieży do kontenerów, bo różne rzeczy już na ten temat słyszałam (że potem prywatne firmy robia z tego albo szmaty albo oddają do lumpeksów), ale na szczęście Babcia miała znajomą z trójką dzieci, która naprawdę potrzebowałam ubrań, a tych które nie pasowały, oddawała innym potrzebującym :) Powoli zaczynam wymieniać ciuchy w szafie i powoli zaczynam czuć się w nich coraz lepiej ;) Takie czystki sa bardzo pomocne!
Ja często łapię się na tym, że szukam czegoś konkretnego i…pustka. Albo wręcz odwrotnie, spontanicznie podoba mi się coś na pozór klasycznego i okazuje się, że do niczego nie pasuje… Postanowiłam nad tym panować i przemyśleć swoje błędy. Mam nadzieję, że powoli wkraczam na dobre tory.
Ja w dalszym ciągu mam problem z ubraniami na kiedyś, jakoś nie potrafię się ich pozbyć :/ Z zakupami mam ten problem, że podoba mi sie wszystko albo nic, więc często wychodzę z niczym, ale nie chodzę na zakupy wcale. Błędne koło.
Tak, ciągle jeszcze mam takie ubrania – na okazje, które zdarzają się rzadko. Żakiet, sukienka, spodnie garniturowe. Nie widzę sensu ani się ich pozbywać, ani chodzić na co dzień…