Kiedyś zupełnie nie zwracałam uwagi na skład materiału, z którego uszyte są ubrania. Co prawda starałam się kupować rzeczy marek, które miały dobrą renomę, a ich produkty służyły mi przez długie lata, ale tak naprawdę nie wiedziałam co wpływało na ich trwałość. Nie miałam pojęcia, które sukienki były uszyte z poliestru, a akryl wydawał mi się ok. Liczył się przede wszystkim wygląd.
Większa świadomość zakupów przyszła w momencie buntu na wszechobecną sztuczność, zarówno w produktach żywnościowych, kosmetykach jak i ubraniach. Zaczęłam sprawdzać metki w poszukiwaniu naturalnych tkanin, przywiązywać większą wagę do szycia, przestałam godzić się na płacenie niemałych pieniędzy za kiepskiej jakości odzież, tylko dlatego, że jest sygnowana znanym logo.
Mimo to, kiedyś tych porażek zakupowych było zdecydowanie mniej. Mam wrażenie, że szybko zmieniające się trendy, rosnące zapotrzebowanie na modę, spowodowało przerost formy nad treścią. Producenci zaczęli przykładać mniejszą wagę do jakości swoich produktów. Zatrudniają mniej wykwalifikowanych pracowników, korzystają z gorszej jakość materiałów, wszystko po to, by obniżyć koszty produkcji. Kiedyś spodnie Wranglera były nie do zdarcia, trudno było je znosić. Teraz jedna para jeansów wystarcza w najlepszym razie na kilka sezonów. Podobnie jest z Zarą. Pamiętam, gdy po raz pierwszy odkryłam ten sklep kilkanaście lat temu w Hiszpanii. Wtedy jeszcze Zary nie było w Polsce. Byłam nią oczarowana. Moje pierwsze zagraniczne zakupy w Zarze przetrwałyby do dziś, gdyby nie fakt, że od tamtego czasu zmieniłam rozmiar. Podobał mi się zwyczaj tworzenia długich nogawek spodni, z szerokimi mankietami, które można było idealnie dopasować do wzrostu. Teraz już tego nie ma. Oszczędność materiału? Obecnie Zara ma coraz gorszą renomę u osób ceniących ideę slow fashion, które przeciwstawiają się szybkiej modzie.
Czasy się jednak zmieniają i zmienia się również świadomość konsumentów. Coraz częściej zaczynamy zastanawiać się nad tym co jemy, czym pielęgnujemy nasze ciała i z jakich materiałów uszyte są nasze ubrania. Idea slow fashion towarzyszy mi od dłuższego czasu, dzięki niej w końcu w mojej szafie zaczęła panować harmonia, a ubrania służą mi znacznie dłużej niż kilka lat temu. Oczywiście wciąż zdarzają się potknięcia, czasem coś, co w sklepie wygląda super, w domu już tak nie zachwyca. Poza tym doskonale wiemy, że bawełna bawełnie nie równa i pomimo świetnego składu na metce, ubranie po pierwszym praniu nadaje się do kosza. Jak więc unikać porażek zakupowych? Zdradzę Wam kilka moich sprawdzonych sposobów.
Motyw zakupu
Przede wszystkim dla mnie istotny jest motyw zakupu. Dzisiaj mając dostęp do Internetu z każdego urządzenia, w prawie każdym miejscu na świecie, jesteśmy łatwym łupem dla speców od marketingu. Jeżeli widzimy, że co druga blogerka na Instagramie pokazuje się z torebką marki X, potrzeba zakupu zaczyna pojawiać się najpierw w naszej podświadomości, by potem kierować naszymi wyborami podczas zakupów. Zaczynamy marzyć o tej samej torebce, pomimo tego, że wcześniej nigdy byśmy na nią nie zwróciły uwagi.
Sama łapię się na tym, że coś co z początku nawet mi się nie podobało, po przeskrolowaniu tysięcy zdjęć z tym produktem w różnych stylizacjach, zaczynam patrzeć na daną rzecz zupełnie inaczej. Pamiętam jak na początku sezonu wiosna/lato 2015 zarzekałam się, że nie będę nosić torby z frędzlami w stylu boho. Teraz po tym jak frędzle pojawiają się dosłownie wszędzie już taka radykalna nie jestem. To zupełnie normalne, że ulegamy mechanizmom marketingowym, ale niezwykle ważne jest żebyśmy byli tego świadomi. Dlatego zawsze pytam siebie o motyw zakupu. Czy gdyby wspomniana już torebka w stylu boho, nie pojawiła się u znajomych blogerek, to czy nadal byłabym nią zainteresowana? I drugie pytanie – czy gdybym nie pokazywała moich wyborów zakupowych na blogu, czy Instagramie, też zdecydowałabym się na jej zakup? Jeśli odpowiedź brzmi tak, z czystym sumieniem kupuję.
Staram się trzymać swojej kolorystyki
Moje najczęstsze porażki zakupowe, wynikały z nietrzymania się swojej kolorystyki. Na przykład kupiłam sukienkę w kolorze, do którego nie miałam ani butów, ani torebki. Musiałam je dokupić. Sukienkę i tak założyłam raz, na wesele. Dlatego teraz zanim kupię coś w mocnym kolorze, innym niż czerń, biel, szary czy beżowy, zastanawiam się dwa razy. Warto zwrócić uwagę na to, w jakich kolorach wyglądamy korzystnie. 12 stopniowa analiza kolorystyczna może okazać się pomocna, chociaż czasem ciężko jednoznacznie określić jakim typem urody jesteśmy. Warto pamiętać, że istnieją różne odcienie każdego koloru, mogą występować zarówno w ciepłej i zimnej tonacji. Dlatego nie dajmy sobie wmówić, że na przykład niebieski jest nie dla nas, bo wszystko zależy od jego tonacji.
Ja stosuję metodę empiryczną, czyli przykładam do twarzy różne kolory i sprawdzam, czy moja cera się rozświetla, a kolor oczu nie blednie. Dodatkowo warto spojrzeć na odcień swojej skóry, czy jest ciepły, czy zimny, spojrzeć w jakiej biżuterii czujemy się lepiej – srebrnej czy złotej. Kiedyś nosiłam jedynie srebro, do momentu gdy zrozumiałam, że przy moim złotawym odcieniu skóry, złoto prezentuje się korzystniej. Obecnie staram się trzymać stonowanej kolorystycznie garderoby, z niewielkimi mocniejszymi akcentami. W mojej szafie dominują beże, szarości, biel i czerń (choć raczej nie przy twarzy, pamiętajmy, że czerń podkreśla cienie pod oczami i ogólnie dodaje lat).
Mam przy sobie listę rzeczy na dany sezon
To nie znaczy, że kupuję wszystko to, co zanduje się na liście. Na przykład od kilku już sezonów widnieje na niej klasyczny trencz w kolorze piaskowym. Nie udało mi się dotąd znaleźć takiego, który spełniałby wszystkie moje wymagania. Nie kupuję nic na siłę. Poczekam, aż trafię na wymarzony model, na który będzie mnie stać. Lista jest dla mnie wybawieniem przed impulsywnymi zakupami. Zazwyczaj w sklepie nie pamiętamy dokładnie o jakie elementy warto byłoby uzupełnić naszą garderobę i kupujemy to, co akurat wpadło nam w oko. Tym sposobem nie przybliżamy się do stworzenia garderoby, w której wszystkie elementy są spójne i pasują do siebie nawzajem. To nie znaczy, że nie możemy pozwolić sobie na odrobinę szaleństwa i wprowadzenia do naszych szaf czegoś zgoła odmiennego, jakiegoś trendu, który w danym sezonie przypadł nam do gustu. Z listą jest jednak łatwiej mieć nad wszystkim kontrolę. Mam ją zapisaną w telefonie, w aplikacji Google Keep. Regularnie ją edytuję uzupełniając, bądź wykreślając niektóre punkty.
Trzymam się sprawdzonych marek
Dobrym sposobem na unikanie porażek zakupowych jest trzymanie się marek, które są przez nas sprawdzone. Pamiętajmy jednak, że w ramach każdej marki są bardziej lub mniej udane linie, warto więc stosować zasadę ograniczonego zaufania i zawsze sprawdzać skład materiału na metce. Wspominałam Wam już o markach, które lubię, od tego czasu trochę się zmieniło, ale nadal zaglądam do Tatuum, Solar, Simple, Massimo Dutti, Esprit, od lat kupuję jeansy Wranglera, a na torebki poluję w TK Maxxie.
Sprawdzam jakość
Oprócz składu materiału, sprawdzam dokładnie, czy ubranie jest uszyte z dbałością o detale. Czy szwy są równe, brzegi niepostrzępione, materiał nie jest zmechacony już na wieszaku, ubranie mocno się nie gniecie, jest równo skrojone, dobrze układa się na ciele i nie ma defektów. Niby są to oczywiste rzeczy, ale ileż razy w gorączce zakupów, czy pod wpływem zmęczenia, tracimy ochotę na sprawdzanie takich szczegółów! Po przyjściu do domu okazuje się, że odzież posiada wady fabryczne. Nieprzyjemna sytuacja, której możemy uniknąć, jeśli dokładnie obejrzymy ubrania w sklepie.
Sprawdzam rozmiary sąsiadujące
Rozmiar rozmiarowi nierówny i gdy w jednym sklepie rozmiar 38 idealnie na mnie pasuje, w drugim będzie za mały. Warto mierzyć rozmiary sąsiadujące. Skandynawskie marki mają zazwyczaj powiększoną rozmiarówkę, względem polskich producentów. Włoskie oznaczenia na metkach są zupełnie mylące, bo okazuje się, że moim rozmiarem nie jest jest 38, a 42. Jestem wysoka, mam 179 cm wzrostu, a przy tym jestem dość szczupłej budowy, dlatego niełatwo jest mi dobrać ubrania, które mają talię w miejscu mojej talii, albo odpowiednio długie rękawy, czy nogawki spodni. Czasem bluzka w rozmiarze 38 jest idealnie dopasowana do mojej figury, podczas gdy rękawy są za krótkie. Kiedyś wzięłabym rozmiar większą, by dopasować rękawy, kosztem dopasowania w talii, biuście i ramionach. Dziś nie godzę się na kompromisy. Jeśli ubranie dobrze nie leży, nie kupuję.
Unikam impulsywnych zakupów i uważam na wyprzedaże
Zakupy pod wpływem impulsu to najczęstsza przyczyna przepełnionych i niezorganizowych szaf. Najbardziej zgubne są wyprzedaże. Wydaje nam się, że kupujemy coś okazyjnie, a tak naprawdę do naszej szafy trafia kolejna niepotrzebna para spodni. Wyprzedaże mają wtedy sens, gdy kupujemy dokładnie to, czego potrzebujemy, by uzupełnić naszą garderobę. Warto sięgać po przecenioną odzież, która nie jest charakterystyczna dla danego sezonu, więc przyda się także w następnym. Koszule nosimy przecież zarówno zimą jak i latem, podobnie spodnie jeansowe, t-shirty, czy różnego rodzaju dodatki. Podczas wyprzedaży zawsze posiłkuję się listą, dlatego nie grozi mi kupienie czegoś co powiększy kolekcję rzeczy nieużywanych. Pamiętajcie, że nie zawsze musicie wyjść ze sklepu z czymś nowym. Wielokrotnie wychodzę z zakupów z niczym. Nie biorę czegoś co ostatecznie może być, nigdy nie jestem zadowolona z takiego zakupu po powrocie do domu. Cierpliwie czekam, aż znajdę coś spełniającego moje wymagania.
Zakupy to nie inwestycja
Przyjęło się mówić, że inwestujemy w dobrej jakości ubrania i dodatki. Warto pamiętać jednak, że zakupy nie są inwestycją. To są realnie wydane przez nas pieniądze. Owszem jestem zdania, że warto wydać więcej na pewne elementy odzieży, jak wełniany płaszcz, skórzaną ramoneskę, torbę, czy garnitur, bo mogą posłużyć nam przez wiele lat, ale nadal jest to wydatek, który warto dobrze przemyśleć. Kupuję mniej i wybieram mądrze, by cieszyć się wszystkimi elementami w mojej szafie. Nie wkładam do niej eksponatów zbierających kurz, licząc na to, że przetrwają pokolenia.
Nie da się do końca uniknąć porażek zakupowych, nie zawsze uda nam się przewidzieć jak ubranie będzie zachowywało się podczas noszenia, jak będzie wyglądało po praniu, nawet jeśli szczególnie o nie dbamy. Podczas zakupów staram się wybierać elementy, które pasują do przynajmniej trzech gór, lub analogicznie do trzech dołów, by mieć pewność, że będę miała z czym je zestawić. Zdarzają się jednak podtknięcia. Czasem jest to kolor, który do końca nie pasuje do reszty, czasem fason, który deformuje sylwetkę. Nie zamęczam się nietrafionymi zakupami, daję sobie prawo również do błędów, nie popadam w obłęd towrzenia idealnej szafy, w końcu nie jest ona najważniejszą rzeczą na świecie.
Jestem ciekawa, czy zdarzają się Wam porażki zakupowe. Moja ostatnia to, strój kąpielowy, którego kolor do końca do mnie nie przemawia, pomimo tego że świetnie leży. Macie jakieś swoje sposoby, by unikać takich zakupów? Mam wrażenie, że lista nie jest w pełni wyczerpana. Nie obejmuje na przykład sklepów internetowych, w których trudniej jest wybrać coś, co się sprawdzi. Dajcie koneicznie znać!
Jeśli post okazał się przydatny, będzie mi miło, jeśli podzielicie się nim ze znajomymi, korzystająć z przycisków poniżej. Bardzo dziękuję! :)
28 komentarzy
Temat jakże uniwersalny poruszyłaś. Mam o tym przeświadczenie praktycznie za każdym razem, gdy coś kupię. W pełni zgadzam się i podpisuję rękami pod tym, co powiedziałaś. Staram się, nie zawsze to wychodzi, unikać modowych porażek. Moim sposobem są częste tzw. ” łowy” w second- handach. Niejednokrotnie się przekonałam, że rzeczy tam zakupione jakością przewyższają towar, ktòry znajduje się w sklepie. Nie wspomnę już o perełkach, ktòre są jedyne w swoim rodzaju. Uwielbiam to uczucie, że mam coś, czego nie ma nikt inny. Ubrania, torebki bądź buty noszę długimi latami i nie mam poczucia pieniędzy wywalonych w błoto. Wędrując przez galerie handlowe coraz silniej utwierdzam się w przekonaniu, że to, czym kuszą nas firmy, marki, wystawy itd nastawione jest na ilość, a nie jakość. Za większość tych rzeczy nie dałabym ani złotòwki, tym bardziej nie wzięłabym nawet gdyby mi je dawano za darmo. Naprawdę coraz ciężej jest znaleźć coś, co nie byłoby byle jakie, dobre gatunkowo, w ilości mniejszej niż hurtowa i w przystępnej cenie.
Nie dajmy sië zwariować, tym bardziej, że żyjemy w coraz bardziej świadomych czasach. Tak jak i Ty, oscyluję w klasykę, bo wiem, że pewne fasony i kolory zawsze będą modne.
Nauczyłam się też, że marka i cena niekoniecznie idą w parze z tym, czego naprawdę potrzebujemy i szukamy. Wyprzedaże, jak dla mnie, pokazują ile towar w sklepie naprawdę jest warty.
Pozdrawiam,
Klaudia
Klaudia bardzo fajnie, że wspomniałaś o second-handach, rzeczywiście można znaleźć tam unikatowe i dobrej jakości ubrania. Skąd wiadomo, że jakość takiej rzeczy jest dobra? Bo skoro ktoś ją nosił, prał i nadal jest w bardzo dobrym stanie, to znaczy, że o jakość nie musimy się martwić. Coraz trudniej znaleźć w galeriach handlowych ciekawe ubrania i dodatki, też to zauważyłam, dlatego bardzo często wychodzę z niczym. Nie śpieszę się z zakupami i staram się nie iść na kompromisy. Ostatnio bardziej skłaniam się do zakupów przez internet, bo mam dostęp do wielu marek, których nie ma na naszym rynku.
Bo czas drogie Koleżanki wreszcie wyjść z galerii handlowych! Przespacerujcie się po ulicach Waszych miast. Ile tam fajnych sklepów, butików często z polskimi markami. Dobrych sklepów multibrandowych nie znajdziecie w galeriach! Galerie to sieciówka i wyzysk dzieci z Trzeciego Świata. Jest tyle polskich marek , o których nie macie pojęcia buszując po sieciówkach : BIALCON, RABARBAR,ECHO,DAN HEN , SU i wiele innych.
Patti
Ja właśnie jestem na etapie kompletowania szafy wiec temat na czasie :)
U mnie porażek zakupowych jest coraz mniej, praktycznie nie pamiętam już co ostatnio kupiłam i byłam nie byłam zadowolona. Kieruję się podobnymi zasadami jak Ty już na etapie zakupów;)
U mnie też coraz bardziej świadome zakupy, z czego się niezmiernie cieszę. Często wychodzę ze sklepów właśnie z niczym, bo nie warto rzucać się na pierwsze lepsze koszulki tylko dlatego, że są przecenione :)
Ja cały czas myślę o zegarku takim jak Twój. Czy on się dobrze użytkuje i trzyma? Czytałam wiele opinii, że szybko się psuje i boję się zamawiać go ze Szwecji. Kody rabatowe na blogach bardzo mnie
kuszą! :)
Mam go niecałe 2 m-ce, na razie służy mi bardzo dobrze, ale o jakości można wypowiedzieć się po dłuższym czasie. Noszę go praktycznie codziennie, szkło się nie rysuje, mechanizm pracuje bez zarzutu, pasek skórzany jest solidnie wykonany. Myślę, że nie ma się czego obawiać. :)
Bardzo długo miałam problem z zakupem odzieży. Kupowałam to co mi wpadło w oko, zupełnie nie zwracając uwagi, czy będę miała do czego to nosić. Kończyło się tak, że w szafie leżała idealna spódnica w kwiatki i idealna bluzka w kratkę, a ja nadal nie miałam w czym chodzić, bo jedno do drugiego nie pasowało. Z wiekiem przestałam szukać rzeczy idealnych, a stałam się bardziej praktyczna. Spokojnie odmówię sobie pozłacanej sukni wieczorowej, która strasznie mi się podoba, a której nie miałabym gdzie założyć, na rzecz prostej dzianinowej sukienki, którą będę mogła nosić na co dzień. Do pewnych rzeczy, trzeba chyba po prostu dojrzeć.
Ja z ciuchowymi zakupami raczej nie mam problemow. Gorzej z tymi spozywczymi ;)) Ale tez jakos staram sie panowac nad sytuacja!
Jutro jadę na przed urlopowe zakupy więc Twój post spadł mi z nieba :)
Udanych łowów i jeszcze lepszego urlopu! :)
Masz rację, że wyprzedaże są zgubne… przy ostatnich porządkach w szafie wyrzuciłam najwięcej rzeczy zakupionych właśnie na wyprzedaży :/
Wyprzedaże są dobrą okazją, by uzupełnić braki w szafie, ale trzeba być bardzo czujnym, by nie kupować rzeczy, które nie spełniają naszych wymagań. Jeśli mamy już coś upatrzonego, ale w pierwotnej cenie jest dla nas za drogie, warto zajrzeć do sklepu za jakiś czas. Pierwsze obniżki następują dosyć szybko. Kupiłam tak już wiele rzeczy, z których jestem zadowolona.
tak, wtedy wyprzedaże mają sens:) ja najczęściej kupowałam rzeczy na mnie za małe… najlepiej wychodziłam np. na torebkach :)))))
Genialne! Do tej pory albo unikałam zakupów jak ognia lbo kupowałam kompulsywnie. A z dobrym podejściem nawet zakupy nie są straszne ;)
„Przyjęło się mówić, że inwestujemy w dobrej jakości ubrania i dodatki. Warto pamiętać jednak, że zakupy nie są inwestycją. To są realnie wydane przez nas pieniądze.” prawda :)
Też przemawia do mnie cała idea slow fashion. Od dawna dbam o zdrowe odżywianie, zwracam uwagę na to co jem. Teraz zwracam też większą uwagę na jakość ubrań. Tak jak ty zrobiłam analizę kolorystyczną (okazało się, że intuicyjnie trafiałam dobrze, ale zdarzały się pojedyncze wyskoki, które nie miały dobrego skutku) i określiłam swój styl (frędzlom mówię tak!). Też staram się określać motyw zakupu i nie kupuję nic na siłę. Jeszcze nie wypracowałam swojej wymarzonej garderoby. Myślę jednak, że jestem na dobrej drodze :) Porażki się zdażają. Ostatnią kurtkę udało mi się jednak zwrócić.
Bardzo przydatny post. Z pewnością skorzystam z Twoich porad :)
Bardzo przydatne wskazówki. Szczególnie taz, kiedy króluje moda na ubrania, które nie są odszyte i wykończone-póki są nowe i na wieszaku mogą się nawet podobać (to kwestia gustu), jednak po wypraniu nie wyglądają.
Oj też nie lubię gdy ubrania nie są zakończone, a tegoroczne jeansy, które nie mają podłożonych nogawek, zupełnie nie są w moim stylu. Poza tym, masz racje, takie ubrania szybciej się niszczą, niepodłożone końce mają tendencję do rolowania się i siepania.
I dziwi mnie to,że dorosłe osoby sie na to godzą. Nie dziwi mnie, że nastolatki nie zwracają na to uwagi bo w takim wieku sa inne priorytety ale dorośli…Jak widać nie dla wszystkich ważna jest jakość…
Nie znoszę podartych jeansów. Nie wiem, co się stało w tym roku, ale 90% wszystkich sztuk, gdzie się nie poszło, było podarte albo przynajmniej mocno poprzecierane. Chciałabym, żeby ktoś mi wytłumaczył, czemu potrzebuję nowych spodni z dziurami zamiast zostać przy starych spodniach, w których od użytkowania porobiły się dziury (jak już bym chciała, oczywiście, świecić kolanami), bo zupełnie tego nie pojmuję.
Akurat miałam na mysli coś innego ale masz rację, dziurawe dzinsy, szczególnie te z dziurami na całych kolanach albo ciągnącymi sie od połowy łydki, po niemal koniec uda to naparwde nie jest estetyczne ani praktyczne.
Tylko, że tutaj zowu pojawia sie dyskusja o gustach, a o gustach, jak wszyscy wiemy, się nie dyskutuje ;)
Może zabrzmi to dziwnie, ale najlepszym sposobem na unikanie porażek zakupowych jest… jak najczęstsze kupowanie ubrań. Jak się przeczyta wszystkie komentarze pod tego typu wpisami (i minimalnej szafie, slow fashion itp.) to zawsze pada „Mam/miałam właśnie taki problem, za dużo kupuje badziewia i nie mam w co się ubrać”. Aby wiedzieć jaki jest Twój styl, wiedzieć co lubisz, co Ci pasuje i w ogóle kim się jest, to kwestia czasu i aby się dowiedzieć trzeba przejść przez okres beznadziejności we własnych szafach. Taka nauka na błędach ;) Chyba już ktoś napisał wcześniej – to kwestia dojrzałości ;)
Takich wpisów nigdy dosyć! Ja cały czas łapię się na tym, że najpierw coś kupię, a później pomyślę. Tak było z czarnym kombinezonem, na który skusiłam się w czerwcu. Wiesz, ile razy go założyłam do dnia dzisiejszego? Ani razu! I już wiem, że raczej go nie założę. Chciałam mieć taką rzecz, ale jednak niepotrzebnie poszłam na kompromis w przymierzalni. Dlatego teraz muszę go po prostu sprzedać i szukać tego idealnego. Pomyłki zdarzają mi się jeszcze bardzo często, jednak jestem tego świadoma, a to już krok w dobrym kierunku. Dzięki za ciągłą inspirację!
Żeby sprawdzić, czy ciuch faktycznie mi się podoba, wysyłam sobie samej „pocztówkę z przyszłości”, tj. wyobrażam sobie, że leży rozmemłany w moim pokoju, pomiędzy stosem rzeczy „jeszcze nie do prania” albo że wisi na manekinie, w witrynie szmateksu. Oczywiście w maksymalnie tandetnej stylizacji. Jeśli w tej wizualizacji ubranie nadal mnie zachwyca, to znaczy, że faktycznie jest ładne i warto się nad nim pochylić.
Torebki ze skóry najlepiej jest kupować na ryneczkach. Polskie wyroby są tańsze, dobrej jakości, a dodatkowo wspomaga się rodzimą gospodarkę.