Nie przekonują mnie teksty, że życie zaczyna się po 30-stce, bo się nie zaczyna, ono się po prostu zmienia. Nie przekonują mnie teksty, że po 30 dopiero człowiek zaczyna korzystać z życia, jest dojrzały, więc podejmuje rozsądne decyzje, jest ustawiony finansowo, więc może wreszcie sobie pozwolić na wyjście do klubu, bez uprzedniej zaprawy w domu. Nie przekonują mnie także teksty, że po 30 to dopiero jest seks, bo człowiek osiąga pełną dojrzałość seksualną, a kobieta w tym wieku osiąga ponoć szczyt formy.
Jestem po trzydziestce i choć nadal wydaje mi się, że mam 25 lat, to zmieniło się we mnie sporo. Nie chodzi mi już o te zmarszczki, które niestety się pojawiają, albo cerę, która po nieprzespanej nocy nie odzyskuje tak szybko świeżości . No dobra o to też, trochę. Ale chodzi mi głównie o to, że po trzydziestce zmienia się pryzmat, przez który człowiek patrzy na świat. Już nie taki naiwny, kolorowy, szaleńczy, ale bardziej wyważony, stonowany, spokojny.
Już nie jest ważne, czy w weekend będę ostatnią sierotą, która spędzi go w domu, z rodzicami, bo większość weekendów taka jest, tylko zamiast rodziców, jest własna rodzina. Już nie muszę iść do klubu by zamówić rządek niebieskiego kamikadze i wypić jeden po drugim, by dopiero ruszyć na parkiet wyginając się jak łania na wybiegu. Zupełnie mnie to nie bawi, muzyka zbyt głośna, miejsc siedzących brak, a dookoła nie Ci ludzie. Zbyt młodzi, zbyt hałaśliwi, zbyt wystrojeni. Oni zupełnie do mnie nie pasują, albo odwrotnie, to ja już z nich wyrosłam.
Nie mam potrzeby eksponowania ciała, które kiedyś lubiłam odsłaniać, wręcz przeciwnie, czuję się „swojo” gdy to, co trzeba jest zasłonięte. W pewnym momencie zrobiło się jakoś głupio chodzić tak wypacykowana. Zupełnie zapomniałam już co to koronki, stringi i gorsety. Wygoda, liczy się przede wszystkim, a potem klasyka.
Po trzydziestce nareszcie słucham siebie, odpuszczam rywalizację, którą kiedyś żyłam, nie biegnę nigdzie i się specjalnie nie śpieszę, mogę poczekać i łatwiej mi ustąpić. Pozwalam sobie odpuścić i przyznać się do przegranej, której kiedyś nie potrafiłam zaakceptować. Nie robię nic wbrew sobie, nie zmuszam się, nie staram się przypodobać wszystkim naokoło, nie równam do grupy, a co najważniejsze umiem nie umieć.
24 komentarze
Też mam bardzo podobne przeżycia z przekroczeniem 30. Świetny post.Pozdrawiam
Dzięki :) Pozdrawiam!
ŁOOOOOOOOOO matko! Mam 27 a myślę podobnie… nie wiem czy się bać czy cieszyć
Cieszyć się :)
Podbudowałaś mnie tym wpisem. Wokół wszyscy urobieni po łokcie – mimo tak naprawdę dopiero co przekroczonej dwudziestki. Trochę ostatnio zaczęłam się obawiać, czy z biegiem czasu da się w ogóle chociaż trochę zwolnić.
A jak widać, da się. Jeśli się jeszcze umie to docenić, jest pięknie. :) Chciałabym po trzydziestce mieć takie podejście.
Święta racja! Ja zbliżam się do trzydziestki i zastanawiałam się czy ze mną jest coś nie tak, że nie bawią mnie już huczne imprezy i pogoń za tym by liczyć się w oczach innych. Teraz bardziej rozumiem siebie i swoje potrzeby, choć cały czas jeszcze się uczę.
Ponoć człowiek uczy się całe życie. I dobrze :)
Jako świeża 30-tka :) życie nie jest lepsze, ani gorsze, ono jest po prostu inne. Tam były plusy i minusy, i tu są plusy i minusy.
I fakt, imprezy do 5 rano już mnie nie bawią, bo kiedyś też muszę się wysypiać, a w tygodniu czasu brak bo praca, obowiązki, ale za to pieniędzy więcej niż kiedyś,
Coś za coś.
Jest dobrze, wszystko ma swój czas :)
U mnie pieniądze pojawiły się w wieku kilkunastu lat z racji sportu i, o dziwo, wtedy mogłam bardziej poszaleć niż teraz, kiedy jest rodzina, opłaty, zobowiązania.
Każdy czas ma swoje uroki, to prawda.
Dobrze że podjęłaś taki tamat, ponieważ ja ostatnio przez chwilę zastanawiałam się, czy przypadkiem nie jestem już „starą babcią” z moimi poglądami.
A człowiek jest po prostu dojrzalszy. Zamiast szaleć na dyskotekach, wolę np stworzyć z koleżankami domowe SPA :) Ciepło rodzinne jest dla mnie najważniejsze.
I wiem jaki mam cel, co jest dla mnie ważne a co mniej.
mam 35 lat,dwoje dzieci(6 i 10 lat) i czuję się szczęśliwa.Mam pewność siebie,której kiedyś mi brakowało,sprawdzonych przyjaciól , Umiem się cieszyć i celebrować zdarzenia ,które kiedyś mnie nie interesowały.pozdr Jola
Wg tego co tu napisałaś ja już zachowuję się jak kobieta po 30tce.:D a mam dopiero 24 lata.;P
Wczoraj spontanicznie poszliśmy na drinki ze znajomymi, MYŚLAŁAM ŻE COŚ MNIE STRZELI. Zero organizacji (spontaniczne wyjście w piątek wieczorem, w centrum Warszawy).. Wędrówki od pubu do pubu, ludzie którzy chyba przed wyjściem z 5 godzin spędzili przed lustrem, w cholerę głośna muzyka (ej serio, głosna muzyka w pubie?! tam się idzie pogadać, a nie przekrzykiwać muzykę o.O). A juz do końca zwątpiła jak weszliśmy do pubu gdzie jedynym miejscem było miejsce stojące przy stoliku barowym i znajomi postanowili tam zostać.
Zdecydowanie doszłam do wniosku, że wolę sobie spokojnie usiąść w jakimś cichym miejscu, bez przepychu, nawet w plenerze jak się zrobi cieplej. W spokoju.;]
Jako ciekawostkę dodam, że znajomi są albo już po 30tce albo chwilkę przed..;]
Do 30 jeszcze sporo mi brakuje, jednak wydaje mi się, że zmieniamy się nie tylko dlatego, że przybywa nam lat. Można nawet powiedzieć, że niektórzy całe życie są tacy sami. Myślę, że potrafimy wskazać „starych kawalerów”, którym nawet po 30 przez myśl nie przejdzie słowo „stabilizacja”… To kwestia charakteru, tego co wyniesione było z domu, wpływu naszego otoczenia.
Nikt nie przestaje nosić stringów tylko dlatego, że przekroczył 30, tak samo jak nie każdy 20 latek co weekend ląduje w clubie :D
Pozdrawiam:)
Doskonale wiem, o czym piszesz i też mi dobrze z tym, w którym miejscu jestem. Może czasem miałoby się ochotę na podróż w czasie, ale za nic nie zamieniłabym tego mojego życia na inne.
Ja myślę że właśnie takiego życia chcesz, i takie oczekujesz. Nie chcesz aby coś się zaczynało bo ze stanem obecnym jest Tobie po prostu dobrze ;)
Niech się zaczyna, mam nadzieję, że jeszcze sporo wyzwań przede mną, ale bez ciśnienia :)
Dla mnie cudowne jest to, że po 30-tce odzyskałam spokój. Ambicja mnie już tak nie dręczy straszliwie, wiem co lubię, a czego nie. Wiem, co chcę w życiu robić. Nie chciałabym znowu mieć 25 lat, chociaż trampki noszę nadal :).
Myślę, że kazdego zycie zmienia się w jego momencie i niezależnie od tego, co wskazuje metryka.
Chyba ten stan zaczyna się przed 30-stką, ja mam 28 lat i także uwielbiam wygodę, nie znoszę odsłoniętego ciała, głośnej muzyki i nie mam ochoty wychodzić na dyskotekę. W weekend wolę wyjść na spacer, poczytać książkę, pielęgnować ciało. Organizm sam wymuszą spowolniony tryb …nawet myślenia :)
świetny wpis! Zgadzam się z nim w 100% i od pewnego czasu mam / czuję się podobnie. :)
Pozdrawiam ciepło!
Zapraszam też do mojej wiosennej akcji :)
Jesteś świetna, piszesz tak, że po prostu wciąga! A co do tego postu, to cała kwintesencja po 30-tkolatków :) Pięknie ujęte i ja tak myślę. Choć u mnie to ciut inaczej wygląda, bo jestem singielką, z wyboru,a raczej jego braku, hehehhe. Co oznacza, że nie spotkałam tego jedynego i wciąż oczekuję :) Więc u mnie większe korzystanie z życia jest, ale wszystko jak to ujęłaś z innej perspektywy niż przed 30-tką :) Pozdrawiam gorąco:)
Bardzo dziękuję za miłe słowa :) Nic tylko pisać dalej! Pozdrawiam.
Ja wszystko rozumiem, ale zeby z koronek, gorsetow i stringow rezygnowac? :P
Dokładnie tak. Nie musimy nic musieć, udowadniać, dopasowywać się. Możemy być sobą. Krótko, zwięźle i na temat :) Pozdrawiam