Czwartek wieczór, dochodzi 20:00, a ja od godziny siedzę nad pustą kartką próbując napisać post o wenie. Zaczęłam zastanawiać się, czy ona nie jest jak ten przereklamowany batonik udający szklankę mleka, który okazuje się zlepkiem mleka w proszku i w najlepszym wypadku cukru (w gorszym syropu glukozowo – fruktozowego). Czy wszystkie posty, które do tej pory spłodziłam, powstały z czystej rzemieślniczej pracy, czy jednak zdarzało mi się łapać tzw. flow? A może z weną jest jak z prysznicem po bardzo ciężkim dniu? Nie masz już siły na kąpiel, ale i tak wiesz, że musisz, by zmyć z siebie cały ten pot, brud i zmęczenie.
Potrafię spędzić nad jednym tekstem parę godzin, rzeźbiąc go niczym stolarz swój nowy mebel. Są jednak dni chwile, kiedy Pani Wena przychodzi. Piszę wtedy lepiej, szybciej, przyjemniej. Słowa same wyłaniają się spod klawiatury komputera, palce nie nadążają za myślami, linijka goni linijkę. Coś się zmieniło. Jeszcze przed chwilą siedziałam nad notką niczym Pudzian po drugiej rundzie walki, dysząc, sapiąc i marząc, by ta nierówna walka się wreszcie skończyła.
Dziś zdradzę Wam moje sekrety na przywołanie weny do porządku. Bo to nie ja, lecz ona jest na moich usługach.
Idealna pora na pisanie
To bardzo indywidualna sprawa i każdy musi znaleźć swoją najbardziej efektywną i twórczą porę na pisanie. Moją są wczesne poranki. Wieczorami jestem często zbyt zmęczona całym dniem i jedyne o czym marzę to o niewymagającej zbytniego myślenia, rozrywce. Rano umysł jest jeszcze nieskażony problemami i pracą. Nastawiam budzik na 6:00 i zabieram się za pisanie. Wtedy powstają moje najlepsze teksty. Gdzieś czytałam, że ludzi sukcesu łączą te same nawyki i wczesne wstawanie jest jednym z nich. Oczywiście nie może to się odbywać kosztem snu, dlatego trzeba chodzić wcześniej spać. Niestety zmotywowanie się do tego, by tak wcześnie wstawać jest nie lada wyczynem i nie zawsze daję radę. Szczególnie jeśli dzień wcześniej później położyłam się spać. Wtedy idą w ruch kolejne sposoby na przywołanie weny.
Godzina czytania jako rozgrzewka przed pisaniem
Czytanie jest dla mnie najlepszym sposobem na wprowadzenie się w nastrój do pisania. Pobudzam kreatywne obszary mózgu, robię mu swoistą rozgrzewkę, po której zdania budują się same. Mam wrażenie, że czytanie odblokowuje zasoby słownictwa i wiedzy, które pozostają uśpione. Im więcej czytam, tym lepiej mi się pisze. I co ważne, nie chodzi o czytanie w Internecie, tylko takie manualne z książką w ręku.
Rozmawiam ze sobą na temat, o którym chcę napisać
To świetne ćwiczenie. Jako sportowiec udzielałam wielu wywiadów do radia, telewizji, prasy. Czułam się jak ryba w wodzie, odpowiadałam lekko i płynnie na wszystkie pytania, zupełnie się przy tym nie spinając. Nazywano mnie nawet rzecznikiem prasowym klubu, choć w rzeczywistości nim nie byłam. Miałam kontakt z dziennikarzami i często opowiadałam im o mojej pasji. A o pasji można opowiadać i opowiadać i opowiadać… godzinami. Pamiętam, że przed wizytą w radiu, albo telewizji, ćwiczyłam sobie swoje wystąpienia. Odpowiadałam na pytania, które mogą mi zadać dziennikarze. To było idealnym ćwiczeniem rozgrzewkowym. Część pytań się powtarzała, ale nawet jeśli nie, ja już miałam nakreślony plan mojej wypowiedzi. To samo tyczy się postów. Przegaduję temat sama ze sobą, przy okazji wpadam na nowe pomysły, zdania, wyrażenia, które notuję w moim tajnym notesie.
Tworzę spis treści postu na kartce
No właśnie w trakcie takiej rozmowy wpadają mi do głowy słowa – klucze, wokół których buduję cały temat. Od kiedy okryłam pisanie ręczne (tak, musiałam je odkryć na nowo), spędzam mniej czasu online i skutecznie eliminuję wszelkie rozpraszacze typu Facebook, Instagram. Nie zawsze piszę cały post od A do Z, choć to też się zdarza, ale zawsze zapisuję spis treści postu w punktach. Kiedyś zaczynałam po prostu pisać i w trakcie pisania podejmowałam decyzje, jakie zagadnienia znajdą się w poście. Efekt był taki, że po publikacji przypominałam sobie, że mogłam dodać jeszcze masę istotnych szczegółów. Spisanie schematu postu na kartce eliminuje takie błędy i bardzo ułatwia pisanie.
Uważnie słucham muzyki i wprowadzam się w nastrój
Banalne, ale ja jeszcze niedawno słuchałam wyłącznie radia. To znaczy biernie słuchałam, zupełnie wyłączając przy tym świadomość. Uwielbiam muzykę, tak naprawdę kiedyś słuchałam jej znacznie więcej. Uwielbiam soulowe kawałki Macy Grey, Norah Jones, Ayo, Jill Scott. Ostatnio przed pisaniem włączam sobie jakąś nastrojową playlistę na Spotify (polecam Evening Commute). Słucham uważnie, relaksuję się, odpływam myślami od codzienności. Ten sposób idealnie sprawdza się w momencie totalnej blokady pisarskiej. Nie lubię pisać „na siłę”. Z takiego tekstu nigdy nie jestem zadowolona i tracę sporo czasu i nerwów. Nie warto. W takim momencie odrywam się od pisania i robię coś zupełnie innego. Słucham muzyki na słuchawkach, by nie dochodziły do mnie żadne inne dźwięki domowego rozgardiaszu. Wystarczy 15 minut takiego relaksu i już mogę wracać do pisania.
Zmieniam otoczenie
Wychodzę z założenia, że zmiany są dobre. Duże i drobne. Zazwyczaj piszę na kanapie, z laptopem na kolanach. I tak pisze mi się najlepiej. Ale czasem, szczególnie wtedy gdy nie mam weny, zmieniam miejsce. Siadam przy stole, na dywanie, w pokoju dziecka. Zmiana otoczenia potrafi zdziałać cuda. Wiem, że niektórzy wyznają zasadę, że najlepszym sposobem na brak weny jest zwyczajne zabranie się za pisanie. Niestety u mnie ta zasada zupełnie się nie sprawdza. Ja muszę coś zmienić. Zakłócić rytm, pobudzić kreatywność, odejść myślami. To jest trochę tak, jak z przypominaniem sobie na siłę słowa, na przykład nazwiska aktora, który aktualnie gra w filmie. Za nic nie możemy tego wydobyć z naszej pamięci, a im bardziej się staramy, tym trudniej nam to przychodzi. Co zawsze działa? Zajęcie się czymś innym. Przeważnie nazwisko wpada do głowy natychmiast.
Temat weny jest dla mnie bardzo interesujący, jestem ciekawa jakie są Wasze sposoby na jej pobudzenie. Nie tylko przed pisaniem postów, nie wszyscy z Was prowadzą blogi, ale przed każdym twórczym działaniem. Dajcie koniecznie znać, chętnie je poznam i wypróbuję. :)
Obserwuj bloga na Bloglovin i Facebooku, będziesz na bieżąco z wszelkimi nowinkami blogowymi.
Dołącz do mnie na Instagramie, to tutaj dzielę się moją codziennością. :)
37 komentarzy
Spacer potrafi zdziałać cuda, a jeśli nie mam takiej możliwości otwieram na szeroko okna, wpuszczam świeże powietrze.. Często świetnie działa na mnie właśnie gorąca kawa wypita przy otwartym oknie, na parapecie i zwyczajne nic nie robienie. Albo będąc sama w domu włączam głośno muzykę, kładę się na podłogę i chłonę dźwięki. :)
Ja z kolei uprawiam balkonowe życie, gdy tylko zrobi się cieplej. Tam czytam, jem, piję kawę, rozmawiam z mężem. Potrafimy tak przesiedzieć czasem pół nocy. :)
jestem zdecydowanie z tych ludzi, którzy gadają do siebie podczas pracy. wydaję sobie komendy, spieram się ze sobą, gratuluję sobie na głos, kiedy coś mi wychodzi. dlatego na warsztacie większość ludzi ma ze mnie niezły ubaw, ale prawda jest taka, że najlepiej mi się pracuje, najefektywniej, najszybciej i z najlepszymi efektami, kiedy każdy problem przedyskutuję ze sobą na głos. to zdecydowanie ułatwia pracę. choć może wyglądać dziwnie… mój dobry sposób na powrót do pracy jest najprostszy- powiedzenie sobie na głos- dobra, wysiedziałaś się, zrobiłaś wszystkie mało ważne rzeczy, załatwiłaś wszystkie „niecierpiące zwłoki” obowiązki, więc teraz siądź i zrób, co trzeba. a jak już faktycznie nic nie wychodzi, to stwierdzam, jeśli oczywiście mogę- okej, nie mój dzień, idę po prysznic. pod prysznicem zawsze wpadają dobre myśli.;)
Chciałabym tego posłuchać, jak tak wydajesz do siebie te wszystkie komendy, to musi wyglądać całkiem zabawnie ;) Aż muszę wypróbować, bo ja potrafię przesiedzieć w milczeniu pół dnia!
Przyznam, że ja wciąż szukam złotego środka, bo jeszcze nie zdarzyło mi się jakoś sensownie uporać z zanikiem weny i chęci do pisania. Bywa, że czasami zmuszam się do tego, ale z pełną konsekwencją użycia tego słowa mogę stwierdzić, że nienawidzę tego robić, odrzuca mnie myśl, że czasem wymuszam na sobie napisanie nowego postu, bo zupełnie nie o to chodzi w blogowaniu. Przynajmniej nie dla mnie.
Też bardzo nie lubię zmuszać się do pisania. Strasznie mnie to blokuje. Dlatego staram się wtedy coś zmienić, posłuchać muzyki, poczytać, porozmawiać z mężem, wyjść pobiegać lub zjeść coś dobrego. Nie tkwię nad notatnikiem czy laptopem jeśli mi nie idzie, szkoda czasu.
O widzisz, ja mam podobnie. Czasem jeszcze stosuje jeden punkt – przeczekanie. Bywa, że kilka dni bez pisania działa na mnie zbawiennie i wracam ze zdwojoną siłą. Ale gdy to nie pomaga, najlepsze jest zmuszenie się do pracy. Nie ma jednego skutecznego sposobu, trzeba szukać różnych :)
Mnie po kilku dniach leniwej beztroski wcale tak bardzo nie chce się pisać. Trudniej wraca się do rytmu. Tak jak piszesz warto szukać i próbować różnych sposobów :)
Dorota mam nadmiar pomyslow na kolejne wpisy, raczej problem by je ogarnac, ale zauwazylam, ze te najlepsze (ktore najbardziej poruszyly moich czytelnikow) to te, ktore dojrzewaly powoli. Raz zakielkowal mi pomysl, pomyslalam troche, odlozylam i w koncu wrocil do mnie i zmusil bym, go wziela na warsztat; pozdrawiam serdeczne Beata
Dwa pierwsze pomysły są świetne. Bardzo do mnie przemawiają. Myślę, że to brakujące ogniwo w moim stylu pisania. Moim pomysłem jeszcze jest spontaniczność. Jeden z najbardziej poczytnych postów na moim blogu powstał pod wpływem emocji i chwilowego entuzjazmu na dany temat ;)
Mam zupełnie podobnie, pomysły (nie tylko na post, bloga prowadzę przecież od niedawna) przychodzą w momencie kiedy na chwilę odpocznę od tego tematu. Niespodziewania w tramwaju, w czasie drogi na trening, podczas czytania książek, artykułów. Wtedy też zapisuję, z reguły hasłowo.
Też uważam, że pisanie na siłę nie ma sensu – to musi z nas wypłynąć. Cokolwiek próbuję się zrobić na siłę kosztuje nas więcej frustracji niż mamy z tego zysku. Pozdrawiam :)
Mi pomagają mapy myśli. W trakcie ich tworzenia do głowy przychodzą coraz to nowsze pomysły. A jeśli brak pomysłu, rysuję pustą linię. Mózg nie lubi próżni, więc wysila się jeszcze bardziej, aby ją zapełnić. Poza tym moja wena pojawia się bardzo znienacka (podczas ćwiczeń, jedzenia obiadu, pod prysznicem, itp.). Staram się wszystko jak najszybciej zapisywać (w głowie zawsze to brzmi wspaniale, a im więcej czasu upływa, tym ciężej do tych wspaniałości wrócić).
PS. Pierwszą rzeczą po przeczytaniu notki było włączenie Norah Jones. Sto lat już jej nie słuchałam. Jest idealna na to popołudnie :)
O właśnie, mapy myśli to dobra sprawa, też czasem z nich korzystam! :)
Jeśli zadaję sobie pytania na które sama szukam odpowiedzi, albo wiele osób wokół mnie zadaje wiele pytań w jakimś temacie, to wiem że jest to temat godny uwagi. Jest to coś co warto przepracować, chociażby dla siebie. Często szukam odpowiedzi, układam ją w głowie, zastanawiam się jakie mam zdanie w tej konkretnej kwestii i albo dziele się tym uzupełniając o dodatkowe informacje, albo zostawiam dla siebie. Takie kategorie tematyczne wymagają jednak chwili refleksji i konfrontacji, zajmują czas ale nigdy nie są pustą treścią:))
Czytanie papierowych książek rzeczywiście działa. Te słowa są jakby inne, nadające się do smakowania i delektowania się nimi.
Ja kiedyś pisałam od razu w poście na WP, ale teraz efektywniej i bardziej twórczo pisze mi się w notatniku Evernote.
Ja piszę w Wordzie, ale najpierw w zeszycie tworzę szkic, Evernote służy mi głównie do przechowywania linków i wycinków z Internetu. :)
Oj, ja często mam problem z przelaniem na „papier” tego, co mi siedzi w głowie. Czytam, to tak, ale pracując tak jak pracuję niestety nie mam możliwości wyboru pory dnia, w której najlepiej mi się pisze. Zwykle zostają mi późne wieczory, kiedy jestem już zmęczona. Między innymi dlatego zwykle skupiam się na zdjęciach i tekstu we wpisach nie jest zbyt dużo. Mam w notatniku spisanych trochę tematów, które chcę poruszyć, ale rzadko kiedy udaje mi się zasiąść tak poważnie do pisania.
Zmiana otoczenia zawsze dobrze wpływa na człowieka – nie tylko na pobudzenie weny do pisania, ale ogólnie pomaga lepiej wypocząć i się zrelaksować. A z tą muzyką to muszę spróbować :)
Ja zawsze mam problem z pierwszym zdaniem, a potem fuuu – wpis zawsze wychodzi za długi ;)
To mamy podobnie, wstęp i zakończenie są chyba najtrudniejsze. Andrzej Tucholski zdradził na jednym ze spotkań blogerskich, że po napisaniu wstępu, kasuje pierwsze zdanie, dzięki czemu Czytelnik szybciej przechodzi do głównej myśli postu. Wypróbuj, naprawdę fajna technika.
Muszę się w weekend zabrać za napisanie paru rzeczy – pomaga mapa myśli, bardziej nawet niż konspekt. Ale „przegadanie” tematu wydaje się fajną wskazówką. No i to „wyczyszczenie” umysłu poprzez czytanie. Może nawet spacer, czy cokolwiek, co nie będzie związane z komputerem. Muszę popróbować!
Moim „wenowym” problemem jest czasami przygotowywanie lekcji. Prowadzę zajęcia językowe i nie we wszystkich grupach mam podręczniki. Czasami nie ma problemu z przygotowaniem ciekawej lekcji, bo pomysłów na interesujące i różnorodne ćwiczenia jest mnóstwo. Ale czasami jest określony temat, a ćwiczeń, które mogłyby zainteresować uczących się brak. Często przygotowywałam lekcje na siłę, w ostatniej chwili. Teraz staram się wymyślić temat zajęć kilka dni wcześniej, zajmuję się czymś innym i czasami genialne pomysły wpadają same, w najmniej oczekiwanej chwili. I to jest chyba najlepsze rozwiązanie. Dać sobie trochę odetchnąć od tego na czym usilnie staramy się skupić. Poza tym staram się zapisywać w jednym miejscu wszystkie ciekawsze pomysły ćwiczeń językowych.
Bardzo długo wierzyłam w moc weny, myślałam: albo piszę z nią, albo wcale! Później dyskotowałam z kimś (w komentarzach) na temat pisania, weny i zmieniłam swoje myślenie. Już nie czekam na wenę, ani nie zawracam sobie nią głowy, bo zachowując sie tak, zwykle pisałam mało i mam tu na myśli moją ukochaną książkę, a nie blog – ten piszę ściśle wg harmonogramu bez najmniejszego problemu. Dopiero kiedy tę samą metodę zastosowałam podczas pisania ksiażki, praca zaczęła postępować. Jednym słowem, najlepiej znaleźć na siebie sposób, u mnie okazuje sie nim niestety dyscyplina, ale to pewnie wynika z tego, że jestem dość leniwą osobą z natury ;-)
Dyscyplina jest ważna, ja też bywam leniuchem! Czasem jednak przychodzi taka blokada, że zupełnie nie mogę ruszyć dalej z pisanie, wtedy sięgam do wyżej opisanych sposobów. :)
PS Jaką książkę piszesz???
Och, oczywiście swoją pierwszą ;-) Jako, że kocham kryminały, pocę sie nad tym wątkiem w swojej powieści. Będę bardzo się starała jej nie spalić, hehe.
Dla mnie absolutnym faworytem na złapanie weny albo chociaż minimalnej chęci do pisania jest wyjście na świeże powietrze. Spacer z psiakiem działa na mnie jak bomba energetyczna. Wracam z rumieńcami na twarzy i jak najszybciej zasiadam do klawiatury. Zbawiennie działa na mnie również zmiana otoczenia i ten patent wykorzystuję bardzo często. A jak tylko robi się ciepło wychodzę na taras, do ogrodu, albo prostu rozkładam koc w cieniu. Uwielbiam tworzyć treści na zewnątrz . Napisałam tak pracę licencjacką i całą magisterską :) Podczas pisania mówię też głośno o tym, co piszę, Słysząc własne słowa pisanie idzie mi sprawniej i jakoś tak płynniej. Jeżeli chodzi o patent z książką, jestem bardzo ZA, ale tylko teoretycznie. Niestety u mnie w praktyce wygląda to tak, że sięgam po książkę i…3 godziny później… hahaha. Jak już dorwę książkę, to nie potrafię się oderwać, także tego muszę się wręcz wystrzegać. ALE samo czytanie książek jest błogosławieństwem dla tych, którzy piszą. Dlatego ja nie czytam, ja pochłaniam :)
Ruch na świeżym powietrzu dodaje energii, sama to testuję od jakiegoś czasu. Jeśli mam wolniejszy dzień i przesiaduję go w domu, chodzę cała ospała i zmęczona. Wystarczy półgodzinny spacer i natychmiast odzyskuję energię. Jutro planuję podsumowanie mojego Wyzwania Zdrowotnego, doszłam do pewnych bardzo ciekawych wniosków. Na razie nie zdradzam, jutro szerzej o nich napiszę. :)
Moim sposobem na pobudzenie weny i rozpoczęcie pisania nowego wpisu to porządek w pokoju (a szczególnie na biurku) i poukładane myśli :)
Ja jednak obstaje przy teorii weny ;) Nie wiem od czego to zalezy, od dnia, czy tematu na jaki pisze, czy wlasnie od weny, bo siadam i po prostu pise, wpis powstaje blyskawicznie, bez zadnego wysilku, a czasami mecze sie z napisaniem czegos nawet tygodniami, choc rzecz o ktorej chce napisac wydaje sie ciekawa, zwyczajnie nie mam do niej serca (pomyslu/weny/natchnienia) i pisanie absolutnie nie wychodzi.
Jezeli natomiast chodzi o metody to mnie najlepiej pisze sie gdy jestem wygodnie usadowiona przy biurku, gdzie nie mam zbyt wielu „przeszkadzaczy”. Internet moge sobie przegladac w lozku, na kanapie czy fotelu, ale do prawdziwego pisania musze porzadnie i wygodnie usiasc;) Najlepiej pisze mi sie gdy jestem sama, a w domu panuje cisza. Chetnie zabieralabym sie do pisania rano (choc moze nie o 6, taka godzina nie istnieje na moim zegarku;)) najbardziej wydajnie pracuje mi sie miedzy 9 a 12 (mniej wiecej), jednak ze wzgledu na koniecznosc przebywania w tym czasie w pracy moge z tego korzystac jedynie w weekendy ;)
Wazna jest takze aktywnosc fizyczna, gdy mecze sie fizycznie, odpoczywa moj umysl, gdy odpoczywam po takim wysilku, mozg nabiera obrotow i mozna dzialac :)
I jeszcze tylko kilka slow o pisaniu na kartce – robilam wczesniej takie notatki typu „o czym napisac”, jednak wlasnie dzis postanowilam sobie rozpisac caly wpis w ten sposob, kartka lezy, ja notuje co mi przyjdzie do glowy, mysli plyna, a ja dopisuje kolejne punkciki, lista sie powieksza i mam wrazenie, ze w ten sposob wyczerpie temat ;) Teraz wystarczy tylko ubrac to ladnie w slowa i post gotowy :) Swiena metoda i chyba od dzis bede w ten sposob zabierac sie do kazdego wpisu :)
Dzieki za podpowiedz!
Pozdrawiam!
Jako, że ja na co dzień żyję z pisania temat dotyczy mnie podwójnie. I rzeczywiście wiele z Twoich sposobów stosuję od lat z powodzeniem i naprawdę działają.
Zmartwiłaś mnie tylko tym, że ludzie sukcesu wstają wcześnie, bo to znaczy, że sukces nie jest mi pisany ;) Ja jestem zdecydowanie sową i mogę siedzieć do bardzo późna, ale poranne wstawanie to katorga. Być może jednak to kwestia zmiany nawyków i jakieś nowe wyzwanie dla mnie, które warto rozważyć.
Z pewnością znajdą się ludzie sukcesu, którzy kładą się późno wstać, a rano wolą sobie dłużej pospać! :) Grunt to znaleźć porę dnia lub nocy, w której jesteś najbardziej twórcza.
Muszę sprawdzić sposób z książką. Lubię czytać, ale nigdy przed pisaniem tej techniki nie stosowałam. U mnie działa zrobienie porządku na biurku, przygotowanie herbaty. Mieszka na 8 piętrze z widokiem na ulicę i to też pozwala płynąć myślom, gdy patrzę jak jadą samochody.
Bardzo przydatne rady, muszę je wykorzystać u siebie i przetestować na sobie ich działanie. :-) Sama największą wenę mam kiedy jestem wypoczęta i mam ,,spokojną” głowę kiedy nie muszę myśleć o wszelkich obowiązkach. Co prawda tego czasu ostatnio mam mało jednak wtedy staram się znaleźć ciche miejsce, włączyć ulubioną muzykę i totalnie oddać pisaniu. Wtedy palce niemal same tańczą po klawiaturze!
Ja dla odmiany słucham nieznanych najczęściej obcojęzycznych playlist już w czasie tworzenia. Nie sprawdza się u mnie zupełnie słuchanie znanych mi utworów, wtedy skupiam się na nich a nie na tym co miałam robić.
Chyba wypróbuję pisanie rano, bo do tej pory zazwyczaj siadałam wieczorami, a po wstaniu umysł zawsze jest bardziej rześki i świeży, tym bardziej, że mamy cały dzień przed nami więc warto dobrze go zacząć
Bardzo się cieszę, że trafiłam na ten post, bo napisałaś o wielu rzeczach, których wcześniej nie brałam pod uwagę. Postaram się stosować do Twoich rad – zwłaszcza ta ze zmianą otoczenia mnie zainteresowała (zawsze piszę w łóżku).
A czy możesz mi doradzić co robić, kiedy czujemy, że wena nas wprost rozsadza, ale nie wiemy jak ją przelać na proces twórczy? :)
Pozdrawiam,
Gabi
Bardzo wartościowy wpis. To wszystko jest niby takie logiczne i proste… ale to właśnie często te najprostsze rzeczy sprawiają nam najwięcej problemów…
Dzięki za sposoby, jutro sprawdzę i mam nadzieję że mi pomoże, bo ostatnio nie mam kompletnie weny.
PS. Dopiero zaczynam, napisałem tylko kilka rozdziałów. Moi nauczyciele mówią że świetnie mi idzie. :)