Na blogu staram się zachęcać Was do zdrowego i harmonijnego życia, w którym znajdujemy czas na wartości dla nas najważniejsze. Dbamy o rozwój fizyczny i duchowy, pielęgnujemy ciało naturalnymi kosmetykami, odżywiamy się zdrowo, ograniczamy nadmiar w wielu dziedzinach. Ale czy nasze życie zawsze tak wygląda? Czy rzeczywiście nigdy nie zdarzają nam się odstępstwa od raz wytyczonej ścieżki? Czy miewamy od czasu do czasu tzw. „guilty pleasures”? Ja mam! W dzisiejszym poście chciałabym Wam pokazać, że nie jestem idealna i nie raz zdarza mi się złamać moje zasady. I mało tego, nie robię sobie z tego powodu wyrzutów sumienia, bo wiem, że takie odpuszczenie raz na jakiś czas jest mi potrzebne.
Guilty pleasures to przyjemności, które sprawiają nam ogromną frajdę, bawią, smakują, relaksują, ale powodują też wyrzuty sumienia, a w nadmiarze mogą nam nie służyć. To coś takiego jak lampka dobrego wina, która raz na jakiś czas krzywdy nam nie zrobi, ale gdy będziemy ją spożywać codziennie, już może. To telenowela, która jest mało ambitna, ale zagmatwane losy bohaterów tak nas wciągają, że oglądamy ją z wypiekami na twarzy – niech za przykład posłuży nam „Moda na sukces”. Kto śledził losy rodziny Forresterów? Może to być kolekcjonowanie kapsli, albo podkładek pod kubki, które zabieramy ze sobą z baru. Te przyjemności powodują u nas zakłopotanie, gdy ktoś o nie zapyta, ale jednocześnie nie mamy ochoty się ich pozbyć, bo sprawiają nam frajdę, a przecież życie składa się też z takich małych radości. Świadczą też o tym, że jesteśmy ludźmi z krwi i kości, a nie zaprogramowanymi robocikami.
Moja lista guilty pleasures
Serial „Rodzinka.pl”
Może to nie jest serial najwyższych lotów, ale podoba mi się jego życiowość. Rodzice trójki chłopców nie są idealizowani. Nie zawsze mają czas dla swoich pociech, krzyczą, cieszą się z wolnej chaty, robią imprezy w domu. Nie oszukujmy się, świat nie zawsze jest idealny, a ja jako mama czasami przypominam serialową Natkę graną przez Małgorzatę Kożuchowską. Obejrzałam wszystkie odcinki, nawet te zaległe.
Pizza
Staram się odżywiać zdrowo, kupuję jak najmniej przetworzone produkty, gotuję obiady w domu itd. Ale… czasami wyskoczę na pizzę do mojej ulubionej pizzerii. Od czasu do czasu taki wypad jest mi potrzebny. Zaraz potem wracam do moich zdrowych nawyków żywieniowych. Myślę że sporadyczne jedzenie na mieście krzywdy nam nie zrobi. No i ta pizza smakuje obłędnie i kojarzy mi się z dzieciństwem, kiedy wspólnie z rodzicami przyjeżdżaliśmy do Olsztyna (mieszkałam wtedy w miasteczku pod Olsztynem), by rozkoszować sie jej smakiem. Po dziś dzień zamawiam ciągle ten sam rodzaj pizzy, mimo że w karcie jest kilkanaście pozycji.
Słodkości
Kiedyś jadłam tony słodyczy. Po obiedzie, do kawy, w trakcie pracy, wieczorem do filmu, w podróży, w kinie. Gdy zaczynałam jeść czekoladę, musiałam zjeść całą tabliczkę, a i wtedy nie byłam nasycona. Cukier potrafi uzależniać, dobrze o tym wiemy i w nadmiarze jest szkodliwy. Ograniczyłam jego ilość do minimum. Częściej używam zamienników typu miód, syrop klonowy a nawet banan by potrawy nabrały smaku. Zdarzają się jednak dni, szczególnie wtedy gdy dopada mnie chandra, gdy sięgam po coś słodkiego. Może to być czekolada, wafelek, cukierek lub jakiś pyszny deser. Nie pochłaniam dużych ilości, staram się zachować umiar, ale po prostu muszę w tym momencie zjeść coś słodkiego. Ostatnio zrobiłam sobie pavlovą, była tak pyszna, że nie poprzestałam na jednym kawałku.
Romantyczne komedie
Uwielbiam romantyczne komedie i oglądam nawet te najbardziej kiczowate. Podczas takiego seansu po prostu świetnie się relaksuję. Obejrzałam chyba wszystkie romantyczne komedie jakie kiedykolwiek zostały nakręcone, a przynajmniej mam takie wrażenie. A moje ulubione to „Holiday”, „Pamiętnik”, „Czas na miłość”, „Bridget Jones” (wszystkie części), „Masz wiadomość” i wiele innych. Mój mąż przeważnie zasypia podczas takiego seansu, a ja dobrze się bawię. :)
Lekkie książki podszyte romansem
Co prawda nie są to Harlequiny (ktoś pamięta tę serię?), ale przeważnie książki Emily Giffin, Jojo Moyes, Grocholi, czyli taka lekka, wakacyjna literatura. Czyta się je przyjemnie i szybko. Kiedyś postanowiłam sobie, że nadrobię, wszystkie ważne i kultowe książki, ale potem stwierdziłam, że przecież nie muszę nikomu nic udowadniać i będę czytała to, na co aktualnie mam ochotę.
Ładne notesy
Mam słabość do ładnych zeszytów i notesów. Nie kolekcjonuję ich i kupuję nowe dopiero gdy zapiszę stare, ale starannie wybieram każdy nowy egzemplarz. To nie może być zwykły zeszyt ze sklepu papierniczego, ale taki, który pięknie się prezentuje także na zdjęciach. Praktycznie wszystkie zeszyty kupuję w TK Maxxie, bo tam jest ich największy wybór.
Program telewizyjny – „Apetyt na miłość”
„Apetyty na miłość” to program rozrywkowy emitowany w TVN Style w niedzielę po 22:00. Jest to coś na kształt randki w ciemno. Kobieta lub mężczyzna na podstawie menu wybiera kandydata do randki. Czasami sytuacje jakie z tego wynikają są bardzo zabawne a dodatkowo komentarze lektora dodają szczypty pikanterii. Program stał się naszym wspólnym wieczornym rytuałem.
Kolorowe czasopisma typu „Party” i „Show” podczas wizyty u fryzjerki
Przestałam kupować magazyny modowe, które kiedyś kupowałam nagminnie i jestem dumna z tego mojego małego sukcesu. Ale gdy idę do mojej fryzjerki sięgam po najnowsze gazetki. Nie omijam takich czasopism jak „Party” i „Show”, choć sama bym ich raczej nie kupiła. Przeglądam głównie zdjęcia i czytam najnowsze ploteczki.
Zestaw kinowy – popcorn plus cola
No powiedzcie mi, że popcorn i cola w kinie to taka strasznie wstydliwa przyjemność. Nie piję coli na co dzień, wiem że jest niezdrowa i więcej w niej cukru niż czegokolwiek innego, a dodatkowo zawiera karmel. No ale kino bez popcornu i coli to nie kino, trudno bez tych dodatków skupić się na filmie, a uwierzcie mi próbowałam nie raz. Także, jak już idę do kina to zamawiam sobie taki zestaw. Czy to bardzo, bardzo, baaardzoooo źle?
Ogólnie nie lubię radykalizmu w żadnej dziedzinie, dlatego nie jestem ani wegetarianką, ani weganką, nie zarzekam się, że już nigdy nie zjem pizzy, ani tabliczki czekolady, albo że nigdy nie kupię niczego w Zarze. Choć wdrażam w moje życie zdrowe nawyki, jestem człowiekiem i zdarza mi się ulec zachciankom. Myślę, że wyjątek potwierdza regułę, a małe odstępstwo raz na jakiś czas nikomu nie zaszkodzi.
Trochę mi teraz głupio, że zdradziłam Wam moje małe wstydliwe przyjemności, ale liczę na to, że nie pozostaniecie dłużni i podzielicie się ze mną swoimi guilty pleasures w komentarzach.
34 komentarze
Nie takie zle te Twoje guilty pleasures. Dla mnie to cos, co niekoniecznie jest do rozpowiadania wszem i wobec, ale nie zeby az powodowalo wyrzuty sumienia ;) ja do porannej kawy (jesli akurat nie pracuje) czytam pudelka ;); a gdy jestem w Polsce, to zamawiam sobie KFC z dowozem i najczesciej jest to bardzo pozna godzina nocna.
Cola i słodycze? Niezbyt wpisują się w zdrowy styl życia. ;) Ale cóż, czasami mam swoje słabości. A co do KFC, to kiedyś częściej, teraz raz na kilka miesięcy mi się zdarzy. Zauważyłam, że odkąd zaczęłam się zdrowiej odżywiać, fast foody już tak nie smakują. :)
Oj, spodziewałam się większych rewelacji :) :) Myślę, że w życiu powinniśmy mieć specjalne miejsce na właśnie takie przyjemności i odstępstwa od życia codziennego :) Ja co prawda w kwestiach romansów czy to książkowych, prasowych czy filmowych jestem nudna i nie potrafię ich oglądać, za to w kwestii jedzenia mogę powiedzieć, że co jakiś czas mam etap słabości do burgerów :) Oprócz tego uwielbiam zapach druku. Po kupnie książki czy porządniejszej gazety, zawsze najpierw je otwieram i napawam się zapachem. I nie krępuję się robić tego w miejscach publicznych :)
Jestem ciekawa jakich rewelacji się po mnie spodziewałaś??? ;)
Dobry burger nie jest zły, ale nie taki z maca, tylko z jakieś restauracji. :)
Określenie rewelacji chyba powinno być w cudzysłowie, a to jest wynikiem wpisu na FB, który zapowiadał stosunkowo nietypowe rzeczy więc nie wiem czego się spodziewałam :) Myślę, że wiele osób ma kilka punktów wspólnych :) Ja np. także mam słabość do ładnych zeszytów. Co do burgerów, to mam na myśli te ze 100% wołowiny. To od czasu sprobowania takiego tak je lubię :)
Ja glosno mowie o swoich „guilty pleasure” i wcale sie ich noe wstydze. Rodzinke.pl odkrylam stosunkowo niedawno i wraz z mezem nadrabiamy stare sezony. Lubie tez podjadac jadac swoim samochodem(choc nikomu innemu na to nie pozwalam), zagladac ludziom przez okna do domow i sluchac rozmow obcych ludzi na przystanku, w autobusie;))
Ja z kolei czasami jem w łóżku. Nikt poza mną tego nie robi, więc jak znajdą się jakieś okruchy, to wiadomo, czyja to wina. ;)
Moje guilty pleasures to testy osobowości i liczenie wszystkiego, od kroków do sum cyfr na rejestracjach mijanych samochodów.
Cóż…. mam ich całkiem sporo :) Rozpoczynając od pizzy – kocham i uwielbiam… prawie tak jak mój rower :D Magnum Double Raspberry, zawsze w niedzielę, koniecznie x2. Martini Bianco z przyjaciółką – smakuje najlepiej :)
Komedie romantyczne… och tak :) Np. 50 pierwszych randek. Poza tym seriale – Dr. House, oglądam zawsze gdy natknę się w TV, nawet gdy odcinek znam na pamięć.
Z zakupów: notesy, kubki (Twoja filiżanka „Good morning” jest śliczna), białe podkoszulki i spodenki sportowe, książki i kosmetyki do pielęgnacji włosów. Och… i cienie nude – w poszukiwaniu ideału kupuję ich stanowczo za dużo.
Myślę, że znalazło by się tego więcej, ale na szybko nie przychodzi mi nic więcej do głowy.
Oj ja też dla dobrej pizzy jestem w stanie wiele poświęcić. Mam swoją ulubioną pizzerię w Olsztynie i jem od lat ten sam rodzaj pizzy, który nieustannie mi smakuje. :) Kiedyś zbierałam kubki, ale wyleczyłam się z tego, gdy szafka w kuchni przestała się domykać i każdy kubek był z innej parafii. Teraz mam komplet i kilka dodatkowych kubków i już nie patrzę w stronę nowości. :)
Myślę i myślę i nie dostrzegam nic takiego z powodu czego miałabym mieć wyrzuty sumienia. Słodyczami się nie objadam, pizze uwielbiam i jadam robiona przez rodowitego Włocha namiętnie. Wino uwielbiam i sobie nie odmawiam, seriale do których wracam z namiętnością to „007 zgłoś się” czy „Tomek i Kasia” i inne też … romase połykam w czasie wyjazdów służbowych dla odstresowania się. No nie mam wstydliwych przyjemności …. czy to źle ?
Kasię i Tomka też kiedyś chętnie oglądałam, teraz ze starych seriali to wracam do Przyjaciół. :) Te skrywane przyjemności można potraktować z przymrużeniem oka, dla mnie to są przede wszystkim rzeczy, które ze zdrowym stylem życia nie mają nic wspólnego, jak na przykład coca-cola, słodycze, fast-foody i po zjedzeniu mam zawsze silne postanowienie, że przez długi czas ich nie powtórzę.
Zauważyłam, że im starsza jestem, tym mniejsze mam wyrzuty sumienia z powodu sprawiania sobie takich przyjemności. Jest ich sporo i będę się im oddawać, dopóki nie uznam, że faktycznie przynoszą mi widoczną szkodę ;) Więc chyba nawet nie można ich uznać za guilty pleasures… Inna sprawa, że mam tendencję do dozowania sobie przyjemności – np. nigdy nie jem całej czekolady na raz, nie czytam szybko książki, która mi się szczególnie podoba (bo co ja zrobię, gdy się skończy ;)), nie oglądam całych sezonów seriali zarywając noc (ewentualnie po 2-3 odcinki). Więc może dzięki temu nie leżę bez życia pod hałdą kubełków z kfc…
To „dozowanie sobie przyjemności” bardzo mi się podoba. Ja niestety jak już zacznę tabliczkę czekolady, to przeważnie zjadam całą i mam chęć na kolejną. Co do książek, to doskonale Cię rozumiem. :)
Zawsze mam problem z określeniem, co jest moim guilty pleasure. I wcale nie chodzi o to, że jest u mnie idealnie. Chyba po prostu wszystko co robię i lubię jest częścią mnie (nawet to, że raz po raz zjem pizzę chociaż na co dzień odżywiam się zdrowo) i nie mam z tego powodu wyrzutów sumienia :)
Stare komputerowe gry strategiczne: Colonization z 1994 roku, Civilisation II z 1996, Europa Universalis 2 oraz Heroes of Might and Magic 3. Dla tych dwóch pierwszych spcjalnie trzymam stary laptop z WinXP. Gram rzadko, czasem raz w miesiącu, ale to zawsze mam potem wyrzuty sumienia :)
Inne przyjemności nie powodują u mnie takich wyrzutów: jedzenie w knajpkach, ciastko do kawy.
Ej, fajne są takie gry, a granie raz w miesiącu przecież nikomu szkody nie zrobi. :) Ale tym starym lapkiem to mnie rozłożyłaś. :)))
Książki, książki i jeszcze raz książki! Kocham czytać, mam spora biblioteczkę i wciąż zdarza mi się kupować kolejne egzemplarze, choć odkrywam też na nowo magię bibliotek ;) Poza tym lubię od czasu do czasu słodkości i – podobnie jak Ty – komedie romantyczne, które są moim sprawdzonym sposobem na paskudny dzień. Aha! I mam słabość do t-shirtów ze śmiesznymi napisami – choć mam ich wystarczająco dużo, a nawet aż nadto, wciąż zdarza mi się ulec pokusie uzupełnienia kolekcji.
„Apetyt na miłość” stał się rytuałem również w moim domu :) Oglądamy z mężem każdy odcinek. A ostatnio wciągnął mnie podobny program na TVP2 „Pierwsza randka” ;)
Wszystko się pokrywa z Twoimi, ale mam jedną specjalną…
Rozmowy w Toku
Uwielbiam czerwone wino z popcornem ;-) i mam dni, gdy nie mogę oderwać się od pianek marshmallow ;-) Na szczęście jedno i drugie gości u mnie tak rzadko, że nie mam powodów do wyrzutów sumienia (chyba, że chwilowych).
Pizza, słodkości, komedie, lekkie lektury… ile my mamy wspólnych guilty pleasures! Ale idę o zakład, że wiele z nas ma podobnie, choć wiele wstydzi się do nich publicznie przyznać, bo nie będzie już tak idealna. A przecież to w odstępstwach od lansowanych ideałów cały urok! :)
PS: Chyba podsunęłaś mi pomysł na wpis po dłuuuugiej przerwie :)
Superlista 😊 Też uwielbiam Rodzinkę.pl 😉
PS podoba mi się zdanie „Ostatnio zrobiłam sobie pavlovą (…)” 🤗 💪
Dla mnie to jest świetne, że nam się nimi POCHWALIŁAŚ! :) Ja sama mam masę takich, a wiele nam się pokrywa ;)
Moją guilty pleasure są zdecydowanie kryminały (książki, filmy i seriale). Jak wpadnę w ciąg, to nie mogę przestać. Jeżeli chodzi o jedzenie, to mięso, niestety. Także przetworzone (salami, pasztet wątróbkowy).
Podobnie jak Ty zaczytywałam się w książkach Emily Giffin, od czasu do czasu oglądałam „Przyjaciółki” i o matko i córko „Na wspólnej” :D Pizza w ulubionej restauracji to będzie moje guilty pleasure aż do śmierci :D A i obowiązkowo tabliczka gorzkiej czekolady do kawy, mniam!
Kiedyś też oglądałam serial Na Wspólnej, ale w końcu mi się znudził. Czy on jeszcze jest nadawany?
Planowałam też coś takiego napisać u siebie :) Moim zdecydowanym numer 1 wstydliwych przyjemności jest oglądanie kiepskich horrorów i filmów fantasy. Ostatnio często sięgam po „Duma i Uprzedzenie i Zombie” – ten film jest tak zły, że aż śmieszny i przyjemny ;)
Rodzinka jak rodzinka, ale ja oglądam Żony Hollywood i Królowe Życia… to dopiero żenada :D
Mnie też się zdarza, choć zawsze potem łapię się za głowę, co ja oglądam. ;)
chętnie zajrzę do tej pizzerii jak bede w Olsztynie, ktora to Twoja ulubiona pizza?
Zawsze zamawiam pizzę Italia. Próbowałam innych smaków, ale to już nie to samo. :)
Jako początkujący filolog polski bardzo starannie dobieram książki – czytam sporo książek naukowych, klasykę, wszelkie tytuły lubiane przez młodych filologów i będące akurat na topie. W końcu książki mnie mocno definiują. I najbardziej wstydzę się tego, że uwielbiam czytać książki Jacka Piekary z serii o inkwizytorze Mordimerze – są głupie, puste, i ich jedyną zaletą jest to, że dużo się torturują, dręczą, mordują i gwałcą, i doskonale wiem że czytam je tylko dla brutalnych scen :P Ale na długą podróż, zmęczenie i nudę są idealne. Cóż…
Innych raczej nie mam, bo nie narzucam sobie sztywnych ram… No i pozostałe moje grzeszki są już stanowczo z gatunku tych poważniejszych, a nie niewinnych, niestety.
Wow! trafiłem na blog zupełnie przypadkowo. U mnie to zdecydowanie oglądanie serialu, a później wcielanie się w różne role w prawdziwym życiu :D Przykładowo uwielbiam serial Dark i nawet zakupiłem żółtą kurtkę jak główny bohater :D Uwielbiam też selekcjonować playlisty na spotify