Niektórzy z Was wiedzą, że trenowałam Taekwondo przez 13 lat ze sporymi sukcesami, największym z nich było Mistrzostwo Świata w walkach indywidualnych. Ten post nie jest jednak o moich osiągnięciach, ale o tym co sprawiło, że rozpoczęła się moja bajka ze sportem.
Kartofel – tak nazwał mnie mój tata, kiedy to próbowałam jako małe dziecko zrobić fikołka, fachowo rzecz ujmując – przewrót w przód. Ćwiczyłam w swoim pokoju, a jak przyszło do demonstracji, fikołek się nie udał. Potoczyłam się niczym kartofel w innym, niż do przodu, kierunku. Miałam wtedy jakieś 5-6 lat, ale to pojedyncze nazwanie mnie kartoflem pamiętam do dziś!
Możecie mówić, że rodzic nie powinien tak nazywać dziecka, że powinien mówić w pozytywny sposób, zachęcać do działania. Owszem, zgadzam się! Ale gdyby nie ten nieszczęsny kartofel, nigdy nie zostałabym Mistrzynią Świata. Cała ta sytuacja na tyle zakorzeniła się w mojej psychice, że gdy tylko dostałam szansę udowodnienia, że żadnym kartoflem nie jestem, wykorzystałam ją w 100 %.
Pierwsze treningi nie były łatwe. Miałam do nadrobienia sporo, ponieważ dołączyłam do grupy, która już pół roku trenowała. Każdy w grupie był po egzaminie na stopnie uczniowskie tzw. pasy, ja nie miałam żadnego. Byłam na końcu. Musiałam pokazać coś nie tylko mojemu tacie, który początkowo myślał, że nie wytrzymam miesiąca treningów, ale przede wszystkim musiałam udowodnić sobie, że jak czegoś bardzo chcę, to jestem w stanie to osiągnąć, a zaangażowanie i praca dają efekty.
Po kilku miesiącach miałam najwyższy stopień w grupie, szybko „awansowałam” do kadry klubu i rozpoczęłam poważny trening wyczynowy. W momencie kiedy stanęłam na najwyższym stopniu podium na Mistrzostwach Świata, moja bajka stała się rzeczywistością. A mój tata został moim najwierniejszym kibicem.
#Wpis jest elementem współpracy z marką Delicje.
23 komentarze
Nieźle, że jedno słowo może tak mocno zakorzenić się w psychice. Jestem z Ciebie dumny, bo osiągnęłaś takie sukcesy, o których inni mogą tylko śnić. Pamiętam do dziś jak byliśmy z rodzinką na biwaku i zdobyłaś mistrzostwo świata, a ojciec wybiegł z samochodu krzycząc na całe gardło, że masz tytuł mistrzyni :).
Tak sobie myślę, że to coś niesamowitego, kiedy można o sobie powiedzieć, że jest się w czymś Mistrzem Świata :). Podziwiam Twoje zaangażowanie i ten sukces :)
Bardzo Ci dziękuję za miłe słowa :) Czasem wracam do tych wspomnień, jak widać.
Masz bardzo wytrzymałą psychikę- bez tego nie zaszłabyś tak daleko…myślę, że i w życiu jesteś mistrzynią:)nie poddajesz się:)
Oj w życiu to różnie bywa z tą twardością :)
Mistrzostwo Świata to ewidentnie powód do dumy!
gratuluję sukcesu i taty :)
Wow! Gratuluję wytrwałości i sukcesu :)
Nie wszyscy ludzie mają tyle siły, aby dojść do sukcesu. Wystarczy złe słowo, wystarczy porażka… uciekają. Myślą, że potrzebują pochlebstw. A tu chyba nie o to chodzi. Jeżeli człowiek ma w genach :) bądź w sobie samozaparcie, to dojdzie do celu! I zapalnik znajdzie nawet w wyrazie 'kartofel’. ;)
Na pewno geny mają znaczenie, ale myślę też, że wydarzenia z dzieciństwa, ludzie, mają istotny wpływ na to, jacy jesteśmy.
Mieszkałem obok Mistrzyni Świata, ba – mam nawet jakieś mroczne wspomnienia że z nią walczyłem.. (mam w głowie pierze…) :)
Kłaniam się.
Przemek G.
Nie przypominam sobie tej walki ;)
hehe, widać na dobre Ci to wyszło :), gratuluję i pozdrawiam :)
mnie rodzice nazywali Koza lub buła :)
ale Koza to najczęściej :) i chociaż każdy może to rozumieć po swojemu…
to było nasze, to było wesołe i dotyczyło, że rosłam w górę jak brzoza…
ale na tym sie mkończyło ;P nawet teraz czasem mamuśka się zapomni i nazwie mnie KOZĄ :)
na pewno jest z Ciebie dumny :)) wiele osiągnęłaś :) ojciec to czasem potrafi dowalić:)
A czemu Taekwondo a nie jakaś inna dyscyplina? Co do dzieciństwa, rodzice na pewno mają wpływ na naszą postawę. I nie tylko to jak ans motywują, ale też ich zachowania w ogóle. W końcu są pierwszymi osobami z których bierzemy przykład.
Czemu Taekwondo? To temat na kolejny wpis. Wiele czynników się na to złożyło, jednym z nich był dobrze prosperujący klub sportowy, który notował spore osiągnięcia nie tylko w Polsce, ale i na świecie.
Widzę, że ty też lubisz wedlowskie ,,koła,,!!! – tak na delicje mówi nasz 3-letni Antoś. Także jak byś miała nas odwiedzić to już wiesz co kupić żeby wkupić się w łaski naszego synka:)
co do Twojej dyscypliny to Ci jej zazdroszczę bo masz ,,mocne,, argumenty podczas konwersacji ze swoim mężem:)
To rzeczywiście jest mocny argument, chociaż mój mąż daje sobie świetnie radę, w innym wypadku by mnie nie poślubił ;)
Wow! Podziwiam i gratuluję!
Nie potrafię sobie wyobrazić jak to jest być Mistrzynią Świata. Wielkie gratulacje i dumna ja, że miałam okazję Cię poznać:)
Bardzo dziękuję wszystkim za miłe słowa :)