Walentynki to takie problematyczne święto. Przyszło do nas z „cudownej” Ameryki, gdzie każdy keep smiling i have a nice Day. Wzbudzają tyle samo zachwytu, co pogardy. Jedni nienawidzą , inni kochają.
To święto było moim koszmarem. Bo jak nikogo nie masz, nikt Ciebie nie adoruje, a naokoło wszyscy rozdają sobie czekoladowe serduszka i pachnące liściki, to można szybko wpaść w depresję walentynkową. I ja taką miewałam. W szkole 14 lutego były przekazywane kartki miłosne, działo się to oczywiście podczas lekcji, tak by każdy wiedział, kto ma powodzenie, a kto nie ma. Dodatkowo, przemiłe koleżanki nigdy nie omieszkały pochwalić się swoimi zdobyczami. A potem pytały inteligentnie: ile walentynek dostałaś? O dziwo, mój mąż się modlił, by przypadkiem w trakcie lekcji, żadna kartka nie trafiła do niego, bo to przypał!
Teraz jako mężatka nie mam problemu z tym świętem i nawet nie zdajecie sobie sprawy, że jest to ogromna ulga. Bo po co mi walentynki od obcych facetów! Wystarczy, że mąż będzie pamiętał. Co prawda czasem cierpi na sklerozę i trzeba delikatnie mu przypomnieć. Faceci chyba nie lubią tego święta. Jest trochę ckliwe i ciężko przyznać im się do kupowania kartek, serduszek, słodkich misiów. Z resztą ja ich doskonale rozumiem. I dlaczego, do cholery, to święto sprowadza się tylko do uprzejmniania czasu kobietom i spełniania ich zachcianek. Kolejny Dzień Kobiet, który i tak jest 3 tygodnie później. I znowu kwiaty, serduszka, misiaczki!
Jeśli już chcemy koniecznie obchodzić walentynki, to pamiętajmy, że dotyczą one tak samo kobiet jak i mężczyzn. Może warto wyłamać się trochę spod szablonowo kupowanych maskotek i serduszek i podarować coś innego?
Droga kobieto, jeśli chcesz obchodzić to święto, to wysil się bardziej i kup swojemu mężczyźnie taki prezent na walentynki, który chciałby otrzymać. Facet nie chce dostać od Ciebie kartki, nie chce dostać maskotki, czekoladek w kształcie serca czy kolejnych skarpetek. Postaraj się kupić mu coś bardziej męskiego, by nie musiał chować się ze swoim podarkiem przed kolegami albo głupio się tłumaczyć,że na szybie samochodu przyklejony jest Garfield. Zobacz czym się interesuje i kup mu coś związanego z jego hobby. Może to być myszka do gier, podkładka gracza (powaga, nie znam faceta, który nie gra). Może to być multinarzędzie – scyzoryk (bo MacGyver), zapalniczka Zippo (Marlboro Man), pendrive min. 16 GB, bilet do kina na film akcji (zapomnij o komediach romantycznych).
Drogi mężczyzno, kobieta nie jest słodką i głupiutką istotką, choć wzrusza się na widok misia i czekoladek. Rusz czasem głową i nie idź po najmniejszej linii oporu. Ona nie chce dostać kolejnego misia, skoro ma już ich 8 i nie wie co z nimi zrobić, bo zbierają kurz, a nie wyrzuci, by nie zrobić Ci przykrości. Nie waż się kupować jej sprzętów domowych, nie przychodź z nową patelnią, czy żelazkiem. Owszem są potrzebne, ale kup je bez okazji. To tak, jakby ona Ci kupiła listwę zasilającą, albo przedłużacz (choć mój mąż może i by chciał).
Co możesz jej kupić? Płytę, jeśli lubi słuchać muzyki, dobrą książkę, weekend w Spa, bilet do kina na film, który ona lubi. Skoro lubi romantyczne komedie, nie rezerwuj miejsca na najnowszy film Quentina Tarantino, gdzie krew się leje strumieniami. Możesz kupić mp3 do słuchania muzyki jeśli biega, albo odzież termo aktywną.
Dzięki takiemu podejściu, Walentynki nie będą traumatyczne i unikniecie zażenowania odbierając niechciany prezent, którego się nie odda i nie wyrzuci, bo przecież podarowany z miłości.
A jak Wy podchodzicie do tego święta? Macie związane z nim koszmary, czy wręcz przeciwnie?
13 komentarzy
Nigdy nie lubiłam walentynek. Nawet odkąd nie jestem sama, nic się nie zmieniło. Po prostu widzę to święto jako multum chińskich ozdóbek wszędzie, gdzie się nie spojrzy, cała masa kiczu i jarania się tym dniem przez te wszystkie dziewczynki z facebooka, które obrały sobie za cel wrzucanie jak najwięcej śmieci na swoją tablicę. Dodatkowo, to taki narzucony parom sztywny wymóg, że koniecznie trzeba świętować, kupować sobie nawzajem prezenty, czasem na szybko, po taniości, oby tylko było (tak jak opisałaś te czekoladki, misie, żelazka czy przedłużacze :D). Według mnie, kiedy się kogoś kocha, to można mu to okazać w każdy dowolny dzień roku, z własnej inicjatywy.
Ja też mam problem z tym świętem, co prawda teraz dużo mniejszy niż kiedyś, ale wiem, że dla młodych dziewczyn, to święto to nic dobrego. Potrafi nieźle podkopać poczucie własnej wartości.
zgadzam się
Kawał dobrego tekstu! Walentynki zawsze kojarzą się z ciuciu kluciu. Powiem tak, raz krata piwa i konsola z ukochaną, a raz weekend w spa dla niej. Wszyscy są zadowoleni ;).
według mnie strasznie kiczowate święto. Mój maż też jest tego samego zdania więc niczego się nie spodziewa (tzn prezentu) i ja również też nie.:).
A jak ktoś lubi to niech świętuje wkońcu mamy demokracje!
Ja zamiast tych maskotek, serduszek i wszelkiego fajansu, wolę wyjść z mężem do kina. Często się to nie zdarza, więc pretekst jest. No i ten weekend w SPA to mi się marzy od paru ładnych lat :)
takie SPA to też mi się marzy…………..brakuje mi takiego relaksu……..
zwyczaj szkolny przekazywania walentynek- koszmarrrr…czy nie lepiej na co dzien okazywac sobie malymi gestami milosc czy np jakas niespodzianka od czasu do czasu…nie lubie takich sztucznych, wymuszonych akcji….ale kto co lubi
A ja jedne walentynki wspominam miło, kiedy mój wtedy jeszcze przyszły mąż zabrał mnie do teatru i na kolację. Tak to ja mogę je spędzać. A propos serduszek, szukałam ostatnio termoforu w aptece i znalazłam taki z pokrowcem w serduszka. Niestety, to był ostatni, więc chcąc nie chcąc kiczowate serduszka zagościły u mnie w domu :)
haha ;D u mnie nie ma zadnych serduszek na razie przynajmniej;)
Haha dzisiaj napisałam post na temat Walentynek, ale po lekturze Twojego zastanawiam sie czy publikować :)) Ja uwielbiam Walentynki, właśnie za ich kiczowatość i wszechobecną słodycz. I może jestem głupiutką blondynką, ale ucieszę się nawet z misia, choć niewątpliwie wolałabym mp3 ;)
Publikować, chętnie poczytam.
ja tam sama powiedziałam co chce, dostałam bon podarunkowy do telimeny, kupiłam sobie bielizne, więc powiedzmy że zostaliśmy w temacie „miłości” ale bez kiczu żadnego ;]