Przy okazji Świąt i spotkań rodzinnych, zaczęliśmy wspominać dawne czasy. Wyjęliśmy stare albumy ze zdjęciami i przeglądaliśmy je ze wzruszeniem, próbując sobie przypomnieć momenty złapane na zdjęciach.
Moje dzieciństwo było szalone, zwariowane, radosne i pełne niesamowitych przeżyć. Wracając za każdym razem do rodzinnego miasteczka, z łezką w oku, oglądam ścieżki, którymi chadzałam będąc małą dziewczynką, trzepak, na którym robiłam niebezpieczne akrobacje, podwórko, na którym zbieraliśmy się całą bandą. Rodzice nie martwili się, kiedy przez parę godzin nie pokazywałam się w domu, nie powtarzali co chwilę, bym była ostrożna, bo po raz kolejny miałam zdrapane kolana i parę nowych siniaków.
Kiedyś było inaczej, na półkach sklepowych wciąż brakowało produktów, nie mieliśmy kolorowych i super odjazdowych zabawek, a w telewizji nie leciały bajki całą dobę. Nie przypominam sobie jednak, bym jako dziecko chodziła znudzona. Zawsze było co robić. Zamiast siedzieć przed telewizorem, komputerem, czy gadającą lalką, która sika, wymyślaliśmy nowe zabawy. Większość czasu spędzaliśmy na dworze grając w gumę, podchody czy zbijaka. Pamiętacie je?
Dziś dzieci mają wszystko podane na tacy. Wyłącz im telewizor, komputer i już zaczynają się nudzić. Kiedyś rodzice nie poświęcali więcej czasu dzieciom. Nie przypominam sobie, żeby moi się ze mną bawili. A mimo to, ja nigdy się nie nudziłam. Nigdy!
Zabawy mojego dzieciństwa
- Gra w gumę – jedna z moich ulubionych gier podwórkowych. Potrzebne były do niej trzy osoby, długa guma i całkiem spora sprawność ruchowa.
- Bierki, pchełki – kolorowe patyczki uczyły dokładności, opanowania i cierpliwości. Jeden nieuważny ruch i twoja kolejka mijała.
- Warcaby, chińczyk, fortuna – gry planszowe, w które gram do dziś.
- Gra w klasy – potrzebna była kreda, kamyczek i kawałek chodnika, choć równie dobrze można było narysować planszę patykiem na ziemi.
- Wilk i jajeczka – namiastka dzisiejszych gier komputerowych. Rosyjska przenośna gierka elektroniczna była hitem moich czasów.
- Gra w karty – kuku, makao, wojna, tysiąc, pan i wiele innych, które towarzyszyły nam w pochmurne dni.
- Podchody – do tej zabawy potrzebne były dwie drużyny, jedna szukała drugiej po strzałkach narysowanych na chodniku. Nie było to takie łatwe, bo można było zmylać przeciwników rysując strzałki w złych kierunkach.
- Kapsle plus narysowany patykiem tor i wyścigi były gotowe.
- Gra w statki, państwa–miasta – kartka papieru i długopis wystarczały.
Tych zabaw i gier było mnóstwo. Wykorzystywaliśmy to co, akurat było pod ręką – kamyczki, patyczki, kapsle, sznurki, guziki. Teoretycznie wszystko co znajdowało się na dworze i w domu mogło się przydać. Ograniczała nas tylko wyobraźnia.
Jestem ciekawa czy wymienione przeze mnie zabawy były także udziałem Waszego dzieciństwa? Na pewno nie wymieniłam wszystkich, napiszcie jakie były Wasze?
16 komentarzy
Ja najlepiej wspominam podchody. Blisko mojego domu były ruiny pałacu, oczywiście absolutnie nie można było tam wchodzić, bo groziło zawaleniem. Wcale to nam nie przeszkadzało. Podchody w pałacu do dzisiaj wspominam :)
Stare, opustoszałe domy, były najlepszą kryjówką. A dreszczyk emocji powodował, że zabawa była jeszcze lepsza!
Twój post sprawił że z moim oku zakręciła się łezka. Moje pokolenie nie było jeszcze tak „skomputeryzowane” i wszystkie te zabawy sa mi doskonale znane! Aż smutek bierze gdy widzi się dzieci biegające z telefonami i tabletami bo bez tego nie potrafią żyć. Zero zabaw i kreatywności. Ja jeszcze bawiłam się z „łapaczka” „domek” i „chowanego”. A zabawki robiło się samemu!
Pozdrawiam ;)
Pamiętam to wszystko! Uwielbiałam podchody. A gra z babcią w chińczyka czy w karty to był sposób na jesienne i zimowe popołudnia.
Czy rodzice teraz uczą swoje dzieci tych wszystkich zabaw?
No właśnie warto byłoby je „sprzedać” swoim dzieciom. U mnie w domu jest chińczyk, są karty, szachy, bierki, ale niestety komputer zawsze wygrywa.
Dorotko zgadzam się z Tobą w 100% !!! Dokładnie moje dzieciństwo przebiegało niemal tak samo. I też nigdy rodzice nie zajmowali się nami tak, jak teraz oczekują tego dzieci. I my byliśmy szczęśliwi i oni spokojni i zadowoleni, szkoda, że teraz nie ma takich czasów. I tak jak mówisz, dzieci są znudzone, ospałe, zniechęcone i ciągle im czegoś brakuje …. ehh szkoda.
Mimo, że jestem dużo młodszy, to u nas na podwórku było tak samo. Nie wyobrażałem sobie nie spędzić całego dnia na zewnątrz grając w piłę, kwadrata, chowanego czy podchody. To były piękne chwile, które zapamiętuje się na zawsze. Zastanawia mnie tylko jak będzie wyglądało współczesne dzieciństwo. Widok bawiących się dzieciaków na podwórku przy kreatywnych zabawach jest niestety coraz częściej rzadkością. Mam nadzieję, że era CS’a przegra z tym co ma duszę i swoją niepowtarzalną historię.
O tak, „kwadrat” też był świetny!
ja pamiętam grę w”pelego”-to z kumplami(i nieraz bolały 4litery-a biedroń z nami nie grała i jego szczęście)a z koleżankami w „butelkę” (namiastka współczesnej gry w”słoneczko”)-nie doceniacie dzisiejszej gawiedzi!!!;)
PIETIA
ps.kiedyś -dziś:
frytki gs olsztynek -Mcdonek
akron -haribo
serwatka -pepsi
wigry3 -góral,bmx
klej -dopalacze
kapiszony,korki,saletra -made in china
itp.
Był też karbid, ale zabawy nim często źle się kończyły.
Jesteśmy z tego samego pokolenia, bo i dzieciństwo i zabawy podobne. I niby dzisiaj łatwiej, więcej, fajniej, kolorowiej, a ja mam jednak wrażenie, że współczesne dzieci coś tracą. I trochę mnie to martwi w kontekście mojego syna…
we wszystko to grałam i ja ;), ale zapomniałaś jeszcze o grze w „pikuty”o ile dobrze napisałam ;), scyzoryk wbijany w ziemię :D, czy tylko ja miałam okazję w to grać ?;), chociaz ja również grałam na komputerze, mój pierwszy to był o ile dobrze pamietam comodore 16 :D
No ja grałam w „nóż”, wbijając go na różne sposoby w ziemię. Pewnie to jest to samo, choć nazwy „pikuty” nie kojarzę.
Mój pierwszy komputer to był Atari :) Trzeba było pół godziny chodzić na palcach i prawie nie oddychać by gra się wgrała!
Oj jak mi wspomnienia dzieciństwa odżyły ! Gra w gumę całą podstawówkę. A bierki gdzieś mi zaginęły, chyba jutro w drodze z pracy je kupię !
Pamiętam z dzieciństwa: bierki, warcaby, przerożne gry planszowe (w tym monopol), gre w gumę, klasy….trochę tego było…i wszelkie akrobacje na podworkowym trzepaku było moją ulubioną rozrywką:))
Przypominam sobie także, że uwielbialam wymyslac przerozne historie- byłam ksiązniczką ( a jak!), ale także detektywem itp. Słowem wiodlam zycie pelne przygod, przynajmniej w wyobraźni;D
Wilk i jajeczka kompletnie przebiły wszystko :) Zupełnie zapomnniałam o tej grze :) Widziałam ostatnio w pociągu parę dzieci grającą w chińczyka na tablecie. To naprawdę nie to samo… Ze swojej strony dodam zabawy organizowane rodzinie, pamiętam prowadzenie domowej familiady przeze mnie i moje brata. Pozdrawiam, Ania (kreatwynyslub.com)