fbpx

Minimalizm zakupowy. Czy mniej znaczy lepiej?

by Dorota Zalepa
60 komentarzy
mniej marta sapała

Książka Marty Sapały Mniej. Intymny portret zakupowy Polaków trafiła do mnie w idealnym czasie. Niezmiennie fascynuje mnie tematyka świadomego i uważnego życia. Staram się być slow od dobrych paru lat, rozwijać się duchowo, żyć tu i teraz. Zastanawiałam się nad zrobieniem sobie detoksu zakupowego, nie ze względu na nadmiar rzeczy, zakupoholizm też raczej mi nie grozi, ale głównie po to by sprawdzić, czy samoograniczanie swoich potrzeb, tylko do tych niezbędnych do życia, znacząco wpływa na odsianie z życia nieistotnego, ustalanie priorytetów, dostrzeganie niewidzialnego, poznanie swoich prawdziwych pragnień, wsłuchanie się w swój wewnętrzny głos.

 

Nie jestem zwolenniczką minimalizmu, przynajmniej nie w takiej postaci, w jakiej często występuje na blogach – minimalizmu luksusowego. Owszem ograniczamy się z nadmiaru zbędnych rzeczy, ale to co nam zostaje jest unikatowe, najlepszej jakości i zwykle bardzo drogie. Ograniczenie nie powoduje dyskomfortu, nie wymaga wzmożonego wysiłku, jest bezpieczne, bo i tak zostaje nam dokładanie taka ilość dóbr, która jest dla nas wygodna. Minimalizm dla wybranych, któremu przeciętny Polak nie jest w stanie sprostać, bo zwyczajnie nie stać go na takie pozbawione konsumpcji życie. Nie kupuję kolejnej pary butów, ale za to mam w szafie kilka par, których wartość dorównuje wartości średniej klasy samochodu. Rezygnuję z szybkiego jedzenia, szybkiej mody, szybkiego życia, ale przy okazji zatrudniam pomoc domową, trenera osobistego albo jadam jedynie w najlepszych restauracjach na mieście.

 

Dla mnie minimalizm to zgoła coś innego. To postawienie przed sobą niewygodnego i trudnego wyzwania ogołocenia się z potrzeb, które nie są niezbędne do życia, a nawet tych, które pozornie wydają się potrzebne, na rzecz relacji z ludźmi, doświadczeń, stworzenia domu, w którym się produkuje, a nie jedynie konsumuje. Minimalizm w książce Marty Sapały dotyczy wyborów, przed którymi codziennie stajemy. Wybrać się do pracy samochodem, rowerem, a może na piechotę? Zrobić zakupy u lokalnych sprzedawców, wspierając miejscową przedsiębiorczość, czy skorzystać samoobsługowych marketów? Kupić nowe, czy naprawić, wymienić, skorzystać z pomocy sąsiedzkiej, a może wytworzyć samemu?

 

Marta Sapała przeprowadziła roczny eksperyment, w którym wzięło udział 12 gospodarstw domowych – 10 rodzin i 2 singli, których zarobki plasowały się od 600 do 6000 zł. Wśród uczestników znalazła się także sama autorka z mężem i 1,5 rocznym synkiem. Główną zasadą eksperymentu było przeżycie roku bez zbędnych zakupów. Ograniczenie wydatków do niezbędnego do życia minimum, z tym że każdy sam ustalał co dla niego jest niezbędne. Dla niektórych niezbędny okaże się tusz do rzęs, dla innych jedno piwo w miesiącu. Uogólniając, żadnego jedzenia na mieście, wakacji zorganizowanych przez biuro podróży, nowych ciuchów, prywatnej opieki zdrowotnej a nawet gwiazdkowych prezentów, chyba że pozyskanych w sposób bezgotówkowy.

 

Książka jest zapisem zmagań dwunastki uczestników, ich przemyśleń, słabości, sukcesów, a także odkrywczych sposobów, na to by wydawać mniej. Zaglądamy do mieszkań, portfeli, lodówek i szaf bohaterów książki. Podsłuchujemy rozmowy i czytamy w myślach.

Jedna z uczestniczek Agata na koniec eksperymentu napisała:

Największy rozwój wewnętrzny zanotowałam, gdy przestałam chcieć więcej i nastawiłam się na akceptację tego co mam. Syn złagodniał, relacje z mężem się polepszyły, w pracy mam zen. Dystans coraz większy, uwielbiam śmiać się z siebie, kurczę, nawet wyładniałam. Gdy skupiałam się na mieć, nie miałam czasu by być.

 

Czytając książkę dochodziłam do wielu cennych wniosków. Zaspokajanie co rusz nowych potrzeb napędza kolejne potrzeby. Zakupy napędzają następne zakupy. Tworzy się błędne koło, w które jesteśmy trochę nieświadomie wpychani przez specjalistów od marketingu. Potrzeby zakupowe kreowane są już podczas pobytu na oddziale położniczym w szpitalu, gdzie dostajemy zestaw produktów niezbędnych dla noworodków. Czy ktoś się zastawia dlaczego w pakiecie powitalnym znalazło się mleko modyfikowane, pieluchy konkretnego producenta, krem na odparzenia, leki na kolkę i sterta ulotek? Styl życia nastawiony na konsumpcję pozbawia nas umiejętności wykorzystywania własnych zasobów. Wygodniej jest kupić, niż wymienić, pożyczyć lub zrobić własnoręcznie. Idziemy na łatwiznę wybierając szybkie życie, szybkie jedzenie, szybką modę, które skutkują coraz gorszą jakością życia. Tracimy my, tracą nasi bliscy, a nawet całe społeczeństwo. By znaleźć dobry przykład nie muszę sięgać daleko, wystarczy że spojrzę na pokolenie moich rodziców i dziadków, którzy wiele rzeczy wytwarzali samodzielnie. Umiejętność cerowania, szycia, wykonywania własnych przetworów była obowiązkowa w każdym domu. W szkołach uczono praktycznych umiejętności prowadzenia domu. Dziś mało kto decyduje się na pieczenie chleba, hodowanie własnych warzyw i owoców, wolimy kupić gotowe. Bo szybciej, taniej, ale czy zdrowiej?

Mniej Marta Sapałą

Nowe postanowienia

 

Wiele wniosków płynących z książki jest mi bardzo bliskich. Pamiętacie wymianę książkową na blogu? Projekt cieszył się dużym zainteresowaniem, a międzyblogowy second-hand zaangażował sporą część Czytelników. Takie inicjatywy są potrzebne. W wielu miastach organizowane są SWAP-y odzieżowe, wyprzedaże garażowe, targi. Warto puszczać w obieg rzeczy, z których już nie korzystamy.

Jest jednak kilka rzeczy, które chcę wdrożyć w swoje życie po przeczytaniu książki:

 

  • Chcę zapisać się do biblioteki, by móc wypożyczać, a nie tylko kupować, książki. Korzystacie? Ja wypożyczam książki jedynie dla synka, dla siebie raczej kupuję.

 

  • Autorka często korzysta w podróżowania za pośrednictwem portalu Home Exchange. Chciałabym spróbować takich wakacji. Jeśli oglądaliście film Holiday,w którym domami wymieniły się Cameron Diaz i Kate Winslet, to wiecie już o jakie wakacje chodzi. Nie tylko ekonomiczniej, ale też ciekawiej.

 

  • Chciałabym częściej chodzić pieszo, niestety wygoda korzystania z samochodu wciąż u mnie wygrywa.

 

  • Zasady slow food są u mnie na dobrym poziomie, ale jeszcze przede mną pieczenie własnego chleba, choć bułeczki orkiszowe swoją premierę miały już jakiś czas temu.

 

  • Na wiosnę stworzę balkonowy zielnik, może nawet zasadzę pomidory.

 

Książka otwiera oczy na wiele spraw. Na przykład na jakość dzisiejszych produktów, od samochodów po jeansy, która jest celowo osłabiana przez producentów, byśmy szybciej kupowali następne. Autorka poświęciła wiele stron tematyce fast fashion i wyzyskowi biednych części świata, których mieszkańcy pracują w niegodziwych warunkach za głodowe stawki, by sprostać wymaganiom szybko zmieniających się trendów, napędzanych przez duże koncerny odzieżowe. Przestały liczyć się prawdziwe potrzeby ludzkie, a jedynie szybki zysk.

 

Mogę zmieniać świat, zaczynając od tego mojego. Produkować mniej śmieci, wspierać lokalnych przedsiębiorców, korzystać z rynku wtórnego. Już teraz, gdy idę na zakupy, zawsze mam przy sobie szmacianą siatkę, a gdy sprzedawczyni pakuje mi nowy kosmetyk do małej foliowej torebki, grzecznie dziękuję, o jedną torebkę mniej. Wystawiłam też w końcu parę rzeczy na sprzedaż na portalu aukcyjnym.

 

Czy wzięłabym udział w takim eksperymencie? Bardzo mnie kusi, ale się boję. Że nie podołam. Na pewno część założeń jest mi bliska, jednak nie pozbawiłabym się przyjemności w postaci wyjścia do kina, restauracji, wakacji, czy lodów na mieście. Te drobne przyjemności są dla mnie zbyt ważne i wpływają pozytywnie na moje życie. Najważniejsze pytanie, które zadaję sobie podczas zakupów i które zadawali sobie także uczestnicy eksperymentu to – Czy dana rzecz jest mi potrzebna? Czy przypadkiem moja potrzeba nie pojawiła się po obejrzeniu reklamy, przeskrollowaniu Instagrama i Facebooka, zajrzeniu na blogi.

 

 

 

Mniej Marty Sapały to bardzo dobra książka, napisana przyjemnym, lekkim językiem, spójna, opisująca prawdziwe problemy i zmagania ludzi, odkrywcza. Jeśli nie czytaliście, bardzo polecam! Lekcje, które z niej wyniosłam – bezcenne!

 

Jeśli podobał Ci się wpis, proszę udostępnij go dalej. Dziękuję! :)




Podobne wpisy

60 komentarzy

Anna M. Lukasiewicz 5 listopada 2015 - 18:02

Nie słyszałam o tej książce wcześniej. Ostatnio na jakimś blogu ktoś poruszał kwestię minimalizmu, a optymalizmu. Mi bliżej do tego drugiego, uważam, że drobne przyjemności (jak wspomniane przez Ciebie wyjście do kina czy restauracji) i ograniczenia (’po co mi kolejna para butów?’) sprzyjają dobremu życiu.

Odpowiedz
Dorota Zalepa 5 listopada 2015 - 18:24

Książka jest naprawdę świetna, warto ją przeczytać.:)

Odpowiedz
Karola Franieczek | Życie Me 5 listopada 2015 - 18:34

Co do minimalizmu mam podejście podobne do Ciebie. A książka świetnie się zapowiada. Tak bez zadęcia. Dziękuję więc za polecenie. Sięgnę po nią na pewno.

Odpowiedz
Gosia Zimniak 5 listopada 2015 - 18:54

Ostatnio skłaniam się coraz bardziej ku minimalizmowi. Zaczynam od prostego kroku wykorzystania zasobów, które już posiadam, np. zamiast kupować nowy balsam do ciała – wykorzystam ten, który kiedyś kupiłam a wtedy niezbyt mi przypasował. Niestety trochę tego typu rzeczy się u mnie nazbierało.
A później zobaczę, może następnym krokiem będzie WYPOŻYCZENIE i przeczytanie tej książki :)

Odpowiedz
Kamila Bondos 5 listopada 2015 - 18:56

Zainteresowałaś mnie tą książką! Faktycznie, to skupienie na mieć, powoduje, że bardzo szybko rzeczy zupełnie niepotrzebne stają się dla nas absolutnie niezbędne. I wydaje nam się, że właśnie to posiadanie będzie nas uszczęśliwiać, co niestety przynosi odwrotny skutek, ponieważ przy tak szybko zmieniającej się modzie i tak ogromnym wyborze różnorodnych produktów, ciągle chcemy tylko więcej i więcej, nie ciesząc się z tego co mamy. Warto się częściej zastanawiać, czy rzeczywiście musimy coś kupić, czy możemy wykorzystać coś, co już mamy.

Odpowiedz
monikamodz 5 listopada 2015 - 19:15

Zainteresowałas mnie ta książka i mam ochotę ja przeczytać, z tym ze wolałabym ja wypożyczyć niż kupować. Kilka lat temu odświeżyłem mój zwyczaj korzystania z biblioteki miejskiej (w Olsztynie :-) a ostatnio zaczęłam nawet zamawiać pozycje przez internet i tym sposobem właśnie kończę czytać „Bezcennego” Miłoszewskiego. Sama zauważyłam, ze najwieksza chęć na zakupy mam kiedy coś kupie, a nie wtedy gdy od zakupów się powstrzymuje. Dotyczy to zwłaszcza zakupów ubraniowych. Raczej nie zrezygnowałabym w imię minimalizmu z wyjsć na kawę czy do restauracji, bo nie robię tego często i przez to jest to dla mnie coś wyjątkowego. Często w prezencie daje moje wytwory – właśnie dziergam poszewkę dla siostry. Staram się tez dobrze wykorzystywać rzeczy które już mam, chociaż pewnie moznaby było jeszcze lepiej. Pozdrawiam!

Odpowiedz
Dorota Zalepa 5 listopada 2015 - 21:46

No właśnie ja też chcę odświeżyć mój kontakt z biblioteką miejską. :) Nie wiedziałam, że jest możliwość zamawiania przez Internet. Dzięki!

Odpowiedz
Sylwia W. 5 listopada 2015 - 19:40

Książka zapowiada się bardzo interesująco. Żyjemy w świecie konsumpcjonizmu i łatwo wpaść w jego sidła. Warto zwrócić uwagę na swoje decyzje zakupowe. Bo apetyt rośnie w miarę jedzenia. Goniąc za kolejną nową rzeczą przestajemy cieszyć się tym, co mamy w danej chwili. A to błędne koło.

Odpowiedz
Classy Simple Life 5 listopada 2015 - 19:45

Bardzo interesujący post. Prawie rok temu postanowiłam rozpocząć swoją „przygodę” z minimalizmem. Nie z powodu, że stało się to „modne” oraz inspiracją płynącą z książek o minimalizmie, ale za sprawą zmian jakie nastały w moim życiu… W ciągu ostaniach dwóch lat przeszłam dwie bardzo ciężkie operacje i musiałam zaakceptować pewne zmiany, które były z nimi związane. Podczas pobytów w szpitalu a potem rekonwalescencji miałam bardzo dużo czasu, żeby myśleć… myśleć o życiu… Kiedyś gnałam za nowościami, trendami. Kupowałam dużo, w większości przypadków pod wpływem impulsu. Miałam bardzo dużo rzeczy – ubrań, kosmetyków, perfum, dodatków, butów ect… ale tak naprawdę po co? kiedy byłam obolałą po operacjach nawet przez myśl mi nie przeszło aby zastanawiać się nad cieniami jakie nałożę na powiekę, ani jakich dziś perfum użyje, w jakich butach pójdę… Miałam w głowie tylko jedno czuć się dobrze, komfortowo i o dziwo nie wyglądałam jak jakieś dziwadło ! Byłam normalnie ubrana. Lekko umalowana i szczęśliwa, że żyję… bo nie posiadanie rzeczy w życiu jest najważniejsze… najważniejsze jest życie ! Pozdrawiam :)

Odpowiedz
Dorota Zalepa 5 listopada 2015 - 21:51

Pięknie to napisałaś. Największą wartością w życiu jest ono samo. Dlatego tak bardzo staram się być tu i teraz i cieszyć się chwilą. Tą, która trwa. Życzę Ci dużo zdrówka! :)

Odpowiedz
Magdalena Widłak-psychetee.pl 8 listopada 2015 - 09:57

Współczuję tak trudnych doświadczeń. Widzę jednak, ze przekułaś je w sukces-GRATULACJE! To nie jest łatwe i wymaga wyjścia poza strefę komfortu.

Często w anszym życiu jest tak, ze niemal ślepe podążąnie za trendami, nowinkami, ciągłe wymienianie otaczających przedmiotów jest substytutem czegoś, czego nam bardzo brakuje…

Odpowiedz
Olga Pietraszewska 5 listopada 2015 - 21:16

Ja korzystam z dobrodziejstwa biblioteki miejskiej i dosłownie przed chwilą, po przeczytaniu Twojego wpisu wypożyczyłam książkę „Mniej” :) Po takiej rekomendacji nie mam wątpliwości, że warto ją przeczytać.

Twój wpis jest bardzo interesujący. W kilku momentach musiałam się zatrzymać, pomyśleć, zadać sobie parę pytań. Dziękuję!

Odpowiedz
Dorota Zalepa 5 listopada 2015 - 21:18

Wypożyczyłaś przez Internet? To teraz nie trzeba się nawet fatygować do biblioteki?

Odpowiedz
Olga Pietraszewska 5 listopada 2015 - 21:28

Tylko po odbiór książki :) Super sprawa, bo sprawdzam w domu dostępność, składam zamówienie i już następnego dnia książki na mnie czekają :)

Odpowiedz
Dorota Zalepa 5 listopada 2015 - 21:38

Super! Muszę poszukać, może i u mnie jest taka możliwość. :) Ogromna oszczędność czasu.

Odpowiedz
Simplife.pl | Natalia Knopek 5 listopada 2015 - 23:44

chyba większość bibliotek ma obecnie taką opcję :)

OlaD 6 listopada 2015 - 15:28

Tak, MBP w Olsztynie również ma internetowy system zamawiania/rezerwacji książek. Jedynie należy wcześniej poprosić o dostęp do swojego konta i można przeglądać cały katalog, a potem tego samego dnia można już odebrać książkę. :)

OlaD 6 listopada 2015 - 15:33

Tak, MBP w Olsztynie również ma internetowy system zamawiania/rezerwacji książek. Jedynie należy wcześniej poprosić o dostęp do swojego konta i można przeglądać cały katalog, a potem tego samego dnia można już odebrać książkę. :)

Magdalena Widłak-psychetee.pl 8 listopada 2015 - 09:54

Biblioteka poszła z duchem czasu. WOW!:)

Odpowiedz
Maria | www.mariagrzybek.com 5 listopada 2015 - 22:50

Przeczytałam „Mniej” już rok temu i od tego czasu staram się pamiętać, że ciągłe kupowanie nie jest stanem naturalnym. Też miałam chrapkę na podobny eksperyment, ale również mam obawy.

Odpowiedz
Magdalena Widłak-psychetee.pl 8 listopada 2015 - 09:54

Spróbować zawsze warto-najwyżej poznasz swoje nasłabsze strony. A warto je znać, żeby wiedzieć nad czym pracować:)

Odpowiedz
Simplife.pl | Natalia Knopek 5 listopada 2015 - 23:44

Na nadmiar książek nigdy nie cierpiałam, lubiłam się z każdą okoliczną biblioteką. Teraz, studiując zagranicą, jest to średnio możliwe, zwłaszcza że czytanie wszystkiego po angielsku średnio mnie bawi. Postawiłam na ebooki, bo ciężko byłoby mi się potem zabrać do domu z nadmiarem książek.

Odpowiedz
Magdalena Widłak-psychetee.pl 8 listopada 2015 - 09:53

To genialne rozwiązanie:) Też jestem „za”. Wiele ułatwia szczególnie w podroży lub przy czestych przeprowdzkach…

Odpowiedz
Królowa Karo 6 listopada 2015 - 06:47

W ogóle nie słyszałam o tej książce, a wydaje mi się warta uwagi. Chętnie po nią sięgnę, choć tak radykalnego minimalizmu wprowadzać nie zamierzam. Myślę, że każdy powinien wprowadzać go tak, by dawał satysfakcję, a nie męczył i ograniczał.
Co do biblioteki – też zamierzam powrócić do tego zwyczaju, zwłaszcza, że w małym mieszkaniu nie ma miejsca na zbyt wiele książek. Wymiany domów jednak bym się obawiała.

Odpowiedz
Dorota Zalepa 6 listopada 2015 - 10:20

Portal stosuje jakieś środki bezpieczeństwa, trzeba podać szczegółowe dane, wpłacić kaucję. Poza tym wiele osób bazuje na systemie ocen i poleceń.

Odpowiedz
Ania Legenza 6 listopada 2015 - 08:00

Mam tą książkę na liście do przeczytania. Nie wiem czy byłabym w stanie zdecydować się na taki eksperyment, ale podziwiam osoby, które próbują tak dużego minimalizmu. Nie wiem czy słyszałaś o takiej akcji w Niemczech, gdzie jest grupa ludzi, którzy w ogóle żyją bez wydawania pieniędzy, żywią się resztkami z marketów, chcą otworzyć jakąś osadę, która będzie samowystarczalna, itd. Oczywiście komentarze były do przewidzenia – że żerują na reszcie społeczeństwa, ale o samym eksperymencie, a przede wszystkim o tym, że się da, warto było poczytać :)

Odpowiedz
Dorota Zalepa 6 listopada 2015 - 10:19

Właśnie Marta Sapała pisała o freeganizmie, czyli pozyskiwaniu jedzenia, które ktoś wyrzuca, na przykład markety właśnie. Dla mnie to już skrajne rozwiązania, ale na pewno część założeń można wykorzystać we własnym domu. Na przykład to, by nie kupować na zapas jedzenia, które potem się marnuje, jest to też oszczędność pieniędzy. :)

Odpowiedz
Magdalena Widłak-psychetee.pl 8 listopada 2015 - 09:50

Znam grupę w Niemczech (choć nie są to sami Niemcy), którzy żyją w taki sposób jak napisałaś. Dostali budynek od miasta w którym miekszkają, z marketów zabierają jedzenie, które jest np. 2 dni przed końcem daty ważności i żywią się tylko takim jedzeniem. Nie kupują niczego do urządzenia swoich mieszkań, tylko zabierają meble z popularnych wystawek (najczęściej za nie nie płacą bo nie ma takiej potrezby), sadzą swoje zioła i warzywa. Nie oglądają TV, prowadzą bardzo aktywny tryb życia (fizycznie i intelektualnie).

To zachowanie bardzo odmienne od tego, które jest nam znane. Obcując jednak z tymi ludżmi przez prawie dwa tygodnie miałam okazję zobaczyć, że są znacznie bardziej wolni i szczęśliwi, niż ci „żyjący normalnie”. Mogłam się także bardzo wiele od nich nauczyć. Jestem wdzięczna za to, ze miałam szanse ich poznać, takie doświadczenia bardzo uczą pokory.

Odpowiedz
Ewa | Day with Coffee 6 listopada 2015 - 13:00

Podoba mi się Twoje podejście do minimalizmu i w pełni się z nim zgadzam! Chętnie zajrzę do polecanych przez Ciebie książek i sama chciałabym też korzystać częściej z biblioteki, bo to się zwyczajnie opłaca!

Odpowiedz
Ania S 6 listopada 2015 - 13:24

Dobrze to nazwałaś … minimalizm luksusowy. Mam podobne odczucie do Twojego przeglądając niektóre blogi o tematyce minimalizmu. Twoja recenzja zachęciła mnie do kupienia książki, chociaż obiecuję sobie że książek nie będę kupować, ale jak tu być na bieżąco?

Odpowiedz
Dorota Zalepa 6 listopada 2015 - 13:54

Termin zapożyczyłam z książki dlatego napisałam go kursywą.
Według mnie określenie bardzo trafione.
PS Może znajdziesz w bibliotece?

Odpowiedz
Magdalena Widłak-psychetee.pl 8 listopada 2015 - 09:47

Zachęcam do wypróbowania wersji elektronicznej (jesli jest dostępna), to oszcządza miejsce, pieniądze i mając przy sobie kindla, tablet, komputer czy telefon możesz zawsze do tej książki wrócić :) Bardzo przydatne w podróży :)

Odpowiedz
OlaB 8 listopada 2015 - 21:20

Hej
Ja swój egzemplarz kupiłam w internetowej księgarni typu outlet. Okładka nieco zagięta, ale treść ciągle ta sama. A cena o połowę niższa niż początkowo.

Odpowiedz
Żurnalistka 6 listopada 2015 - 14:17

Książka wydaje się bardzo ciekawa z tego co piszesz. Żyję zbyt szybko i chyba nie udałoby mi się wcielić zasad w życie. Jedyne, które udaje mi sie przestrzegać to zakupy odzieży i ubrań. Ale to zawsze coś :)

Odpowiedz
by Kamila 6 listopada 2015 - 14:38

I jak tu nie chcieć po takim wpisie przeczytać? Zwłaszcza, że dążę coraz silniej do bycia, doświadczania, uważności, kontaktu z naturą, zielenią. Nie odnajduję żadnej przyjemności już w życiu w mieście, chciałabym być bliżej prawdziwego świata. Chcę uciec i już ucieczkę planuję. Od dawna nie wydaję pieniędzy na wiele rzeczy, które kiedyś pozbawiały mnie banknotów z kieszeni. Nadal jednak to jeszcze nie to. Myślę, że nie trzeba decydować się na aż taki eksperyment, żeby zasady te wcielać w życie i czerpać garściami. Wg mnie życie powinno nas cieszyć i dawać przyjemność nawet jeśli to oznacza wyjście do restauracji, kupno kwiatów na stół czy lody z bliskimi :)

Odpowiedz
OlaD 6 listopada 2015 - 15:14

Bardzo ciekawy eksperyment, choć obawiam się, że nie podołałabym… Z takiego samego powodu co Ty: kino, lody w Starym Ratuszu, raz w miesiącu kawa z przyjaciółką na mieście… Nie jest tego dużo, ale to sprawia, że czuję się szczęśliwa. Niemniej jednak coraz częściej łapię się na tym, że zastanawiam się nad zakupem dwa razy, czytam etykiety, pilnuję męża, aby nie podrzucał do sklepowego wózka zbędnych rzeczy. ;) Co do biblioteki to jasne, że korzystam – pracuję w takim miejscu, więc mam idealny dostęp do nowości i wcale nie straciłam na tym, że nie kupuję. W moim domu i tak wciąż mam stos książek, które tylko wymieniam na kolejne pozycje do przeczytania. :)

Odpowiedz
Patti 6 listopada 2015 - 16:28

Nawet nie wiedziałam że jestem taka „Mniej”😊 . Do pracy chodzę na piechotę, odkąd wróciłam ze wsi do miasta , rok temu samochodów wyciągam z garażu raz na miesiąc.
Książek nie kupuję wcale , od kilku lat wypożyczam , staram się kupować co raz mniej choć na tym polu zdążają się porażki😉
Nie jeżdżę na wczasy organizowane ,zawsze n własną rękę, kupuję w sklepach polskich włascicieli, ryneczkach itp.
Myślę że tak żyje większość ludzi tylko teraz ktoś przyporządkował temu szumną nazwę i zbija kasę na tej teorii wydając książki i nauczając rzeczy oczywistych. W małych miastach, wsiach , miasteczkach tak wygląda życie na co dzień, gdzie wszędzie blisko, nie ma pokus a zakupy robi się w osiedlowych sklepach. W dużych ośrodkach można się zachłysnąć wszystkim tym co oferuje duże miasto i dać się ponieść ….a potem do sprowadzenia nas na ziemię potrzebna jest nowa moda na slow life😉

Odpowiedz
Ruda 7 listopada 2015 - 08:41

Zgadzam się z Patti. Hasło „minimalizm’ to często kolejny chwyt marketingowy. Są osoby, które żyją zgodnie z zasadami minimalizmu, ale w ogóle o tym nie wiedzą. Ja sama nie będąc minimalistką (a znalazłam informacje na ten temat chcąc uporządkować szafę, bo zawsze uważałam, że nie znam się na ubraniach) odkryłam, że jestem minimalistką :)
Zaczytując się w blogach na tematy capsule wardrobe i o jakości ubrań zaczęłam inaczej robić zakupy – i to jest świetne. Niemniej jednak dla mnie słowo „mniej” zawsze oznaczało pozbywanie się rzeczy wokół mnie. Nie lubię sprzątać, więc w moim domu wszystkie przedmioty są schowane, nie ma dywanów, firan, zasłon, figurek, świeczek i jakichkolwiek „łapaczy kurzu”. Gdy zaczęłam czytać blogi dotyczące minimalizmu, to pomyślałam, że w zasadzie ja też staram się gromadzić jak najmniej. Natomiast patrząc na zdjęcia dodawane przez autorki różnych blogów mam wrażenie, że w ich otoczeniu jest strasznie dużo bibelotów. Nie zrozumcie mnie źle – jeśli ktoś lubi takie rzeczy i dobrze się z nimi czuje – ok. Poza tym każdy ma swoją drogę do minimalizmu. Ale jak się to ma do idei ograniczania potrzeb materialnych? Czy może jest tak, że te wazoniki, kwiatki etc. to tylko rekwizyty, które wyciąga się, aby zdjęcie ładnie wyglądało?

Odpowiedz
Magdalena Widłak-psychetee.pl 8 listopada 2015 - 09:45

Estetyka zdjęcia w sieci jest istotna, przecież zdjęcie ma przyciągąc uwage, tak działa FB, instagram czy pinterest…:) Czesto jest tak, jak napisałaś :)

A to, ze ktoś nie wie, że jest minimalistą jeszcze nie oznacza, ze nim nie jest. Zachowanie to jedno, a świadomość to już inny temat.

Odpowiedz
weronika | mavelo 6 listopada 2015 - 18:17

Nie pamiętam, kiedy byłam ostatnio w bibliotece. A samo to, że Pani bibliotekarka mogła doradzić wybór książki miało przecież tyle uroku. U mnie dużo się zmieniło odkąd poszłam na swoje – nie jeżdżę już do Wrocławia (bo dojeżdżałam wcześniej z mojego małego miasteczka) i nie mijam po drodze wielkich galerii. Poza tym w pracy biurowej często czuć taką potrzebę, żeby wyglądać dobrze, żeby mieć coś nowego. I teraz na co dzień oczywiście ubieram się schludnie, ale kiedy nie widzę tylu „inspiracji” dookoła (czyli modnie ubranych koleżanek :)) to jakoś mam zdecydowanie mniejsze potrzeby, żeby kupić sobie coś nowego. I naprawdę mi z tym lepiej :)
Też chyba nie podjęłabym się takiego eksperymentu, bo np. kawa i ciastko na mieście to coś tak przyjemnego… byleby nie pozwalać sobie na takie wypady za często, bo wtedy straciłoby swój urok :)

Odpowiedz
Pani Komoda 6 listopada 2015 - 19:23

hmm muszę sięgnąć po tą książkę. Może też mi się spodoba :)

Odpowiedz
reinż. życia 6 listopada 2015 - 21:35

Świetny post. Dający sporo do myślenia. Książkę wpisuję na moją wydłużającą się w zastraszającym tempie wish listę :)
Co do luksusowego minimalizmu – w większości z właśnie takim się spotykam i to jest dla mnie dość problematyczne. Z jednej strony gdyby moje finanse by mi na to pozwoliły to kupiłabym jedną parę butów o wartości takiej jaką mają moje wszystkie aktualnie posiadane pary na każdą porę roku. Jakość na pewno jest lepsza, ale nie popadajmy też w skrajności – nie potrzebuję samych dobrych marek w pojedynczych egzemplarzach.
Ja minimalizmu dopiero będę się uczyć :) Na razie przygotowuję umysł na nadchodzące zmiany. Małymi krokami do celu.
Ten eksperyment jest baaardzo ciekawy, ale ja osobiście bym chyba nie dała rady. Chyba na pewno :)
Co do do Twoich postanowień:
1. biblioteka – jak najbardziej. Korzystam bardzo czynnie, bo uwielbiam czytać. Chociaż lubię kupować książki i te ulubione staram się kolekcjonować, to wszelkie książki mające na celu po prostu umilić wieczór pochodzą głównie z biblioteki.
2. na takie wakacje chyba bym się nie zdobyła, chociaż film był super :)
3. pieszo chodzę dość często, chociaż już niedługo samochód będzie niezbędny żeby funkcjonować normalnie.
4. slow food – dużo przede mną pracy w tym temacie, ale zdecydowanie jestem na tak.
5. zielnik domowy jak najbardziej!

Odpowiedz
Dorota Zalepa 8 listopada 2015 - 14:35

Ja też jestem za tym, żeby kupować lepszej jakości rzeczy, często też droższe, które mogą posłużyć dłużej. Nie podpadam pod żadną z ideologii, o ile minimalizm można nazwać ideologią, staram się zachować we wszystkim zdrowy rozsądek i umiar, bo skrajności w żadną stronę nie są dobre.

Odpowiedz
Bogusia Probierz 7 listopada 2015 - 11:39

Niestety uwielbiam posiadać książki – nie wiem skąd się to bierze, ale biblioteki to ja nie odwiedziłam od czasów podstawówki chyba.

Bardzo fajny post dający do myślenia. Tez nie sadze, ze bym podołała takiemu wyzwaniu. Jednak teoszkę zawsze tej radości daje takie wyjście z przyjaciółmi na miasto czy do kina.. Wiadomo wszystko w granicach rozsądku.

Co do minimalizmu w szafie… Idę w tym kierunku z wiekiem. Tak mi się przynajmniej wydaje. Na pewno jeszcze wiele do dopracowania zostało.. Ale juz bliżej niz dalej. Jednak znowu tutaj inwestuje raz a dobrze w rzeczy lepszej jakości… Wiec chyba to podchodzi pod ten luksusowy minimalizm… Cieżko stwerdzić gdzie jest ta granica..

Odpowiedz
Dorota Zalepa 8 listopada 2015 - 14:41

Niekoniecznie, bo warto sięgać po dobrą jakość. Minimalizm luksusowy kojarzy mi się raczej subkulturą, w której bardzo liczy się marka/produkt, na który nie mogą sobie pozwolić inni. Jest trochę na pokaz, a nie wynika z wewnętrznej potrzeby ograniczania się z nadmiaru.

Odpowiedz
Bogusia Probierz 8 listopada 2015 - 17:41

ok to w takim razie daleko mi do tego ;) .. bardziej kupując patrzę na skład i opinie innych na temat danego produktu czy ich jakości.

Odpowiedz
Sylwia Bazylińska 7 listopada 2015 - 12:58

Kobiety korzystajcie z bibliotek to takie kobiety jak ja nie stracą pracy:) Od środy wprowadzam 165 nowych pozycji książkowych, świeżutkie, pachnące i jak na moją małą wieś jednak poszukiwane. Sama mam ochotę je wszystkie przeczytać. Przyjechało też kilka pozycji o minimalizmie, jestem ciekawa reakcji czytelników.

Ja w kwestii książek niestety nie jestem minimalistką, w domu brakuje mi miejsca a w bibliotece zawsze mi szkoda by którąś szarpniętą przez ząb czasu wykreślić z księgi inwentarzowej.

Odpowiedz
Eka 7 listopada 2015 - 16:33

Biblioteka to moje ulubione miejsce. Uwielbiam chodzić między regałami, oglądać, wąchać. Często wypożyczam książki, gdyż zwyczajnie nie stać mnie na kupowanie wszystkich, które bym chciała. W domu mam też dość pokaźną biblioteczkę, która ciągle się rozrasta.
Jeśli chodzi o sam minimalizm, to staram się część wprowadzać w swoje życie. Nie otaczam się rzeczami, które są jedynie po to, żeby łapać kurz. Jakiś czas temu usunęłam z domu wiele niepotrzebnych bibelotów, szafa również przeszła nieziemską rewolucję. Teraz mam w niej tylko te ciuchy, w których chodzę. Reszta poszła do PCK.
Dużą rewolucją było też dla mnie ograniczenie w kupowaniu jedzenia. Teraz zakupy robię z kartką w ręku i omijam dużym łukiem napisy – promocja. Kupuję to, co w danym momencie potrzebuję.
Ale nie powiem, że czasem nie zdarza mi się nie zgrzeszyć i nie zrobić sobie jakiejś nieplanowanej przyjemności :-)
Wszystko jest fajne, ale z umiarem.
Pozdrawiam :-)

Odpowiedz
Magdalena Widłak-psychetee.pl 8 listopada 2015 - 09:41

Zakupy spożywcze z listą pomagają uniknąć naparwde niepotrzebnych zakupów :)

Odpowiedz
Agnieszka D 7 listopada 2015 - 22:45

Już teraz staram się nie wydawać pieniędzy na zbędne rzeczy, ale bardziej z potrzeby zaoszczędzenia pieniędzy niż minimalizmu.
Bardzo ciekawy eksperyment, już ten jeden cytat z książki zachęcił mnie do jej przeczytania!

Odpowiedz
Magdalena Widłak-psychetee.pl 8 listopada 2015 - 09:40

To, że masz obawy, ze nie podołasz jest naturalne. Każdy kiedy zaczyna coś nowego oabwia się, że może mu sie powinąć noga ;)

Co do reklam to racja, jednak u Ciebie na blogu też sa reklamy, które wpływają na czytelników, podbnie jak te wydawane na oddziale porodowym. Przecież reklamy na Twoim blogu sa pozycjonowane do odpowiedniej grupy odbiorców. Czym Twoim zdaniem to się różni od ulotek na porodówce? Reklama to reklama, jest po to, zeby przynieść pieniądze, producentom kremów dla dzieci i Tobie, skoro zamieszczasz je na blogu.

Jesli chodzi o fast fashion, wielokrotnie na swoim blogu sama pokazywałas zakupione ubrania w sieciowych sklepach, które należą do koncernów, które wykorzystuję wspomniane przez Ciebie biedniejsze kraje. Wyrób produktów skórzanych (kiedys pisałyśmy o torebkach) na masową skalę to jest ten sam problem, który dotyczy nie tylko wykorzystywania ludzi (fatalne warunki pracy i płacy) ale także obdzierania zwierzat ze skóry żywcem-to niewyobrażalne cierpienie…

Zgadzam się z tym co napisałaś, warto zaczynać od siebie, chcąc zmian na świecie…

Odpowiedz
Świnka 8 listopada 2015 - 13:23

podobają mi się Twoje refleksje po lekturze książki :) Bardzo mnie zachęciłaś do przeczytania ;)

Odpowiedz
Marta 8 listopada 2015 - 18:18

Nie byłabym w stanie kupić sobie tych wszystkich książek, do których mam dostęp dzięki bibliotece :-) Problemem są wyprawy z dziećmi, bo marudzą i ciężko mi potem z dodatkowym obciążeniem wdrapać się na III piętro. A co do minimalizmu…Jednak wciąż taki w dobrym stylu kojarzy mi się z luksusem…Wolę określenie proste, świadome życie. W swoich wyborach trzymam się bezpiecznego złotego środka :-)

Odpowiedz
mówię co myślę 8 listopada 2015 - 20:38

Bardzo mnie zaciekawił Twój wpis. Nigdy się nad tym od tej strony nie zastanawiałam ale widzę, że warto o tym pomyśleć.Zachęciłaś mnie do przeczytania tej książki,

Odpowiedz
Sisters92 9 listopada 2015 - 20:46

Jakiś czas temu było głośno o tej książce. Szczerze mówiąc, zapomniałyśmy o niej, ale może to być interesujące przeżycie żyć rozsądniej, ekonomiczniej, odmawiać sobie ekskluzywnych wyjść do restauracji. Nie do końca jednak jesteśmy przekonane, czy dałybyśmy radę takiemu wyzwaniu.

Odpowiedz
Monika 11 listopada 2015 - 12:02

Z biblioteki korzystam od czasów gimnazjum i nie wyobrażam sobie inaczej. Czytam na tyle dużo książek, że ciężko byłoby mi ciągle je kupować. Książki kupuję od czasu do czasu, gdy trafie na naprawdę fajną książkę lub okazję cenową. Poza tym pożyczam też książki od znajomych i rodziny i nigdy nie odczuwam ich braku. Jeśli chodzi o samochód to z niego korzystam sporadycznie (jeżeli ktoś akurat gdzieś jedzie), ponieważ nie zrobiłam jeszcze prawa jazdy. Z jednej strony nad tym ubolewam, bo czasami samochód byłby wygodniejszy, a z drugiej strony dbam o swoją kondycję, bo więcej chodzę na nogach, rano mam czas żeby jeszcze dospać w busie, no i dbam też o środowisko. Może nie jestem jakąś świadomą minimalistką i nie żyję w minimaliźmie świadomie, ale staram się ograniczać posiadanie rzeczy, bo wiem że tak jest wygodniej – mniej sprzątania, łatwiej coś znaleźć, lepiej się człowiek czuję.

Odpowiedz
mówię co myślę 11 listopada 2015 - 12:31

Ja też w końcu doszłam do wniosku, że nadmiar rzeczy bardziej przytłacza niż pomaga w życiu.

Odpowiedz
Ania D. 17 listopada 2015 - 22:03

Z biblioteki korzystam, bo nie stać mnie na nowe książki. Na szczęście, 5 min od domu mam nową bibliotekę multimedialną, w której same nowości i jeszcze można wpisać się do księgi życzeń, która jest dość często realizowana. Po mieście chodzę bardzo dużo pieszo, bo choć mam prawo jazdy, małe doświadczenie za kierownicą i zwyczajnie na ruchliwych ulicach czuję się bezpieczniej spacerując. Poza tym, gdyby nie to, nie ruszałabym się chyba wcale :P Pieczenie własnego chleba uważam jednak za stratę czasu, może dlatego, że na co dzień gotuję dużo tanich, domowych obiadów (z oszczędności) i kuchni mam już trochę dość. Podobnie nie odważyłabym się na balkonowy ogródek – mam mało kwaitów, bo lubię czasem wyjechać na upalny weekend na wieś do babci i nie martwić się kto mi to podleje. A tanie wakacje? U nas zawsze są tanie – na campingu, pod namiotem, z własnymi rowerami, z kąpaniem w jeziorach, zbieraniem jagód, wśród natury :)

Odpowiedz
Marina Furdyna 5 sierpnia 2016 - 14:15

Zgadzam sie w wiekszosci, bo na przyklad nie wyobrazam sobie nieobdarowania bliskich prezentami na gwiazdke. Osobiscie nie ma problemu zeby sobie czegos odmowic, jednak jesli chodzi o rodzine nie jestem az tak ascetyczna. Ksiazka jednak warta uwagi, dziekuje za polecenie.

Odpowiedz
Madame Malonka 5 sierpnia 2016 - 18:38

Brzmi bardzo dobrze. Myślę, że wkrótce po nią sięgnę. Potrzebuję nieco bardziej się strofować. Zawsze staram się zastanawiać tak jak piszesz „czy naprawdę jest mi to potrzebne?”, jednak nie zawsze mi to wystarcza. Ostatnio jednak jestem coraz bardziej powściągliwa co do zakupów. Muszę również ruszyć temat sprzedaży swoich rzeczy online. Również nie wyobrażam sobie zrezygnowania z wyjścia do kina, na obiad do miasta czy po gałkę lodów naturalnych. To są te małe rzeczy, które sprawiają przyjemność i dają poczucie „czegoś więcej”. Myślę jednak, że można to w odpowiedni sposób ograniczyć. Chętnie przeczytam za jakiś czas.

Odpowiedz

Zostaw komentarz