fbpx

Nagły zwrot akcji i lekcja życia

by Dorota Zalepa
21 komentarzy

Nie wiem czy wiecie, ale żeby powstały jadalne owoce figi morwowej (sykomory) trzeba je nacinać lub nakłuwać, inaczej słabo rosną, psuja się i mogą być nawet trujące. To dzięki nacięciom figi dojrzewają kilkukrotnie szybciej i stają się jadalne. Ten zwyczaj jest praktykowany po dzisiejszy dzień w Egipcie i na Cyprze.

Niespodziewany zwrot akcji

Bardzo mi to porównanie pasuje do mojego życia ostatnio. Tych nacięć pojawiło się sporo, ale po każdym takim nacięciu mam wrażenie, że osiągam większą dojrzałość, wrażliwość, uważność. Bo wiecie jak jest, jak jest wszystko dobrze, to często przestajemy się rozwijać, pojawia się stagnacja, a jak musimy się trochę ponaginać, wyjść ze strefy komfortu, przełamać swoje bariery i opory, to nasz rozwój znacznie przyspiesza.

I tak jest z moim życiem w ostatnim roku. Toczę walkę o to, by wydarzenia, które pojawiają się nie złamały mnie, ale wzmocniły. Takim wydarzeniem był nagły zwrot akcji, kiedy to karetka zabrała mnie do szpitala z podejrzeniem zawału, którego ja w ogóle nie podejrzewałam i jakoś specjalnie nie odczuwałam. Miałam pewne dolegliwości sercowe podczas wysiłku, więc poszłam po skierowanie do kardiologa, a zamiast tego lekarz rodzinny wysłał mnie do szpitala. Dzięki Bogu zawału nie było, ale coś zaczęło dziać się z sercem, w szpitalu otrzymałam pilne skierowanie do kardiologa, który z kolei skierował mnie na badania do szpitala. Pamiętam, że powtarzałam sobie w duchu: Tylko nie koronarografia, tylko nie koronarografia! I co? Dam Pani skierowanie na koronarografię do szpitala… musimy sprawdzić co się dzieje.

Czego chcesz mnie nauczyć?

Na termin badania czekałam dwa miesiące. Był to czas niepewności i strachu, czy ten epizod, był wyłącznie epizodem, czy jednak jest coś na rzeczy. Czułam się trochę jak taka tykająca bomba, która może w każdej chwili wybuchnąć. Nie wspomnę już o samym badaniu i pobycie w szpitalu, który z maksymalnie dwóch dni (przy dobrych wynikach) przedłużył się do pięciu. I mogłabym pytać Boga: Po co to wszystko? Dlaczego ja? Ale ja starałam się pytać inaczej: Czego chcesz mnie Boże nauczyć, co pokazać? Na odpowiedź nie musiałam długo czekać. Bo Bóg pokazał mi ludzi, którzy przychodzą do szpitala z nadzieją, że wyjdą zdrowi i przechodzą trudny czas. Widziałam w ich oczach poszukiwanie nadziei, pragnienie dobrego słowa i po prostu potrzebę bycia w tym wszystkim razem.

I ja starałam się być razem z nimi, choć sama trzęsłam się przed badaniem jak osika na wietrze. Ale chciałam dodać im wiary i nadziei, że jest Ktoś większy, niż wszystkie nasze cierpienia i problemy, i że czuwa nad nami, bez względu na to, co się wydarza. Wiem, że łatwo mówić, gdy jest wszystko dobrze, ale gdy wracasz ze stołu operacyjnego po operacji wszczepienia bajpasów już tak różowo nie jest.

Świadectwo wiary Pani Wiesi

Panią Wiesławę (imię zmieniłam) zapamiętam na długo. Piękna, dojrzała kobieta, która urodziła i wychowała ośmioro dzieci, całe życie pracowała na gospodarstwie, wraca po ciężkiej operacji, umęczona, poturbowana, bez sił, a ja próbując ją pocieszyć i dodać jej siły, zaczynam mówić o Bogu. Pytam czy jest wierząca. Po czym ona odpowiada szeptem: Tylko Bóg!

To było dla mnie niesamowite świadectwo wiary. Mogłaby przecież obrazić się na Pana Boga, pytać, czemu ją to spotkało, a ona w swoim życiu i słowach jest Mu wierna! Powiem Wam, że jak o tym myślę to po prostu ściska mi serce.

Moje badanie wyszło dobrze, wszystko jest w porządku, układ krwionośny działa prawidłowo. Wiele osób wspierało mnie modlitwą w tym czasie, za co jestem wdzięczna Bogu, bo to wsparcie modlitewne jest bardzo ważne. Po badaniu pytałam Boga o to doświadczenie. I poczułam, że On chciał mi pokazać, że oprócz mojego życia, i moich spraw, są ludzie, którzy potrzebują drugiego człowieka, bliskości, dobrego słowa, modlitwy, błogosławieństwa. Że jestem zobowiązana, by nieść Miłość światu, że to jest moje powołanie.

Dziwne jest to, że ja, introwertyczka, która raczej nie zagaduje obcych ludzi, nagle opowiada wszystkim o Bogu, a po badaniu, będąc jeszcze na stole operacyjnym, woła: Chwała Panu! To jest tak zupełnie nie w moim stylu, że wiem, że tylko Duch Święty mógł tutaj zadziałać, a Bóg posłał mnie tam, by dać ludziom nadzieję, że On jest Bogiem, który jest z nami w każdej, nawet najtrudniejszej sytuacji i będzie z niej wyprowadzał dobro. On się tym zajmie! Moje serce, które zostało ponacinane jak ta figa, poszerzyło się po to, by widzieć cierpienie drugiego człowieka i nieść mu nadzieję oraz wstawiać się za nim w modlitwie. I chwała Panu za to!

 

Jeśli podobał Ci się wpis, proszę udostępnij go dalej. Dziękuję! :)




Podobne wpisy

21 komentarzy

Gocha 1 lutego 2024 - 10:57

Cześć! Ja gdy 8 lat temu wylądowałam z oponiakiem mózgu na stole operacyjnym obiecałam sobie zupełnie coś innego. Wiecznie zabiegana, obecna dla swoich dzieci i męża 24 h na dobę miałam wrażenie że dostałam od Boga kopniaka że mam w końcu zwolnić. Obiecałam sobie że po wyjściu ze szpitala zacznę też żyć znowu dla siebie… Nie minęło kilka miesięcy i znów zapomniałam o sobie. Moja praca również wymaga bycia dla innych ludzi i daje mi to ogromna satysfakcję ale również jestem introwertykiem. Czasem wolę trzymac się z daleka żeby nie dać się zranić. Ale jak znowu nauczyć się żyć dla siebie. Odnaleźć pasje itp. Pozdrawiam serdecznie, uwielbiam zaglądać do Twojego bloga.

Odpowiedz
Dorota Zalepa 1 lutego 2024 - 12:40

Dziękuję Gocha za miłe słowa. Ja myślę, że same niewiele zdziałamy, by poukładać sobie wszystko i znaleźć czas dla siebie i na swoje pasje, jeśli nie zaczniemy współpracować z Bożą łaską. Często chcemy same wszystkiemu zaradzić, a czasami po prostu z ludzkiego punktu widzenia wydaje nam się, że się nie da. Dlatego warto zapraszać do swojej codzienności Boga, niech nam to wszystko poukłada. Warto też mówić Bogu o swoich marzeniach, bo Bóg chce je spełniać i to robi. Przekonałam się o tym ostatnio bardzo mocno. U mnie też Pan Bóg przewraca trochę moje dotychczasowe życie, nie wiem co finalnie jeszcze z tego wyniknie, ale widzę, że jestem w procesie i staram się (piszę tak, bo to trudne) ufać Mu, że wyniknie z tego coś pięknego.

Odpowiedz
Karolina 1 lutego 2024 - 12:09

Piękne świadectwo ????

Odpowiedz
Dorota Zalepa 1 lutego 2024 - 12:41

Dziękuję Karolinko! :)

Odpowiedz
Anonim 1 lutego 2024 - 12:58

Tak! Chwała Panu!
Pięknie i dojrzale piszesz o swoich doświadczeniach! Pan Bóg ze wszystkiego potrafi wyprowadzić dobro! Bez Niego tak często jesteśmy tak po ludzku wystraszeni, słabi, zagubieni
Życzę zdrowia i wytrwałości!♥️

Odpowiedz
Marta 1 lutego 2024 - 15:35

Mam dwie myśli po przeczytaniu tego wpisu
1. Młoda, szczupła, ze sportową przeszłością, bez nałogów, spokojny tryb życia i bajpasy?! aż ciężko uwierzyć
2. Ja stary domator i aspołeczny introwertyk też dochodzę do tego, że zamykając się w swojej pustelni nie dajemy sobie możliwości czynienia dobra na zewnątrz. Nie żyjmy tylko dla siebie, współmałżonka i dzieci, dobrze byłoby służyć też innym, bo potrzebujących choćby paru słów otuchy czy chwili kontaktu jest wielu.

Odpowiedz
Dorota Zalepa 1 lutego 2024 - 15:40

Lekarz chciał wykluczyć chorobę wieńcową, ze względu na to, że początkowo, gdy byłam w szpitalu EKG wyszło nieprawidłowe plus wywiad.
Tak, potrzebujemy wspierać się wzajemnie, pomagać, służyć, to jest ważne i w moim życiu wybrzmiewa ostatnio mocno, że nie żyję tylko dla siebie i najbliższych.

Odpowiedz
Agata 2 lutego 2024 - 21:40

Lubiałam tu zaglądać kiedyś, a teraz lubię jeszcze bardziej. Czasami nawet nie będziemy sobie zdawać sprawy że coś co powiemy może się okazać fla kogoś bardzo ważne. Ja wierzę w to że Bóg mówi do nas przez innych ludzi, często trafiam na ludzi którzy w danym momencie wnoszą do mojego życs coś ważnego, albo na wartościowe książki które są mi akurat potrzebne. Dorotko, pisz i mów,bo dziś bardzo potrzeba takich ludzi. Życzę Ci bardzo dużo zdrówka i spokoju serca. Trzymaj się ciepło.

Odpowiedz
Bożena 11 kwietnia 2024 - 11:40

8 lutego przewróciłam się w łazience. Oprócz solidnego guza na karku złamanie kości promieniowej prawej ręki.
Doznałam sporo bólu, musiałam zrezygnować z dwóch rzeczy, na których mi zależy.
Czego się nauczyłam? Zawsze byłam bardzo samodzielna i niezależna. Teraz musiam czekać, aż ktoś mnie ubierze, poda herbatę, przyniesie ubranie.
Nauczyłam się być bardziej asertywna. Juz nie zgadzam się na wszystko!
Po 7 tygodniach zdjęli mi gips. Uczucie ogromnej ulgi, bo to co najgorsze – JUŻ ZA MNĄ!

Odpowiedz
Dotka 2 lutego 2024 - 08:14

Pan Bóg nie powołuje uzdolnionych, ale uzdalnia powołanych :) Dużo pogody ducha i zdrowia Dorotko!

Odpowiedz
Joanna 2 lutego 2024 - 11:15

Dziękuję:)

Odpowiedz
Krysia 2 lutego 2024 - 16:08

Bóg sprowadza na nas cierpienie, choroby żeby nas czegoś nauczyć??? Naprawdę ?????
Jako osoba wierząca nie mogę się zgodzić z takimi poglądami bo :
„Bóg jest miłością” (1 Jana 4:8)
„Skała — doskonałe są Jego dzieła ,sprawiedliwe są wszystkie Jego drogi. Bóg wierny , któremu niesprawiedliwość jest obca, Bóg prawy i prostolinijny” ( Powt. Pr.32:4,5)

Za choroby , cierpienie , nieszczęścia które na nas spadają odpowiadają:
1. Nasza niedoskonałość którą „zawdzięczamy Adamowi i Ewie”
2. Czas i nieprzewidziane zdarzenie „Bo ich wszystkich dosięga czas i przypadek” (Kazn. 9:11)
3. Szatan „Dlatego wielki smok , pradawny wąż, zwany Diabłem i Szatanem, który zwodzi cały świat , został zrzucony na ziemię razem ze swoimi aniołami.” (Obj.12:9)
pozdrawiam

Odpowiedz
Dorota Zalepa 2 lutego 2024 - 16:50

Krysiu ja tego nie napisałam, absolutnie nie przypisuję Bogu zła i cierpienia, ale Jego zbawczą moc i władzę nad wszystkim, co się wydarza oraz to, że z każdego cierpienia wyprowadza dobro. Tym dobrem była ewangelizacja, ale także mój dobry wynik badania, nadzieja, którą daje wiara, że Bóg jest większy od każdej choroby i każdego cierpienia oraz modlitwa za innych chorych.

Odpowiedz
Agnieszka 2 lutego 2024 - 17:42

Przyznam się, że ja też nie odczułam z Twojego posta, że Bóg zsyła cierpienie i choroby. Bóg jest Miłością. Moja siostra zmarła na raka piersi. Nigdy nawet przez sekundę nie pomyślałam, że to sprawka Pana Boga. Było ciężko. Wiele pytań do Boga dlaczego? Czasem pojawiała się zazdrość, że inni mają spokój, są zdrowi, żyją. Rozpacz i łzy. Modlitwa jednak trzymała moją rodzinę razem do końca w tych trudnych chwilach. Wierzę, że to wszystko co się zdarzyło miało sens. Wyszliśmy zwycięsko jako rodzina. Zbliżyliśmy się do siebie a wszystkie zadane zadry zniknęły. Przeszliśmy zwycięsko bo cały czas był przy nas Bóg. Ocierał łzy mojej mamie i dawał jej siłę. Wiem, że moja siostra jest cały czas przy nas i teraz może zrobić jeszcze więcej dobrego niż podczas ziemskiego życia. Mimo wszystkich zawirowań w życiu Bóg nas prowadzi dając nam odpowiedzi na wszystkie trudne pytania. Życzę zdrowia Dorotko! Ściskam mocno!

Odpowiedz
Urszula 2 lutego 2024 - 21:07

Hej Dorota,
Ja po 1 dawce szczepionki na koronawirusa miałam problemy z sercem, kłucia, zadyszka, ścisk w klatce piersiowej. Dodam ze jestem zdrową osobą i z sercem nigdy nic się nie działo.
Nie poszłam na kolejne dawki szczepionki.
Po roku wszystko się uspokoiło. Przypadek?

Odpowiedz
J. 3 lutego 2024 - 08:39

Dziekuje za ten wpis. Właśnie wróciłam z córką ze szpitala po RSV. No ja na razie nie umiem Tak na to patrzeć. Jestem osobą wierzącą. I praktykująca. Ale czasem pytam Boga czy naprawdę musi być cierpienie. Bo ja się czuję już wypompowana i każdy dzień to czekanie, co strasznego mi się dzisiaj wydarzy. Modlę się o wiarę i mam nadzieję że kiedyś moje serce zazna spokoju. Dziękuję za ten wpis

Odpowiedz
Dorota Zalepa 3 lutego 2024 - 10:34

Wiem, że w to cierpienie trzeba wpuszczać Jezusa i Jego moc, oddawać Mu je za każdym razem, ogłaszać moc Jego imienia nad tą sytuacją, nad naszym życiem. Nie wiem, czy znasz modlitwę: „Jezu Ty się tym zajmij!”, chodzi o takie pełne zaufanie, że Bóg wyprowadza dobro z każdej trudnej sytuacji. Że nie musisz walczyć sama! Podrzucam link do przesłuchania, mnie bardzo ta modlitwa pomogła w czasie, gdy czekałam na badanie i nie wiedziałam co będzie – https://www.youtube.com/watch?v=F288ODvVJWM.
Lęk nie pochodzi od Boga, ale Bóg go odbiera, wytrwała modlitwa o takie zaufanie i uwolnienie od lęku daje efekty. Rozmawiaj z Bogiem, nie ustawaj, warto też czytać Słowo Boże, nasiąkać nim, jest wiele świadectw, jak to Słowo przemieniło życia ludzi.

Odpowiedz
Agnieszka 3 lutego 2024 - 17:20

Dorotko uwielbiam tą modlitwę! Ja polecam od siebie Modlitwę Jezusową, medytację chrześcijańską polecaną przez Opactwo Benedyktynów w Tyńcu. Można śpiewać na czotce lub różańcu. Przepiękna wersja polska https://youtu.be/ccPmWYSC4iM?si=QRULh6KJTAWzkQyy oraz wersja ukraińska/ rosyjska (bo nie odróżniam tych języków) https://youtu.be/k86d1-2lQEU?si=m9Pgmf2NwcI2d1eW

Odpowiedz
Martyna 6 lutego 2024 - 21:40

Piękny i podnoszący na duchu wpis!

Odpowiedz
Ewa 15 lutego 2024 - 20:15

Dorotko, z dużą uwagą i z nieukrywaną radością przeczytałam ten wpis. Jestem pewna, że tylko moc Boża i wielkie dary Ducha Świętego uzdolniły Cię do tak osobistego wpisu. Każdy z nas zmaga się z trudnościami w codzienności i rzeczywiście sama także doświadczam obfitości łask i obecności Jezusa w wydarzeniach na które zupełnie nie byłam gotowa w personelu medycznym pełnym empatii, mądrości lekarzy. Całe rzesze osób szturmowało Niebo prosząc o cud uzdrowienia. Jedna z moich córek (33 lata) dwa tygodnie temu wróciła po wlewie HIPEC (w dużym uproszczeniu to taka nowoczesna chemia) jak na razie rokowania są dość dobre ale z rakiem nigdy nie wiadomo. Jestem pełna podziwu dla Twojej odwagi to niestety nie jest zbyt popularne ale bardzo potrzebne. Pozdrawiam serdecznie

Odpowiedz
Julia 16 maja 2024 - 07:48

Tekst pełen inspiracji! Nagły zwrot akcji często może być trudny, ale też niesie ze sobą wiele cennych lekcji życiowych. Cieszę się, że autor podzielił się swoimi doświadczeniami z czytelnikami.

Odpowiedz

Zostaw komentarz