Odkąd stało się głośno na temat koreańskiej pielęgnacji, a azjatyckie kosmetyki zaczęły robić furorę, postanowiłam je przetestować. By dobrze sprawdzić ich działanie musiałam dać sobie przynajmniej miesiąc na regularne stosowanie. Na początku prawie każdej zmiany, moja skóra zaczyna się buntować i przez kilkanaście dni daje nieciekawe objawy w postaci drobnych krostek i zaczerwienienia. 30 dni to już wystarczająco długo, by dowiedzieć się co działa, a co nie.
Demakijaż
Etapy koreańskiej pielęgnacji są rozbudowane. Koreanki skupiają się na dokładnym, kilkuetapowym demakijażu. Do tej pory używałam jedynie żelu do twarzy od Sylveco, który nadal jest jednym z niezbędnych elementów mojej pielęgnacji. Dołożyłam do niego jednak trzy dodatkowe produkty. Najpierw oczyszczam twarz olejkiem – tutaj świetnie radzi sobie olejek różany Orientana, który doskonale rozpuszcza makijaż, następnie myję twarz żelem do twarzy Sylveco, by zmyć nadmiar olejku i resztki makijażu, potem sięgam po azjatycki kosmetyk – piankę It’ Skin Mango White. Masuję nią skórę twarzy omijając okolice oczu. Podczas takiego masażu tworzy się delikatna pianka, która dogłębnie oczyszcza pory. Po umyciu twarzy pianką It’s Skin skóra jest odrobinę ściągnięta, jednak mam wrażenie, że oczyszczona znacznie dogłębniej, niż po zastosowaniu zwykłego żelu. Komfort skóry zostaje przywrócony po użyciu toniku. Po miesiącu stosowania pory stały się mniej widoczne i, co najbardziej mnie zachwyciło, koloryt mojej cery został ładnie wyrównany. Obecnie używam pianki w momencie, gdy potrzebuję porządnego oczyszczenia skóry – na przykład by dobrze usunąć resztki makijażu. Produkt kosztuje 42 zł i jest bardzo wydajny.
Azjatycki peeling
Po takim oczyszczeniu twarzy mogłabym już zająć się nakładaniem kremu, tak jak robiłam do tej pory, jednak Koreanki na tym nie kończą. Używają delikatnych peelingów, dzięki którym regularnie złuszczają martwy naskórek. Sięgnęłam oczywiście po azjatycki produkt – kremowy peeling do twarzy z ekstraktem z kiwi Holika-Holika. Kosmetyk bardzo przypadł mi do gustu, ponieważ nie trzeba pocierać nim skóry by złuszczyć martwy naskórek. Wystarczy nałożyć go na twarz omijając okolice oczu i pozostawić na 15 minut, na koniec wykonać delikatny masaż i spłukać produkt wodą. Nie stosuję go codziennie i trudno mi uwierzyć, by Azjatki codziennie używały peelingów, ale co 3-4 dni podczas wieczornego demakijażu. Produkt posiada właściwości rozjaśniające, tak jak wiele innych kosmetyków azjatyckich. Być może właśnie one są przyczyną nieskazitelnie gładkich, jasnych i pozbawionych przebarwień cer Koreanek. Kwasy AHA zawarte w produkcie mają właściwości złuszczające, a witamina C poprawia koloryt skóry. Peeling kosztuje 42,49 zł.
Nawilżająca maska w formie płatka
Po takim demakijażu czas na nawilżanie i odżywianie skóry twarzy. Koreanki stosują maski w płatku jednorazowego użytku, ja także postanowiłam z nich skorzystać. Nakładam je w dni, kiedy stosuję peeling do twarzy. Bawełniany płatek jest nasączony składnikami odżywczymi. Przetestowałam jednorazowe maski Mizon. Są bardzo wygodne w użyciu, wystarczy otworzyć opakowanie i przyłożyć płatek do twarzy dopasowując otwory do oczu i ust. Możemy taką maskę śmiało spakować na jakiś wakacyjny wyjazd, zajmuje niewiele miejsca i nie trzeba jej zabierać z powrotem. Dostępne są różne typy masek dostosowane do różnych potrzeb cery. Moim ulubieńcem jest maska Enjoy Vital-Up Time Tone Up Mask, która rozświetla skórę i sprawia, że zmęczona cera odzyskuje blask. Koszt takiej maseczki jest niewielki – 8 zł.
HIT miesięcznego testu – krem ze śluzem ślimaka MIZON
Po maseczce czas na mój absolutny hit – Regenerujący krem do twarzy z zawartością śluzu ślimaka – MIZON All in One Snail Repair Cream. Genialny kosmetyk, który załatwia wiele problemów jednocześnie. Rozjaśnia przebarwienia, niweluje drobne zmarszczki, oczyszcza skórę z zanieczyszczeń, łagodzi podrażnienia, likwiduje krostki i zaskórniki, reguluje wydzielanie serum. Nie jest to tani produkt (za 35 ml musimy zapłacić ok. 50 zł, za 75 ml – ok. 100 zł), ale jest bardzo wydajny. Od ponad miesiąca używam tubki 35 ml i jeszcze zostało mi 1/3 zawartości opakowania. Krem zawiera 92% śluzu ślimaka, więc jego skład też jest przyjazny dla skóry (czego nie można powiedzieć o wszystkich azjatyckich kosmetykach). Stosuję go codziennie na noc, na dzień używam swojego kremu nawilżającego. Jego silne właściwości regenerujące sprawiają, że rano moja skóra wygląda na odnowioną, miękką, odżywioną i gładziutką. Pory są zminimalizowane, zero krostek, przebarwienia praktycznie niewidoczne, nawet po ostatnich wakacjach na Korfu, gdzie słońce było bezlitosne. Muszę przyznać, że dawno nie miałam tak ładnej cery.
Krem polecany jest jako pierwszy etap nawilżania skóry, na który Azjatki nakładają jeszcze krem nawilżający lub odżywczy. Dla mnie jest na tyle intensywny, że nie potrzebuję już kolejnej warstwy kremu. Stosuję jednak oddzielny krem pod oczy.
*
Boom na azjatyckie kosmetyki wziął się głównie z obserwacji Azjatek, które mają nieskazitelnie gładką i jednolitą skórę twarzy. Potwierdzam, widziałam z bliska! Z pewnością oprócz pielęgnacji ważny jest też styl życia, czyli ograniczenie ekspozycji skóry na słońce, stosowanie wysokich filtrów anty-UV, dieta bogata w warzywa, owoce i ryby.
Co z azjatyckiej pielęgnacji sprawdziło się u mnie? Przede wszystkim dogłębny demakijaż twarzy z użyciem olejku i żelu, regularne stosowanie peelingu i używanie kremu ze śluzem ślimaka na noc (wiem, nie brzmi to najlepiej, ale krem jest naprawdę rewolucyjny). Po miesiącu stosowania azjatyckich kosmetyków skóra stała się bardziej jednolita (latem lubią pojawiać się na niej przebarwienia, teraz jest ich duuuużo mniej), gładka, pozbawiona drobnych krostek i rozszerzonych porów. Na pewno warto dać im szansę. Moim ulubieńcem stał się przede wszystkim krem ze śluzem ślimaka Mizon, który wprowadziłam na stałe do mojej pielęgnacji.
Konkurs – do wygrania azjatyckie kosmetyki
2 kremy ze śluzem ślimaka MIZON
Wszystkie azjatyckie kosmetyki mogłam wypróbować dzięki uprzejmości drogerii internetowej ekobieca.pl, która przygotowała dla Czytelników bloga super niespodzianki. Mamy dla Was dwa rewolucyjne kremy ze śluzem ślimaka Mizon All In One Snail Repair Cream. Wystarczy w komentarzu pod postem odpowiedzieć krótko na pytanie (do 1000 znaków ze spacjami):
Jaki jest Twój ulubiony pielęgnacyjny rytuał?
Na odpowiedzi czekamy do 19.08 do godziny 23:59. Wyniki konkursu pojawią się w tym poście. Regulamin konkursu dostępny jest tutaj. Pamiętajcie, by w polu e-mail wpisać aktualny adres mailowy, byśmy mogli się z Wami skontaktować. Powodzenia!
Wyniki konkursu
Dziękuję z całego serca za wszystkie odpowiedzi. Dowiedziałam się z nich mnóstwo ciekawostek pielęgnacyjnych, które mam zamiar wypróbować. Chętnie nagrodziłabym znacznie więcej osób, jednak mogę wybrać tylko dwie, co było dla mnie ogromnym wyzwaniem. Nagrody wygrywają: Kasia (fragment komentarza „Ostatnimi czasy mogę z całą pewnością powiedzieć, że moim ulubionym rytuałem pielęgnacyjnym jest… rower :) …”) i Anna Doległo. Z dziewczynami skontaktuję się mailowo. Jeszcze raz dzięki! Jesteście super!
Zapraszam Cię także na mój Fan Page na Facebooku oraz Instagram, gdzie wrzucam różne anegdotki z życia i niepublikowane wcześniej zdjęcia :)
83 komentarze
Przyznaję, że od około 3 miesięcy również jestem fanką azjatyckich rytuałów. Rozpoczynam od włączenia nastrojowej muzyki i zapalenia aromatycznych świec. Pierwszy krok to demakijaż olejkiem z serii Bielenda, następnie stosuję żel do twarzy Biolaven i peeling enzymatyczny Lirene, który świetnie sprawdza się przy wrażliwej cerze. Kolejny etap to tonik – tu stawiam na Yoskine, świetnie nawilża i koi skórę. Po etapie oczyszczania czas na serum – pozostaję wierna Bioliq, bo naprawdę dobrze rewitalizuję skórę. Na serum nakładam maskę w postaci płatka – ostatnio często gości u mnie seria z Bielendy o działaniu nawilżającym. Po 15 minutach kończę rytuał kremem 7.9 Elixir Yves Rocher i delikatnym masażem, dodaję do tego dobrą lekturę i 8 godzin snu. Taki zestaw pozwala mi na następny dzień ujrzeć promienną, wypoczętą i doskonale nawilżoną cerę.
Dobry sen jest najlepszym kosmetykiem. Dziękuję za polecenia, przyjrzę się temu serum. Ten krem ze śluzem ślimaka trochę działa jak serum. :-)
Wow, dzięki Ci za ten post. Ja dużo dobrego słyszałam o kosmetykach marki Benton Mizon Whamisa. Na pewno kiedyś spróbuję, dodatkowe ten wpis przekonał mnie, że azjatyckie kosmetyki mogą zdziałać cuda.
Witaj, dziękuję za ten post. Zupełnie nie miałam do czynienia z azjatyckimi kosmetykami. Może warto spróbować. Mam cerę naczynkową, więc niestety nie wszystkich kosmetyków mogę używać. Dodatkowo, niestety skłonną do alergii i podrażnień – co wcale nie ułatwia pielęgnacji dojrzałej cery. Moje rytuały domowego spa są różne. Czasami jest to kompleksowy zabieg z oczyszczaniem, peelingiem enzymatycznym (peelingi ziarniste które uwielbiałam, niestety nie nadają się do mojej cery), maseczką oczyszczającą bądź nawilżającą + algi. Algi zawsze na mnie działały kojąco. Natomiast na co dzień nie używam toniku. Zazwyczaj mleczko do zmywania makijażu, potem dodatkowe oczyszczanie zbalansowaną wodą od Chanel. Na noc używam serum Bioliq – naprawdę czyni cuda / stosuję to zamiennie z kremem na noc do cery naczynkowej Iwostin – czyli raczej apteczne kosmetyki na noc. Natomiast kremów na dzień używałam już kilku i najlepiej mi służą te z Farmona. Pod oczy jest genialny a i lekki i nawilżający krem jest wspaniały. Mają filtry, więc nie ma obawy przed słońcem. Świetnie nadają się pod codzienny makijaż. To są moje domowe zabiegi – za to raz w miesiącu chadzam do kosmetyczki, żeby profesjonalnie zajęła się moją buzią. Pozdrawiam. :)
U mnie też sprawdzają się algi. Zbieram się by choć raz na kwartał odwiedzać kosmetyczkę, więc podziwiam Twoją systematyczność. Dziękuję za Twoje polecenia. :-)
Ulubiony pielęgnacyjny rytuał to metoda 3 kroków. Po pierwsze przede wszystkim dobre oczyszczanie – uwielbiam do tego celu uzywac pasty Ziai z lisci manuka – to moje ostatnie odkrycie, swietnie oczyszcza i odswieza, a takze rozjasnia moją cerę. Kolejnym krokiem jest tonizowanie – i kolejny hit (!) srebro koloidalne, swietnie radzące sobie z niedoskonałościami i niechcianymi niespodziankami na mojej twarzy. Trzecim krokiem jest nawilzanie – tu nadal czekam na odkrycie w tym zakresie – moze bedzie nim wspomniany krem ? Chetnie wypróbuję tym bardziej zachęcona pozytywną recenzją !
Moim ulubionym rytuałem od blisko dwóch miesięcy jest dokładne oczyszczanie twarzy. Jestem posiadaczką delikatnej, wrażliwej skóry, dodatkowo skłonnej do zaczerwienień. Jakby tego mało, lubią mi się pojawiać niechętnie widziane przez wszystkich czarne kropki, a czasem i najnormalniejsze, pospolite pryszcze… Dlatego też pewnego dnia postanowiłam, że sięgnę po szczoteczkę soniczną. Nie sądziłam, że rytuał może trwać około dwie minuty, ale w moim przypadku te dwie minuty zmieniają bardzo dużo. Samo mycie twarzy jest niezwykle relaksujące, rano potrafi mnie nieźle dobudzić, a wieczorem znowu pozwala mi się odprężyć, kiedy czuję, że resztki makijażu (zmytego najpierw różowym Garnierem) „rozpływają się”. Dzięki temu wiem, że nie umyłam skóry na szybko, że będzie czysta i cała pielęgnacja i nawilżanie nie pójdzie na marne. Po całym procesie mycia, osuszeniu skóry jednorazowym ręcznikiem papierowym przychodzi czas na tonik (różany z Evree, chyba mam słabość do produktów w różowych opakowaniach, haha), a następnie albo na porządne odżywianie, czyli olej z dzikiej róży Nacomi (uwaga na poduszki, po nocy mój jasiek jest żółty), albo po prostu dwa kremy: Be Organic do twarzy, niezwykle wydajną bestię i Be Organic pod oczy. Wszystko to według mnie nie miałoby sensu, gdyby nie porządne, delikatne oczyszczenie twarzy, które kocham! Nie spędzam w łazience więcej, niż siedem minut, a cera mi za to dziękuje. Wszystkie wymienione specyfiki szczerze polecam. :)
Peeling z kiwi zaciekawił mnie najbardziej! Mi jak dotąd z koreańskich kosmetyków najbardziej do gustu przypadły maseczki w płacie ;) Ale czekam właśnie na przesyłkę z serum i kremem BB, zobaczymy ;)
A jaki krem BB zamówiłaś?
Mój ulubiony pielęgnacyjny rytuał? Masaż twarzy i dekoltu! Po dokładnym oczyszczeniu twarzy żelem do mycia (za pomocą szczoteczki do twarzy – z miękkiego włosia) oraz użyciu płynu micelarnego, który tonizuje moją twarz, nakładam maskę błotną. Aplikacja błotnej maski z morza martwego oznacza, że zbliżam się do pielęgnacyjnego finału… Po kilku minutach spłukuję zaschniętą papkę (resztki błotka przecieram raz jeszcze wacikiem nasączonym płynem micelarnym) i sięgam po olejek! Nie wykonuję masażu olejkiem codziennie, więc jest to dla mnie pewnego rodzaju pielęgnacyjny rarytas i ulubiony rytuał :) Spokojnie, w odpowiednich kierunkach masuję twarz i szyję wraz z dekoltem – co jest niesamowicie relaksacyjne – tak jak sam zapach olejku. Polecam!
Brzmi super! Azjatki podobno wykonują taki masaż regularnie. :-)
Mój ulubiony rytuał to godzina dla mnie raz w tygodniu – zazwyczaj w weekend. Wtedy biorę kąpiel w pianie przy świecach, relaksuje się i wykonuję wszystkie niezbędne czynności pielęgnacyjne – peeling całego ciała, depilacja, później nawilżający balsam. Robię także peeling twarzy i maseczkę. Jeśli mam więcej czasu to zajmuję się także włosami. Na co dzień nigdy nie zapominam o wieczornym demakijażu i kremach.
Marzy mi się wanna. 🛁 Niestety mam prysznic. 🚿
Mój ulubiony rytuał wykonuję zawsze w weekend albo wtedy, gdy mam nieco więcej czasu. Na początek biorę długą, ciepłą kąpiel z wykorzystaniem olejków. Pozwalam, żeby moja łazienka zaparowała – tworzy to taką domową-pseudo saunę. Potem smaruję się savon noir (czarnym mydłem) i pozwalam, żeby zmiękczyło ono martwy naskórek. Następnie masuję się kessą albo twardą gąbką. Do twarzy mam taką specjalną mini gąbeczkę. Potem ciało balsamuję, zaś twarz pokrywam maseczką z glinki. (Wyglądam w niej jak zielony upiór, ale zupełnie mi to nie przeszkadza. No, a na koniec, po zmyciu glinki, kładę krem. Całość trwa ponad godzinę, ale zapewniam – naprawdę warto.
Też lubię azjatyckie kosmetyki :)
Mój ulubiony rytuał pielęgnacyjny to… sen. Wtedy nasza skóra, jak i cały organizm, regeneruje się i rano wyglądamy o wiele lepiej niż o 23 po trudach całego dnia. Wiadomo, że ważne jest, aby stosować produkty odpowiedni dobrane do cery i jej problemów, jak najlepszej jakości, ale moim zdaniem bez porządnego przespania całej nocy, w wywietrzonym pomieszczeniu, nawet najdroższy krem świata nie da zadowalających efektów. A jak jeszcze damy radę spędzić spokojny wieczór, zrobić relaksującą kąpiel i małe domowe spa, to już w ogóle wspaniale. :)
Prawda! Sen, zdrowe odżywianie, dotlenienie organizmu i ruch są podstawą zdrowego wyglądu. Resztę załatwią dobrze dobrane kosmetyki. :)
Uwielbiam ten krem ze ślimaka!
Najbardziej lubię masaż ciała szczotką z naturalnego włosia. Jestem alergikiem – peeleing łatwo mnie uczulają i podrażniają, a „szczotkowanie” ciała pozwala na jego oczyszczenie. Taki masaż na sucho – ważne by zacząć do stóp i posuwać się w kierunku serca – tak naprawdę naprzyjemniejszy jest, gdy już weźmiemy po nim prysznic. Skóra jest wtedy zaróżowiona i jedwabista w dotyku. Świetnie wchłania balsam czy olejek, a ja czuję się taka „wygłaskana” :)
Od jakiegoś czasu zbieram się, by kupić tę szczotkę i ciągle zapominam.
Mój ulubiony rytuał to nakładanie maseczki. Uwielbiam gdy moja skóra jest nawilżona i odżywiona. Problem jest jeden, nie mogę często stosować, gdyż moje mlodsze dziecko boi się mamy w maseczce i krzyczy w niebogłosy. Zawsze nocą i ukradkiem się pielęgnuje, aby nie narażać go na niepotrzebne stresy 😉 zaciekawiły mnie te maseczki, które polecasz. Chyba przy najbliższej okazji się skuszę 😀
Od ponad 5 lat – czyli długa zanim stała się modna za sprawą książki Charlotte Cho ;) – stosuję wieloetapową metodę pielęgnacji twarzy i szczerze powiedziawszy nie wyobrażam sobie jej nie stosować. Metodę poznałam empirycznie dzięki moim koleżanką z Chin, Korei i Japonii – generalnie różni się ona w nieznaczny sposób od siebie w zależności od kraju, ale są to naprawdę niuanse. Moja cera wygląda naprawdę bardzo dobrze, pomimo iż 4 lata temu zdiagnozowano u mnie niedoczynność tarczycy a od 3,5 roku jestem po operacji całkowitego usunięcia tarczycy. Oczywiście zdarzają mi się okresowe przesuszenia cery ale jest to spowodowane wahaniem hormonalny, a nie pielęgnacją. Większość kosmetyków które używam to kosmetyki azjatyckie – zarówno pielęgnacja jak i makeup. Krem Mizon jest moim ulubieńcem od kilku lat i lubię do niego wracać. Sheet masks to mój must have i stosuję je regularnie. Z perspektywy czasu stwierdzam, że wieloetapowa pielęgnacja przynosi większe korzyści zarówno dla cery jak i dla jej posiadaczki – po 1-sze właściwie zadbana skóra a po 2-gie codzienny rytuał, który działa relaksująco i odprężająco zwłaszcza po długim i ciężkim dniu. Cieszę się, że coraz więcej kobiet przekonuje się do tej metody pielęgnacji – pozdrawiam serdecznie :)
Ja też przekonałam się, że wieloetapowa pielęgnacja przynosi zauważalne efekty, a wcale nie musi być czasochłonna. :)
Ostatnimi czasy mogę z całą pewnością powiedzieć, że moim ulubionym rytuałem pielęgnacyjnym jest… rower :) Nic nie poprawia mi tak nastroju, jakości snu oraz jakości życia, nie dodaje chęci do regularnego rozciągania i dbania o ciało jak właśnie jazda na rowerze!
Jedna „mała” zmiana w grafiku dnia, a pociągnęła za sobą szereg kolejnych, również w sferze pielęgnacji ciała: zaprzyjaźniłam się z peelingami (zadbana skóra to podstawa), przesiadłam się praktycznie już w 90% na naturalne kosmetyki, wprowadzam nowe produkty i testuję z radością. Szczerze mogę przyznać, że część z nich kupiłam po Twojej rekomendacji i nie zawiodłam się :)
„Don’t Worry, Bike Happy!”
P.S. Wiem, że się powtarzam, ale uwielbiam Twoje zdjęcia i grafiki! Czy możesz mi powiedzieć, co to za font w grafice konkursowej?
Dziękuję Kasiu, zawsze miło mi przeczytać taki komplement. Font pisankowy, którego użyłam w grafice to brusher.
Wśród tej ciągłej bieganiny i gonitwy z zasadzie tylko rano mam czas dla siebie. Dlatego zaraz po prysznicu nakładam na ciało olejek. To jest mój pielęgnacyjny rytuał. Do olejku do ciała dodaję parę kropel olejku grejpfrutowego. Dzięki zapachowi cytrusa moje ciało, ale też umysł budzi się do życia. Dzięki grejpfrutowi nawet zimą mogę poczuć w łazience namiastkę lata. Rytuał wykonuję już ponad rok i nie zamieniłabym tych 15 minut na sen w żadnym wypadku :)
Mój ulubiony rytuał pielęgnacyjny to małe domowe spa, które urządzam sobie raz w tygodniu :) Puszczam sobie swój ulubiony serial i zaczynam kompleksową pielęgnację, obejmującą zarówno twarz, jaki i włosy, a także stopy :) Na włosy nakładam maskę odżywiającą, na to czepek i zimową czapkę z uszami kota (moja słabość :), żeby ciepło spotęgowało dobrodziejstwa maski :) Następnie przechodzę do twarzy. Jak większość osób przeżywam ostatnio fascynację koreańską pielęgnacją, więc wprowadziłam kilka dodatkowych etapów do swojej. Rozpoczynam oczywiście delikatnym masażem twarzy z olejkiem do skóry atopowej (niestety zmagam się z AZS przez całe swoje życie), następnie przechodzę do żelu do demakijażu. Rozprowadzam go po twarzy silikonową gąbeczką z rossmanna – super efekt! Potem przychodzi czas na peeling enzymatyczny, parówkę i delikatne oczyszczanie manualne, a także maseczkę oczyszczającą. Oczyszczanie kończę przemyciem twarzy tonikiem. Przy moim typie skóry nawilżanie i natłuszczanie cery jest obowiązkowe, więc w twarz wklepuję esencję, w okolicę oczu krem-maskę i nakładam jedną z moich ulubionych maseczek w plachcie – maseczkę kota ze Skin79 :) Z maseczką na twarzy odpalam masażer do stóp i tak mogę siedzieć nawet godzinę :) Ten rytuał uwielbiam tak bardzo, że cały tydzień czekam, żeby znowu go przeprowadzić :)
Brzmi super, szczególnie ten masażer do stóp. :)
Strasznie zaciekawił mnie ten krem ! Z chęcią bym sie na niego skusila i przetesowala. Szczerze nigdy nie mialam kontaktu z kosmetykami innymi niz z Polski :) a moj rytuał? Kazdego wieczoru nakladam sobie przerozne kremy na cale cialo , od twarzy po stópki. Bardzo lubie kremy ktore nadaja naszej skórze miekkości i czystości. Uwielbiam być jak 'pupka nienowlęcia ’ :D dwa razy w tygodniu rownież stosuję maskeczkę na twarz :) jeszcze jak nasze kosmetyki pięknie pachną to juz jest raj na ziemi :)
Mam dwa ukochane rytuały pielęgnacyjne. Pierwszym z nich jest peeling z miodu i kawy. Uwielbiam go, po jego zastosowaniu czuję się odprężona, a dodatkową przyjemność daje mi fakt, że jest on zrobiony w domu, z naturalnych składników. Daję mojej skórze to, co najlepsze!
W drugi angażuję mojego męża. Jeśli spędzamy wieczór w domu proszę o o relaksujący masaż stóp i wtarcie kremu pielęgnacyjnego. Mało rzeczy mnie tak odpręża, jak właśnie te 15 minut masażu! :)
Jeszcze nie próbowałam takiego peelingu, ale mam właśnie dostawę świeżego miodu, więc chętnie przetestuję. W peelingu Holika-Holika podoba mi się to, że wystarczy go nałożyć jak maskę i odczekać 15 minut, moja cera nie znosi dobrze pocierania. Mam też peeling od Make Me Bio, jest w 100% naturalny i też dobrze mi służy. :)
Chętnie podsunę przepis na ten peeling, jego zaletą jest to, że można zrobić więcej do słoiczka i nie tracić czasu na jego przygotowywanie przed każdym użyciem :)
Demakijaż, zdecydowanie! Nie ma niczego cudowniejszego od oczyszczenia twarzy z makijażu. Mam wtedy poczucie, że razem z nim często pozbywam się także problemów lub trosk z całego dnia. Czas po demakijażu jest chwilą relaksu, poświęcenia uwagi sobie lub innym pracom, zdecydowanie przyjemniejszym, np. blogowi. Wtedy nie myślę o tym, co jeszcze powinnam zrobić, po prostu się relaksuję i oddaję temu, co sprawia mi prawdziwą radość. Demakijaż jest dla mnie tą granicą między „muszę” a „chcę” i tak faktycznie jest.
Mój ulubiony pielęgnacyjny rytuał to.. sen! Nic nie działa na mnie tak dobrze jak przynajmniej 7 godzin nieprzerwanego snu. Efekty widzę zarówno wewnątrz jak i zewnątrz mojego ciała. Nie dość, że mój umysł się regeneruje i odpoczywa (jakie ja mam sny!) to jeszcze odpowiednia ilość snu sprawia, że moja skóra jest zawsze świetlista, nie mam problemów z worami pod oczami, cera nie jest „zmęczona”. Kocham ten rytuał pielęgnacyjny do tego stopnia, że ostatnio kupiłam sobie nowe łóżko i materac, moja pościel jest zawsze świeża i pachnąca, a pidżama jest taka bym nie wstydziła się w niej pokazać listonoszowi. Wierzę, że ta część pielęgnacji jest jedną z najważniejszych, moją ulubioną, ale ostatnio w dobie zabiegania i stresu dużo ludzi o niej zapomina.
Bardzo chciałabym wypróbować ten krem, bo uwielbiam kosmetyki działające kompleksowo – za jednym nałożeniem i nawilżenie i regeneracja – to jest to czego mi potrzeba. Mój ulubiony rytuał to zmycie makijażu i masaż twarzy olejkiem (aktualnie arganowym), który stał sie jednym z zabiegów włączonych po lekturze książki o koreańskiej pielęgnacji :-) pozdrawiam!
Ja też bardzo lubię takie kosmetyki, bo za jednym razem załatwiam kilka problemów skórnych. :) U mnie lepiej sprawdza się olejek różany, ale z olejkami jest tak jak z kremami, trzeba je dobrać do rodzaju cery.
Co roku, podczas pierwszej letniej pełni księżyca, zaopatrzona w koszyk, wybieram się na pobliskie łąki. Co to ma wspólnego z codzienną pielęgnacją, zapytacie. Czytajcie dalej.
W blasku księżyca wyszukuję kwiatów, które posłużą mi za peeling. Szukam Trzech Pięknych Mieszkanek Łąki – krwawnika (bo oczyszcza i ściąga, łagodzi i regeneruję naskórek, ma mnóstwo olejku eterycznego, witaminy A, C i K, garbniki, flawonoidy), wiązówki błotnej (witaminy z grupy B, cytrynowy kwas organiczny), dziewanny (kwasy fenolowe, sole mineralne, saponiny). Moja skóra uwielbia składniki zawarte w tych niepozorniakach. Zerwane kwiatki kładę na ziemi i czekam na ślimaki, pozwalam im się przespacerować po nich, aby pozostawiły odrobinę swego dobrotliwego śluzu. W końcu pokrywa je szron rosy. W kryształowej miseczce mieszam dary od Cioci Łączki i czekam na pierwszy słoneczny promień. W jego refleksach dokonuję kapięli słonecznej i peelingowej ablucji. Woń kwiatów pobudza i zdecydowanie dodaje energii. Skóra staje się niesamowicie elastyczna, a jednocześnie napięta, bez uczucia ściągnięcia i wysuszenia. To mój ukochany, niesamowity rytuał pielęgnacyjny.
Mój ulubiony rytuał pielęgnacyjny to zdecydowanie moment kiedy nakładam na twarz maseczkę, włosy przesychają w ręczniku, a ja z książką w ręku i pachnącą aromatycznie zieloną herbatę przechodzę do pielęgnacji swojego mózgu czyli relaks w pełnym wydaniu. Te dwadzieścia minut to czas dla mnie niezmącony żadnym zadaniem, pozwalam twarzy na regeneracje i rozkoszuje się tym momentem.
Tak, coś dla ciała i coś dla ducha. Też tak lubię! :)
Ulubionym czasem dla mnie jest wizyta u mojej kosmetyczki zakończona fantastycznym relaksującym dlugim masażem twarzy.To po nim skóra jest napięta,nawilżona zmarszczki rozprostowane, mięśnie uśmiechnięte, zapach przenosi zaś do rajskiej wyspy😉taki masaż działa na wszystkie zmysły dlatego jest moim ulubionym i póki co samej byłoby mi trudno to wykonać w takim wymiarze.Samodzielny ulubiony to po wieczornej kąpieli zmycia trudów dnia masaż naturalnym olejem kokosowym. Taki rytuał rano daje piękną gładką pachnącą skórę.Dziękuję za polecenie kremu slimaczkowego -szukam także ideału chętnie wypróbuję👍😉
Uwielbiam olej kokosowy, stosuję go także na włosy. 😊
Zazdroszcze niektórych komentarzy, w których przewija sie taki błogi spokój , relaks w pielęgnacji i sięgam pamięcia wstecz , kiedy tak samo mogłam delektować się zwykłymi czynnościami pielęgnacyjnymi skóry. Teraz myśle, że jak większosc mam w zabieganiu i w wirze codziennych spraw i obowiązków moj rytuał pielęgnacyjny obrał dość schematyczny i prosty kształt, podczas kąpili samej lub z dzieckiem z elektryczna szczotreczka do twarzy i żelem syleco myje dokladnie twarz , po kąpieli przemywam wodą różaną i ankładam lekki krem z orientany. Odkąd mam dzieci nie mam czasu na wiele zabiegów ale też pozbyłam sie sztucznych kosmetyków a tymi mogę również ,,poczęstowac” moja malutka córeczke, która wszytko interesuje.
Teraz wszystkie będziemy chciały używać kremu ze ślimaka. No dobra, przynajmniej ja chcę. Zainteresowałaś mnie tym, muszę gdzieś jakiś wyczarować i przetestować na sobie :D
U mnie świetnie się sprawdził, a podchodziłam do niego dosyć nieufnie. Moja cera nie lubi częstych zmian kosmetyków i przeważnie reaguje wysypką. W przypadku tego kremu nic takiego się nie działo, za to cera bardzo się poprawiła. :-)
Mój ulubiony pielęgnacyjny rytuał:
Bardzo lubię skupiać się na dłoniach i stopach, gdyż uważam, że zadbanie o te części ciała świadczy o kobiecie. Gdy tylko znajdę więcej czasu wieczorem robię tzw. moczankę dla moich stóp: ciepła woda + oliwa z oliwek + sok z cytryny + soda + cynamon (składniki opcjonalnie wymieniam w zależności od tego, co mam w domu :)). Włączam „Przyjaciół” bądź odpalam płytę Nory Jones i raczę się herbatą jaśminową :) Natomiast na dłonie robię saunę- zaparzona gorąca szałwia w misce i ręcznik. Pomaga na potliwość dłoni, w stresujących sytuacjach zbawienne :)
Mój ulubiony pielęgnacyjny rytuał jest wtedy, gdy robię domowe SPA. Zwykle nie mam zbyt wiele czasu, jednak dwa razy w tygodniu staram się znaleźć chwilę relaksu, chwilę dla siebie i mojego ciała. Zmywam wtedy makijaż, biorę długą relaksacyjną kąpiel, z towarzystwem ulubionych olejków do kąpieli. Nakładam masło nawilżające na ciało, oraz maseczkę na twarz, która sprawia że moja skóra staje się gładka i miła w dotyku. Uwielbiam to uczucie gdy minie już odpowiednia ilość czasu i zmyję maskę z twarzy, wtedy czuję że mój pielęgnacyjny rytuał dobiegł końca. Ciało jest odżywione, nawilżone i miłe w dotyku, czego chcieć więcej :)
Dwa razy w tygodniu to i tak bardzo dobrze, ja staram się robić takie domowe SPA raz w tygodniu, ale czasami wychodzi raz na dwa. :)
Przez pielęgnację rozumiem nie tylko zabiegi dotyczące ciała, ale i duszy. Dlatego idealnie jest, gdy na stopy nałożę krem, zrobię pedicure a do ręki wezmę lampkę czerwonego wina i ciekawą lekturę. Kiedy ciało i dusza czują się dobrze, spokojnie – wtedy mam poczucie, że jest idealnie! :)
Po takim wpisie to już naprawdę muszę mieć ten krem ze śluzem ślimaka :) A moja odpowiedź na pytanie konkursowe: moim ulubionym rytuałem pielęgnacyjnym jest demakijaż twarzy przy użyciu olejku. Ja akurat używam olejku hydrofilowego własnej produkcji ;) Uwielbiam masować twarz i pozbyć się tych wszystkich zanieczyszczeń z całego dnia. Mój mail: stopaosiem@gmail.com
Mój ulubiony rytułał pielęgnacyjny jest banalnie prosty, tani i dostępny dla każdego. Jogurt. Zwykły, naturalny jogurt. Smaruję nim twarz i pozostawiam na kilka minut lub mieszam z odżywką i nakładam na skórę głowy w formie maski. W obu przypadkach wspaniale łagodzi podrażnienia, szczególnie wdzięczna jest moja wrażliwa skóra na głowie. Jogurt można zmieszać z dowolnymi składnikami, np. z miodem na twarz lub z żółtkiem na włosy. Naprawdę polecam :)
Ooo! O jogurcie nie słyszałam, chyba że o maślance na poparzoną słońcem skórę. Dzięki za polecenie! :)
Nie będę oryginalna, mój ulubiony rytuał pielęgnacyjny to sen i relaks. Po powrocie z wakacji gdzie duuuuzo spałam,czytalam książki, spacerowała z rodziną spotkałam koleżankę,ktòra stwierdziła że pięknie wygladam:-))) coś w tym jest. Poza tym uwielbiam wszelkiego rodzaju maseczki,pilingi itp Magda
Mój ulubiony rytuał to peeling naturalny. Zwykle środowy wieczór i niedzielny poranek spędzam pod prysznicem kolejno w zależności od części ciała delikatnie lub intensywnie peelinguję się solą lub kawą mieloną a na koniec cukrem, który przyjemnie się rozpuszcza i dodatkowo odżywia skórę. Na skórę głowy stosuję również peeling cukrowy po którym włosy są miękkie i uniesione u nasady. Naturalne składniki łączę z olejkami które akurat mam w łazience lub żelem pod prysznic/szamponem. Na koniec wcieram w siebie olej kokosowy i jestem zwyczajnie szczęśliwa od końca stóp po czubek głowy:)
Wzorem azjatek od jakiegoś czasu staram się codziennie wykonywać odmładzający masaż twarzy. W Internecie można znaleźć więcej informacji i instrukcje. Obserwuję same pozytywne efekty, nie mówiąc już o tym, że to przyjemne i relaksujące. Koniecznie spróbuj :)
Moja ulubiona pielęgnacja to nie ta, którą stosuję ja, ale moja 55-letnia Mama. Jestem pod wrażeniem tego, jak dba o swoje dłonie, stopy i paznokcie. Nie jest kobietą, która się maluje, ale te części ciała są u niej zawsze idealne. Zawsze nawilżone, to podstawa. Do tego dwa razy w tygodniu moczenie, piłowanie, skórki, malowanie, znowu nawilżenie. Jestem zawsze pod wrażeniem tego, jak potrafi wcześnie wstać np. w niedzielę, zrobić cały ten rytuał, żeby do kościoła pójść z już „zrobionymi” dłoniami :)
W takim razie ja też podziwiam Twoją mamę. Zadbane dłonie i stopy, nienaganny manikiur wyglądają bardzo kobieco. :)
Dorota, sliczne zdjecia, zaintrygowal mnie ten azjatycki peeling, dopiero od niedawna zaczelam robic sobie peeling (z glinki rhassoul) i doceniam to, jak potrafi „odmlodzic” skore. Dzieki temu, ze doslownie na wlasnej skorze przekonoalam sie o skutecznosci peelingu, jestem bardziej otwarta na takie nowinki. Bo wlasnej cerze warto pomagac, i od srodka i od zewnatrz. Pozdrawiam serdecznie Beata
Ciekawa sprawa! Fajnie byłoby wypróbować na przykład ten peeling :)
Mój ulubiony rytuał to… wspólne domowe spa :D. Zawsze jak przyjeżdżam do domu namawiam wszystkich domowników na wspólne peelingi, maseczki, sera i kremy. Wyobraźcie sobie taki widok: 5 osób siedzi w salonie – każda z zieloną twarzą :D (a te osoby to moi rodzice, brat, chłopak i ja). Mama była w prawdziwym szoku, jak udało mi się pierwszy raz namówić Tatę i Brata na maseczkę z zielonej glinki – nawet specjalnie nie protestowali :). Same plusy: lepsza cera dla wszystkich, pogłębianie więzi z bliskimi i dodatkowy relaks dla mnie (bardzo lubię nakładać im te wszystkie mazidła).
Uwielbiam masaż twarzy ciepłymi olejkami, w szczególności olejkiem ze słodkich migdałów lub olejkiem arganowym. Do tego relaksująca muzyka i odpływam :)
Być może mój ulubiony rytuał nie dotyczy najbardziej reprezentatywnej części ciała, ale to właśnie on daje mi spektakularną poprawę w wyglądzie skóry, a w dodatku zmusza mnie do siedzenia przez bitą godzinę – jest to tzw. rytuał stopczany. Najpierw przez 20 minut moczę stopy w wodzie z dodatkiem soli do stóp oraz ulubionego olejku eterycznego. Potem używając specjalnej tarki pozbywam się najgrubszych zrogowaceń. Aby skóra była jeszcze gładsza, stosuję również peeling – moim ulubionym jest ten z Yves Rocher. Tak przygotowane stopy są gotowe na solidną dawkę nawilżenia i natłuszczenia. Moją sekretną bronią jest tu mieszanka kremu Bambino oraz wit. A+E w kapsułkach. Stopy zawijam w folię spożywczą, zakładam grubaśne skarpety i kolejne 30 minut mogę się rozkoszować czasem tylko dla siebie. Jeśli mieszanka się nie wchłonie, delikatnie wmasowuję ją w skórę. Po takim zabiegu można śmiało czekać na księcia, który włoży nam pantofelek na piękną i zadbaną stopę, o jakiej marzy każda księżniczka!
Ze ślimaka – aż mam dreszcze.. może jednak nie ;)
Rzeczywiście brzmi trochę dziwnie, ale działa, ma też przyjemną konsystencję, jak krem-żel. :-)
Sobota rano, Mąż jeszcze śpi, a ja parzę dzbanek gorącej kawy w ekspresie przelewowym. Przygotowuję sobie śniadanie-zwykle płatki owsiane z orzechami, miodem i świeżymi owocami. Wypijam kawę, obowiązkowo z dawką mleka. Ponieważ mam cały dzbanek kawy, to piję ją zwykle przez pół dnia. W międzyczasie fusy kawy mieszam z oliwą z oliwek, balsamem, cynamonem do momentu, aż powstanie oleista maź. Następnie filiżankę z kawą i kawę z oliwą zabieram do łazienki, tę pierwszą popijam jak czas pozwoli, a tę drugą wmasowuję w całe ciało (nie zachowując przy tym czystości pomieszczenia, bo się nie da-wszystko niemal jest w kawie :D). Po takim peelingu nabieram ochoty na kontynuowanie domowego SPA. Nakładam na twarz maseczkę błotną z Avonu, moczę stopy w wodzie z aromatycznym olejkiem lawendowym i uskuteczniam pedicure, robię peeling dłoni, w międzyczasie wciąż popijam kawę. Kiedy Mąż wstaje nie ma pojęcia, co się działo chwilę wcześniej w łazience, zastaje mnie jedynie z maseczką błotną na twarzy i mówi: „ale fajnie wyglądasz!” :-D. Lubię takie soboty :-).
Moim ulubionym rytuałem jest wieczorne oczyszczanie twarzy za pomocą sonicznej szczoteczki (typu Luna, dokładnie to tej co ostatnio była w Biedrze ;) ). Uwielbiam to, jaka skóra jest później gładka i napięta więc się tak wieczorem miziam, i miziam i miziam nią po twarzy :D ciężko przestać :D
Przyjemny jest taki masaż twarzy. :-)
Moim ulubionym rytuałem w pielęgnacji jest peeling inałożenie maseczki. Czuję wtedy, że dopieszczam moją skórę, którą wcześniej zaniedbuję zbyt sszybkimi, ekspresowymi zabiegami w ciągu tygodnia. Zainteresowała mjie filozofia pięlęgnacji w wykonaniu azjatek do tego stopnia, że bardzo chciałabym wypróbować ich metody i produkty :-)
Moim ulubionym wieczornym rytuałem jest leżenie w wannie pachnącej pięknie olejkami, podczas gdy mój chłopak opowiada mi jak minął mu dzień, co ciekawego się wydarzyło, co fajnego widział, przeczytał itd. Wygląda to prawie jak na poniższym zdjęciu :-) później balsam, na buzię krem intensywnie nawilżający i wtulanie się w mojego misia. Kremy są super, ale nic nie sprawia ze cera wygląda promiennie i świeżo niż miłość. Dlatego polecam wszystkim odwagę do bycia w związku i kochania :-) Świat jest piękny. Pozdrawiam Kasia!
Zgadzam się! Piękne zdjęcie, to Twoje ujęcie?
Niestety nie moje, wyszperane w necie zapisuję sobie na dysku. Bardzo lubię wracać do takich pięknych ujęć :-)
Najbardziej lubię te dni, kiedy mam całe mieszkanie tylko dla siebie. Cały rytuał oczyszczania zaczynam wtedy od zielonej herbaty z imbirem, miodem i cytryną. Podczas prysznica robię peeling kawowy (fusy z parzonej kawy+kwaśna śmietana), po którym w całe ciało wmasowuję mieszankę olejków z awokado i różanego, i zakładam puchaty szlafrok (+5 do relaksu). Nakładam na twarz oczyszczającą maseczkę z zieloną glinką (idealna dla mojej skóry), zamykam powieki, nakładam plastry ogórka na powieki i włączam Vivaldiego. 45 minut tylko dla mnie, po których czuję się jak nowonarodzona!
Mój ulubiony rytuał, zaczyna się w momencie gdy czuję, że moja skóra wymaga dopieszczenia. Kolejnym etapem jest przygotowanie domowego peelingu do twarzy i dłoni. Peeling składa się z oleju kokosowego,
naturalnego miodu, te dwa składniki odpowiadają za odpowiednie nawilżenie i ukojenie skóry. Następnie dodaję brązowy cukier oraz czarny sezam, które spełniają swoją główną rolę w peelingu. Kończąc jeden przyjemny etap mojego rytuału, zaczyna się jeszcze bardziej przyjemniejszy, jakim jest nałożenie peelingu na twarz i powolne masowanie. Już wtedy czuję jak zmienia się moja skóra. Po peelingu nakładam na twarz krem nawilżający, natomiast na dłonie olej kokosowy. Na skórze unosi się jeszcze przyjemny i lekki zapach miodu. Gdy w ten dzień mam w planach mycie włosów, przed tym, nakładam na nie na godzinę olej kokosowy. Tak wygląda mój ulubiony rytuał pielęgnacyjny. :)
Bardzo późny wieczór. Mąż postanawia iść spać, bo przecież wcześnie wstaje do pracy. Córa od dawna śni o puchatych króliczkach.
Ogarniam mieszkanie, wstawiam zmywarkę i przecieram blaty.
Wchodzę do łazienki i zamykam za sobą drzwi. Taaaak, to jest TEN moment. Tylko ja, wanna i cały łazienkowy asortyment. A przede wszystkim świadomość, że nie usłyszę za chwilę wołania MAAAAMOOOOO!
Ja wierzę w magiczną moc płatków róży. Takiej słodkiej, nadającej się i do herbaty, i do konfitur… Ale też doskonałej do kąpieli (nie ma nic cudowniejszego niż płatki takiej róży pływające w wannie i uwalniające swój zapach).
Najlepsza aromaterapia na świecie.
Ja stosuję ją również jako maseczkę – ale tu już płatki muszą być świeże, rano albo o zmierzchu zebrane w ogrodzie. Rzecz możliwa tylko w lipcu, dlatego staram się wtedy korzystać z tego bardzo i często. Zduszone w moździerzu i wymieszane z brązowym cukrem i odrobiną oliwy z oliwek. Mogę w tej maseczce leżeć godzinami.
Ba, jej ciemny róż powoduje, że jest to też jedyna maseczka, która całkiem uroczo wygląda :)
Moja babcia wkładała płatki róży do stanika… W wersji oficjalnej chodziło o to, że pięknie pachniała. Co faktycznie – jako wnuczka – mogę potwierdzić. Różowe płatki dzikiej róży (bo i tu o taką chodziło) rozsiewały lekutki zapach, ale dużo więcej było tam zapachu mąki, jakiegoś ciasta, czyli tego wszystkiego, co małoletnia wnuczka czuć powinna.
Ale chodziło jeszcze o coś, co raz się babci wymknęło, chyba przypadkiem… I brzmiało tak: „A czy ty wiesz, jaką minę ma mężczyzna, kiedy zobaczy piersi kobiece w takich płatkach…”???
Cóż :)
Czy to podchodzi pod „rytuał”??? :)
Zdecydowanie zachęciłaś mnie do zakupu tego kremu! Mam przeczucie, że spisze się u mnie idealnie :)
Ach, ja to mam szczęście, załapię się już po konkursie… niby nigdy nic nie wygrałam, ale zawsze jakaś nadzieja się tli. Kosmetyki wyglądają na fajne. Jak się sprawdzają, warto je dokupić :)
Ja od dłuższego czasu uwielbiam azjatyckie, szczególnie koreańskie kosmetyki :D więc cieszę się z każdego postu o nich, bo mogę popróbować nowych rzeczy. tych, przyznam jeszcze nie miałam, ale właśnie kupiłam sobie kilka rzeczy z BentoncCosmetics w douglasie. Np cleansing foam jest świetne !! próbowałaś coś może od nich, bo jestem ciekawa opinii :)
ciekawa jestem tych maseczek:) fajne są też z tych azjatyckich firm np benton cosmetics. Mam z nich kilka rzeczy z tej serii Snail Bee – fantastic :) Próbowałyście też może?
Bardzo zachęciłaś mnie do spróbowania tego kremu, nie testowałam jeszcze marki Mizon więc może się skuszę. Jestem ciekawa czy nadal go używasz, czy może zastąpiłaś już czymś innym? Ja lubię chyba każdy etap w pielęgnacji, to takie chwile tylko dla mnie. Ze swojej strony mogę polecić piankę firmy Super Aqua firmy Missha, również ze śluzem ślimaka- bardzo fajnie oczyszcza twarz i przygotowuje do dalszych etapów. Pozdrawiam serdecznie!
Witam mam 16 lat jestem bardzo zadowolona z koreańskiej pielęgnacji stosuje ją już ponad 1,5 roku moja skóra znacznie się poprawiła patrząc na cere innych dziewczyn w moim otoczeniu . Jeszcze się nigdy nie malowałam ale kiedyś zamierzam spróbować także koreańskiego makijażu uważam że pomimo wielu produktów warto zastosować tą pielęgnacje . Mam kuzynke której także to zaproponowałam robi ona to dopiero od 2 mies i za każdym razem kiedy ją widze jej twarz jestw coraz lepszym stanie .Jeżeli ktoś ma wątpliwości co do tego od razu mówie że sie to opłaca i warto poświęcić 20 – 30 min dla swojej cery .
Ja to korzystam z kosmetyków Yoskine z linii Okinawa .Po miesiącu od stosowania stan mojej skóry wyraźnie się poprawił, a po jeszcze dłuższym czasie poradziłam sobie z bardzo suchą skórą.
Azjatyckie kosmetyki to sztos! Mi się bosko sprawdza Orientana
tych kosmetyków, o których piszesz nie znam ale Muldream ma też fajne produkty. Są przebadane dermatologiczne, nie testowane na zwierzętach, wegańskie. Mają super kremy, ampułki, maski w płachcie. Cenowo też bardzo ok :)