Na ścianie w moim salonie powiesiłam sobie hasło, które ma mi przypominać, że życie nie musi być doskonałe, by było wspaniałe. W oryginale brzmi ono tak:
Life does not have to be perfect to be wonderful
Te tak proste słowa, zawierają w sobie ogromną mądrość, którą jak mantrę powinniśmy powtarzać każdego dnia. Życie nie musi być doskonałe, by było wspaniałe! I jeszcze raz…życie nie musi być doskonałe, by było wspaniałe!
Nazywam się Dorota Zalepa i jestem perfekcjonistką. Zaleciało trochę sesją dla Anonimowych Alkoholików? Bo taki wydźwięk mają te słowa. Perfekcjonizm nie jest zaletą. Perfekcjonizm jest uzależnieniem od bycia idealnym w każdej dziedzinie. Perfekcjonizm zabija radość życia! Owszem prowadzi do sukcesów, sprawia, że osiągamy wyżyny wyżyn swoich możliwości, ale przy okazji pozbawia satysfakcji z dokonań. Jakichkolwiek, nawet tych spektakularnych. Bo zawsze mogliśmy zrobić to lepiej!
Jako sportowiec miałam swoje mocne i słabe strony. Godzinami, dniami, miesiącami ćwiczyłam, by wyeliminować moje słabe punkty. Nigdy nie udało mi się ich wyeliminować, ale ja do końca mojej kariery sportowej nie zrezygnowałam z podejmowania prób! Były związane z cechami mojego organizmu, których nie byłam w stanie przeskoczyć, a jednak próbowałam. Co mogłam zrobić? Zamiast poświęcać czas i energię na pozbywanie się słabych stron, powinnam była skupić się na moich mocnych stronach. To one pozwalały mi wygrać. Mistrzynią Świata zostałam zaledwie po 3 latach treningu, był to pewien ewenement w tej dyscyplinie. Nie umiałam wtedy tak dużo, jak po 10 latach treningu, ale to co potrafiłam, wykorzystałam maksymalnie i dzięki temu zdobyłam złoto. Później gdy moje umiejętności były znacznie wyższe, zdobyłam brązowy medal na MŚ. O czym to świadczy? Tylko o tym, że nie musimy być najlepsi by stać się najlepszymi! Rozumiecie co mam na myśli? Wystarczy, że wykorzystamy to, co mamy! A mamy ogrom niewykorzystanego potencjału!
Mój perfekcjonizm przejawia się również w blogowaniu i fotografii. Byle mały mankament, nie dość dobre zdjęcie, błąd w szablonie, potrafią spędzać mi sen z oczu. Przejmuję się naprawdę mało istotnymi rzeczami, bywa że wkładam parę w to, co dla Czytelników nie ma najmniejszego znaczenia. Coś, czego nikt nawet nie zauważy. Ostatnio na przykład zrobiłam kosmetyczne zmiany w szablonie. Zauważyliście? Nie sądzę! Sama przestałam je dostrzegać już na drugi dzień. Jestem świadoma ograniczającego działania perfekcjonizmu, dlatego piszę o nim tutaj, by pomóc Wam i sobie w zrozumieniu zasad nim rządzących. Perfekcjonista nigdy nie będzie do końca zadowolony z efektów swojej pracy, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto według niego zrobi to lepiej.
Fotografią zajęłam się poważniej półtora roku temu. Od tamtej pory zrobiłam spory przeskok z fotografowania na automacie do zdjęć robionych manualnie w formacie RAW (wystarczy, że porównacie moje zdjęcia z początków blogowania z tymi, które pojawiają się teraz). Zaliczyłam kilkumiesięczny kurs fotografii i kilka indywidualnych lekcji, przeczytałam parę książek fotograficznych i zrobiłam tysiące zdjęć! Wykorzystuję moje umiejętności maksymalnie i wciąż poszerzam swoją wiedzę. Czasem mój perfekcjonizm dopada mnie z pytaniem, czy uda mi się zgłębić wszystkie, absolutnie wszystkie zakamarki tej dziedziny. Mam wrażenie, że nigdy do końca ich nie poznam, że zawsze znajdzie się technika, która będzie dla mnie nowością. To tak jak z tym sportem, nie muszę umieć wszystkiego, by zostać Mistrzynią Świata. Takie myślenie zabija pasję.
Perfekcjoniści mają to do siebie, że wszystko muszą robić sami. Taki syndrom Zosi Samosi. Nie delegują zadań dla bardziej doświadczonych osób, ale sami biorą na siebie wszystkie możliwe punkty planu na drodze do osiągnięcia sukcesu. Postanowiłam być nie tylko blogerką, która skupia się przede wszystkim na treści bloga, ale także fotografem (tego absolutnie nie żałuję), grafikiem, programistą. Oczywiście znacznie szybciej i lepiej pewne prace wykonałby ktoś mający większe pojęcie na ten temat, jednak ja się uparłam. Bo jeśli ktoś potrafi to zrobić, ja też to zrobię. I to jest prawda, tyle tylko, że mnie zajmie to znacznie więcej czasu, który mogłabym poświęcić na pisanie. To jest kolejna pułapka, w którą nie wolno dać się wciągnąć. W głowie powinien przyświecać nam cel, który sobie wyznaczyliśmy. Nie dajmy się od niego odwieźć pobocznym zajęciom. Delegowanie zadań to cenna umiejętność, której wciąż się uczę.
Zrozumiałam, że doskonałe jest moje niedoskonałe życie. Doskonałość tkwi w niedoskonałości. Moc bowiem w słabości się doskonali (2 Kor 12). Im szybciej zaakceptujemy tę prawidłowość, tym szybciej osiągniemy satysfakcję z dotychczasowych dokonań. Człowiek ma roszczeniową naturę, i ciągle mu mało. Wydaje mu się, że gdy osiągnie zamierzony cel, nareszcie poczuje się spełniony, ale zazwyczaj tak się nie dzieje, więc wyznacza sobie kolejne i kolejne zadania. Zamiast usiąść i po prostu być wdzięcznym za to co ma, tu i teraz, za to kim jest i jaką ma wartość.
Walka z perfekcjonizmem nie jest łatwa, ale możliwa. Pierwszym krokiem jest uświadomienie sobie, że on nas dotyczy i stanowi problem w osiągnięciu szczęścia i satysfakcji z wykonanej pracy. Potem przychodzi czas na korygowanie własnych działań. Sukcesywnie, małymi krokami zaczynamy pozwalać sobie na niedoskonałości. Siła tkwi w tych drobnych gestach. Niech ta szuflada pozostanie jeszcze niesprzątnięta przez jakiś czas, a koszula niewyprasowana. Takie działania wprowadzą więcej wolności w naszym życiu i pozwolą skupić uwagę na wartościach dla nas ważnych. Pozwólmy sobie na to, byśmy nie byli doskonali, by to co tworzymy miało niedociągnięcia, zaakceptujmy je i przestańmy z nimi walczyć, a poczujemy ogromną ulgę.
Obserwuj bloga na Bloglovin i Facebooku, by być na bieżąco z wszelkimi nowościami.
Jeśli interesują Cię estetyczne kadry z mojego życia, dołącz do mnie na Instagramie.
40 komentarzy
bardzo dobry post! Ja tylko w niektórych sprawach jestem perfekcjonistką, ale na szczęście na ogół daję sobie na luz :)
A jeśli chodzi o zmiany na blogu to chyba slider pod nagłówkiem?
Karolina zmiany są naprawdę kosmetyczne, nie ma co o nich wspominać, bo wyjdę na jakąś totalną pedantkę ;)
Drugie zdjęcie, ze zbliżeniem na kwiaty, jest takie piękne – wpatrywałam się w nie dosłownie przez kilka minut! :)
I tak sobie pomyślałam, że czasem w pogoni za perfekcją możemy pominąć takie perfekcyjne momenty, które potem ktoś podziwia ;)
Też bywam Zosią-Samosią, ale trzeba się tego oduczać. Szczególnie jeśli chce się rzeczywiście doprowadzać swoją pracę do końca i zobaczyć jej efekt, a nie tylko niekończącą się pracę.
To jest mój problem, od zawsze. Jako dziecko nie znosiłam pracy w grupach w szkole, bo wiedziałam, że nikt nie zrobi czegoś tak, jak bym chciała i mogła to zrobić ja, tak jak sobie to wyobrażałam. Kiedy przygotowywałam się na studia, i chodziłam na kursy rysunku, zawsze nazywali mnie Zosia. Tak oto nikt nie używa mojego drugiego imienia Anna, tylko większość pisze Zosia… Nawet jest to element mojego adresu mailowego. I przydomek, który polubiłam. Z perfekcjonizmem nie wiem jak jest, czasem go lubię, czasem nie znoszę. Akceptuję, że moja drobiazgowość wpędza mnie w kłopoty i uczę się sobie odpuszczać, ale nic na siłę. Czasem to duża pomoc, np w grafice warsztatowej, którą się param. Ale czasem, zrobię grafikę, wszyscy akceptują, a ja się krzywię, bo widzę niedociągnięcie. Wtedy asystentka zawsze do mnie mówi- przestań! Skończ z tą miną, jest okej… A ja? I tak nie wierzę. Wtedy się nie lubię za ten perfekcjonizm. Wszystko ma swoje plusy i minusy, zawsze są dwie strony medalu, grunt to nauczyć się czasem odpuszczać i zwyczajnie machnąć na coś ręką. Bywa to trudne, ale małymi krokami. Pozdrawiam
Trzeba sobie uświadomić, że niedoskonałość nie jest wadą! Jest wpisana w nasze działania. Zaakceptowanie jej jest bardzo trudne, szczególnie dla perfekcjonisty, ale daje ogromną wolność i upragnioną satysfakcję ze swoich dzieł.
Powiem szczerze, że mnie zazwyczaj drażnią perfekcjoniści… Właśnie tym swoim brakiem zadowolenia z efektów. Znam kilka takich osób i można im powtarzać, że to co zrobili jest na prawdę super (i ja sama bym była mega dumna), podczas gdy oni nie są zadowoleni i uważają, że mogli to zrobić lepiej. To mnie bardzo irytuje, gdyż sama kompletnie taka nie jestem :)
To niewiarygodne, ale ten tekst jest mi tak bliski, że aż mam ciarki. Doroto, nawet nie wiesz ile dobrego zrobiłaś. W tym miesiącu ten tekst będę czytała codziennie rano jako wstęp do mojego dnia. Nie żartuję.
Przykład z mojego dnia dzisiejszego. Miałam usiąść i napisać post. Spędziłam przed komputerem w sumie jakieś trzy godziny, co zrobiłam – nic! Dlaczego – grzebałam w szablonie bo denerwuje mnie szerokość szpalty i nie wiem jak to zmienić. Nie znalazłam rozwiązania, nie napisałam tekstu. A co jest dopełnieniem obrazka. Nawet miesiąc nie minął jak zmieniłam cały szablon na blogu, byłam taka szczęśliwa. Do drugiego lub trzeciego dnia kiedy to zaczęłam szukać, zmieniać, kombinować i mam uczucie, że jest coraz gorzej. Ja jestem coraz mniej zadowolona i rzutuje to także na moją chęć pisania. Bo skoro “otoczka” mi się nie podoba, to nie mogę skupić się na treści. Jakaś masakra!!! :( Przepraszam, że komentarz taki długi, ale ten tekst podziałał na mnie jak zimny prysznic – w dobrym tego słowa znaczeniu. To tylko jeden mały wycinek mojego dnia, a ja tak mam codziennie, z najróżniejszymi rzeczami. Niestety jest ze mną na tyle źle, że jeden raz nie wystarczy. Dlatego postanowiłam, że będę to czytała codziennie rano, może dzięki temu czas który tracę na dręczące mnie szczegóły, zacznę zamieniać na namacalne konkrety. Dziękuję Ci bardzo! PS. A może trzeba tworzyć jakieś grupy wsparcia dla perfekcjonistów. :)
Cieszę się, że trafiłaś na ten tekst w takim razie. :) Bo trzeba sobie odpuścić te drobne niedoskonałości, to nie znaczy, że masz spocząć na laurach, ale drobnymi krokami podążać do celu. Starać się skupić na jednej czynności w danym momencie. Znam to doskonale, bo gdy ja zaczynam pisać, nagle zauważam różne rzeczy, które koniecznie trzeba usprawnić. Coraz częściej jednak, zupełnie świadomie odrzucam te myśli i wracam do danej czynności. Świat się przecież nie zawali, jeśli usprawnianie odłożę na później, albo zupełnie je sobie odpuszczę. :) Powodzenia w szukaniu doskonałości w niedoskonałości!
Masz rację. Ja też uczę się odpuszczać i pamiętać, że nie we wszystkim muszę być najlepsza :) Za to staram się cieszyć życiem, po prostu. Gratuluję zdjęć – są coraz lepsze, bardzo mi się podobają.
Dziękuję Emilka :)
Post świetny! :) Taką prawdziwą z krwi i kości perfekcjonistką raczej nie jestem. Jednak zauważyłam, że jeśli chodzi o blogowanie, fotografię to w tych dziedzinach taka jestem. Komuś np spodobają się moje zdjęcia potrafi się nimi “zachwycać” a wg mnie ciągle czegoś brakuje. Ciągle chce by było lepiej i lepiej… Pozdrawiam :)
Och jak bardzo wiem o czym mówisz ;) Ale walczę!
Doroto nawet nie wiesz jak się cieszę, że napisałaś o tym w taki sposób. Ja ciągle walczę na blogu z mitem perfekcjonizmu i z tym, że Kobiety chwalą się, że są perfekcjonistkami, a jednocześnie narzekają jak mało mają czasu. Jasne, że każda z nas ma jakiś obszar, w którym chce działać prawie idealnie (na tyle, na ile jest to możliwe), ale działanie we wszystkich obszarach na tym poziomie jest zabójcze.
Perfekcjonizm jest wrogiem kobiecego zarządzania czasem!
Dokładnie, cieszę się, że o tym wspomniałaś. Im bardziej próbujemy sprostać naszym wygórowanym wymaganiom we wszystkich dziedzinach życia, tym mniej mamy czasu na to, co dla nas najważniejsze.
Bardzo mądry tekst. Mnie perfekcjonizm i chęć osiągnięć, niesprecyzowanych dokładnie do tego, pozbawiła radości z pasji. Ciągłe poczucie braku i niedosytu towarzyszy mi od zawsze. Perfekcjoniści mają trudniej, a radość jest przecież na wyciągnięcie ręki!
Czas z tym walczyć, nie wyznaczać sobie coraz trudniejszych do osiągnięcia celów, cieszyć się z tego co udało Ci się osiągnąć! Trzeba świadomie zmieniać swoje nastawienie do własnych dokonań, pozwolić na słabości i niedociągnięcia.
Sama byłam kiedyś perfekcjonistkom, a co najzabawniejsze, to gdy byłam nastolatką. Miałam świra na punkcie porządku! Ostatnio lubiłam planować wszystko bardzo dokładnie, aż parę razy przejechałam się na tym i okazało się, że nie wykonanie planu jest bardzo stresujące!
Może tak dodam od sibie, chociaż nie mam żadnej wiedzy na ten temat… Twoje zdjęcia są zbyt perfekcyjne ( w złym sensie). Wszystko jest białe, piękne i uporządkowane… Trochę brakuje tego klimatu autentyczności w tym. Dodam, że nie jestem ekspertem i moje zdjecia w ogóle mi sie nie podobaja, lubię tylko na nie patrzeć i myślę, że mam dobry gust.
Ja akurat do tematu porządku podchodzę raczej na luzie. Nie chodzę i nie poprawiam krzywo ustawionych przedmiotów i nie sprzątam dwa razy dziennie.
Co do zdjęć, każdy na swoją estetykę. Mnie właśnie podoba się ta surowość na zdjęciach. Odzwierciedlają też moje podejście do fotografii.
Chyba nie jestem perfekcjonistka i czasami mowie niestety. ALe tak po przeczytaniu nasunal mi sie jeszcze jeden cytat My life isn’t perfect, but I’m grateful. Pozdrawiam serdecznie Beata
Śmiało mogę powiedzieć że ten tekst opisuje mnie :-) Kiedyś nie widziałam wad swojego perfekcjonizmu, dopiero na stanowisku kierowniczym zobaczyłam że przez to jaka jestem robię dużo więcej niż inni, jak nie wszystko. A przecież powinnam delegować obowiązki… Ja jestem właśnie taka Zosia samosia i myślę że wszystko zrobię lepiej, a raczej wolę ja to zrobić (bo dlaczego nie?) bo wiem że będzie dokładnie tak jak sobie obmyśliłam, nawet po wielkich trudach.
Teraz wiem, że tacy ludzie biorą za wiele na siebie. Ale chyba nie uda mi się tego we mnie zmienić ;-)
Ważne jest jak się z tym czujesz, czy jesteś przeciążona obowiązkami, czy lubisz stawiać sobie wyzwania i po zrealizowaniu zadania, czujesz satysfakcję. Dobrze jest umieć korzystać z pomocy i nie traktować jej jako swoją porażkę. Jako kierowniczka, dajesz też szansę wykazania się swoim współpracownikom.
U mnie tylko w niektórych dziedzinach dochodzi do głosu perfekcjonizm, tam gdzie najbardziej mi zależy być najlepszą. Chyba powinnam zacząć poważnie nad tym pracować bo nie dość, że nie robię kroku do przodu aby stać się lepszą to jeszcze często zaczynam się niebezpiecznie cofać. Niepotrzebnie dołuję sama siebie.
Kiedyś myślałam, że jestem perfekcjonistką. Ale poznałam kilka osób, które mają “większego świra”. ;) I trochę mi to pomogło, bo trochę mniej przejmuję się drobnostkami.
Perfekcjonizm jest straszny. I w sumie na tym jednym zdaniu mogłabym zakończyć swój komentarz…
W niektórych dziedzinach jestem okropną perfekcjonistką. I żeby nie było – zdaję sobie z tego sprawę i przeszkadza mi to, jednak ciężko jest się tego wyzbyć. Fotografia i blog. O matko, jak bardzo mnie męczy, jak nie wyjdzie mi zdjęcie tak, jakbym sobie tego marzyła. Niestety często tak mam: “kurcze, beznadziejne zdjęcie, mogło być sto razy lepsze, nie powinnam go w ogóle zamieszczać” i nawet jeśli głosy w komentarzach mówią coś zupełnie odwrotnego to mi i tak ciężko w to uwierzyć. Co gorsza – w tej jednej konkretnej dziedzinie czasem sobie myślę “stoisz w miejscu, nic się nie rozwijasz”. Między innymi też dlatego tak bardzo chciałam ukończyć Kalendarz Adwentowy i stawałam na głowie, żeby mi się to udało. Tak, jeśli chodzi o fotografię to zdecydowanie za dużo od siebie wymagam, ale ciężko mi przestać tyle wymagać. Dlatego ten wpis bardzo dobrze opisuje przynajmniej część mnie. Perfekcjonizm jest straszny i zabija spontaniczność. Jak jest coś dla mnie naprawdę ważnego to zwykle mam to skrupulatnie zaplanowane i bardzo ciężko mi przychodzi zmiana tych planów.
Całe szczęście nie jestem perfekcjonistką w każdym calu (oj, na pewno nie poprawiam jak coś stoi/leży krzywo), tylko w niektórych dziedzinach – więc mam nadzieję, że nie jest ze mną aż tak źle ;) A nad tymi dziedzinami, w których gubi mnie jeszcze perfekcjonizm – staram się pracować, pozwalać sobie na “błędy i niedociągnięcia”. Staram się tłumaczyć sobie, że nawet jak coś odpuszczę, to świat się nie zawali. Człowiek jest tylko człowiekiem, potrzebuje zwolnić, odpocząć i ma prawo zrobić coś na mniej niż 110% :)
Bardzo dobry tekst. Dzięki za niego.
To jest tekst dla mnie! Dziękuję za kubeł zimnej wody! Ja też często się zatracam w perfekcjonizmie i często generuje to mój zły humor, bo coś mi nie wychodzi i przede wszystkim brak czasu dla bliskich bo perfekcjonizm pochłania przecież masę czasu. Dzięki dzięki!!!! <3
Może nie jestem tak wielką perfekcjonistką jak Ty, ale czasami ujawnia się we mnie coś z perfekcjonistki. Nie za bardzo potrafię pracować w grupie (tzn. inni lubią ze mną pracować), bo i tak przeważnie wszystko robię sama, bo wg mnie zrobię to najlepiej :) najgorszy problem mam jednak z mową w języku obcym – nie jestem w stanie wypowiedzieć ani jednego zdania, jeśli do końca nie jestem pewna jego poprawności. To strasznie mi przeszkadza w życiu…
Na blokadę językową najlepsze jest znalezienie się w środowisku, w którym nie masz wyjścia i musisz mówić w języku obcym, by się porozumieć, czyli wszelkie wyjazdy zagraniczne. Niestety nie zawsze możemy sobie na to pozwolić. Ja wprowadziłam w domu dzień angielskiego, raczej to jest godzinka lub dwie, gdy mówię tylko w języku angielskim. Dzięki czemu nie tylko ja się uczę, ale także uczę dziecko. Poza tym we własnym domu nie mam oporów przed mówieniem. To dobre ćwiczenie, wypróbuj. :)
walcze z nim od lat!
Czesc mi sie udala, jednak duzo jest jeszcze do zrobienia! Masz 100% racji w tym co piszesz! Jakzesz trafiony tekst! Dziekuje ;)
Nie wierzę, że napisała to perfekcjonistka! Ale jeśli tak jest to wielkie brawa dla Ciebie za zgłębienie takich istotnych prawd życiowych :) Mam wrażenie, że bycie perfekcjonistą stało się ostatnio na swój sposób modne. Sama przyznaję się do tego, że taką osobą nie jestem i spotykam się z dziwnymi spojrzeniami jakbym już była nie wiadomo jakim nic-nie-robem. Nie jestem perfekcjonistką. Lubię chwytać się różnych dziedzin i je tylko “musnąć” – nie muszę być najlepsza, żeby czerpać z czegoś przyjemność :) Nie można być przecież najlepszym we wszystkim :)
Ja perfekcjonizmowi mówię nie, natomiast przybijam piątkę z profesjonalizmem :)
Chociaż nie powiem, że i mnie to nie dotyczy, bo czasami powtarzam sesję na bloga kilkakrotnie, bo nie podobają mi się zdjęcia. Gdy robię jakiś projekt DIY jestem w stanie zepsuć efekt końcowy by coś zrobić raz jeszcze, bo nie jest tak jak sobie wymyśliłam. Ale generalnie od pewnego czasu walczę z tym uczuciem i godzę się na to, że nie wszystko musi być perfekcyjnie. Bo nie musi :)
Widzę, że nie tylko ja tak mam. Bywa, że końcowy efekt jest zadowalający, ale ja i tak muszę sprawdzić wszystkie opcje, by się przekonać, że nie było lepszej możliwości. Okropieństwo!
Ja perfekcjonistką nie jestem. Może to wynika z mojego roztrzepania i tego, że w chaosie lepiej się odnajduję? Nie wiem…
rozumiem, zmagam się z podobnym problemem. uświadomiłam sobie to już dawno temu. walki jeszcze nie podjęłam… czuję wielką potrzebę poprawiania tych “niedoskonałości”. czasami jest dobrze, ale gdy popadnę w wir jakiejś czynności to nie mogę przestać. tracę mnóstwo czasu na drobiazgi, których nikt nie zauważa. chłopak próbuje mi pomóc mówiąc, żebym odpuściła, nie myślała o mało istotnych szczegółach, ale ja robię swoje ;) poprawiam, zmieniam, przestawiam. chciałabym poczuć taką ulgę :)
Mam dokładnie tak samo jak Ty! Perfekcyjność czasami zmusza mnie do płaczu, ale jak tak sobie teraz myślę – osiągnięcie celu daje mi ogrom radości :)
Nie zliczę zapewne ilości rzeczy, projektów, zadań, których się podjęłam i nie dokończyłam ze względu na chory perfekcjonizm. Nie zliczę problemów, które wywołał on w konsekwencji przeistaczając się w prokrastynację. Bardzo dużo czasu upłynęło od momentu zrozumienia istoty tego wroga, włączeniu prób zmian do teraz kiedy nadal walczę i wcale nie jest tak, że zawsze wygrywam. I gdyby perfekcjonizm dotyczył tylko mnie to jeszcze można byłoby z tym żyć, nieco lżej. Gorzej, że on rzutuje na postrzeganie przez nas innych, na wymagania wobec innych, na naukę zaufania, że ktoś zrobi coś równie dobrze, na ograniczanie strachu, że na pewno zrobi…Do tej pory zastanawiam się skąd się u mnie wziął i nie znam przyczyny. Coś mi podpowiada, że gdybym ją znalazła byłoby łatwiej :) Choć już jest, praca nad sobą przynosi efekty.
Mam niestety tak samo, jeśli chodzi o współistnienie perfekcjonizmu i prokrastynacji. Gdy wiem, że nie dam rady zrobić czegoś idealnie, jestem w czymś niewystarczająco dobra, nierzadko zdarza mi się odkładać to dalej i dalej w czasie. Na szczęście od innych nie wymagam aż tyle, ile od siebie.
Suuuper, że napisałaś ten wpis! Z całego serca życzę powodzenia i trzymam za Ciebie kciuki :)
Dziękuję Aniu! :)
Eh, najgorsze jest to wieczne niezadowolenie. Bo w sumie dobrze, że człowiek chce sięgać wyżej i wyżej, rozwijać się. Szkoda tylko, że jednocześnie tak mało cieszą go kolejne kroczki.
Walczę z tym nadmiernym krytycyzmem względem siebie. Efekty są, bo jednak coraz więcej czerpię radości z życia, z rozwoju właśnie. Perfekcjonizm niestety trochę jeszcze zabija moją pewność siebie. Ale już wiem, że dla innych nie muszę być wcale taka idealna, więc może dla siebie też nie? :)
Ostatni akapit był mi bardzo potrzebny, ja jestem perfekcjonistką do tego stopnia, że moje 2letnie dziecko sprzata po sobie każdy najmniejszy okruszek,umie wytrzec szklany stolik czy zetrzeć kurze, w końcu zaczęło mnie to przerażać i daje sobie coraz wiecej luzu.