Czytam obecnie książkę Edyty Zając 30 dni do zmian i jestem na etapie ćwiczenia – tydzień próbowania nowych rzeczy. Uświadomiłam sobie, że szybko przyzwyczajam się do pewnych, sprawdzonych rozwiązań i nie zadaję sobie trudu, by spróbować czegoś nowego. Wychodzę z założenia, że skoro coś jest dobre, sprawdziło się, to nie muszę napinać się by znaleźć coś innego. Przecież może okazać się gorsze?
Edyta w swojej książce pisze o ekonomii poznawczej mózgu, która podsuwa nam sprawdzone, proste rozwiązania. Gdy jesteśmy senni pijemy kawę, do pracy jedziemy lub idziemy tą samą drogą, nasze poranne rytuały powtarzają się każdego dnia, pracujemy w określony dla siebie sposób. Zdałam sobie sprawę, że w mojej ulubionej pizzerii wybieram od lat tę samą pizzę w obawie, że inny rodzaj nie będzie tak samo dobry, pracuję w domu przeważnie przy kuchennym stole, korzystam od lat z tego samego basenu, chodzę do ulubionego kina, robię zakupy w tych samych sklepach, zawsze zaczynam dzień od kawy, robię co roku te same potrawy na święta. Z jednej strony dobrze korzystać ze sprawdzonych rozwiązań, tym bardziej jeśli poświęciliśmy na ich znalezienie sporo czasu, na przykład sklepów ze zdrową żywnością, ale z drugiej strony poprzez dokonywanie za każdym razem tych samych wyborów, nasz mózg przestaje być kreatywny, ogranicza sam siebie, nie szuka nowych rozwiązań i starzeje się szybciej.
Często oczekujemy zmian, ale nie jesteśmy w stanie nic zrobić, by je zapoczątkować. Rozleniwiamy się, odkładamy wiele projektów na później, przepuszczamy nadarzające się okazje, bo strach paraliżuje nas przed nowym, więc wybieramy to, co sprawdzone i znane. Bo tak jest łatwiej i bezpieczniej. Gdy prześledzę swoje działania, to prawie wszystko opiera się o schematy, brak w moim życiu spontaniczności. Nic dziwnego, że coraz częściej narzekam na monotonię, a codzienna powtarzalność zaczyna mnie przytłaczać.
By pobudzić umysł do kreatywności, muszę zacząć wychodzić ze strefy własnego komfortu, starać się robić coś czego wcześniej nie robiłam, podejmować wyzwania, nawet te, których się boję. By odnaleźć nowe pasje, talenty, cele życiowe, muszę się trochę wysilić.
Nie chodzi o to, by od razu rzucać się na głęboką wodę, sama też nie mam ochoty aż tak się gimnastykować, ale małymi krokami pobudzać nasz umysł do większej aktywności, by przekonać się jaki to ma wpływ na nasze życie. Jako benefity takiego działania Edyta Zając wymienia: zwiększenie pewności siebie, bardziej świadome życie, poczucie szczęścia, odnalezienie swojego powołania, rozwój intelektualny, umiejętność konfrontacji z trudnościami. Mnie to przekonuje, a Was? Macie ochotę na dokonywanie zmian w swoim życiu poprzez próbowanie nowych rzeczy? Tak? To do dzieła! Zacznijcie ze mną.
Jak wyjść ze strefy własnego komfortu? Przykłady
Edyta Zając 30 dni do zmian – 39,90 33,78 zł
1. Eksplorowanie miasta
Spacer w nieznane dotąd zakątki miasta może okazać się odkrywczy. Znam Olsztyn bardzo pobieżnie, w zasadzie tylko jego główne atrakcje turystyczne, centrum, ale nigdy nie zaszywam się w nieznane mi dotąd rejony. Wystarczy, że zamiast podążać tymi samymi ścieżkami do sklepu/szkoły/pracy, wybierzemy inną drogę. Może po drodze odkryjemy ciekawe miejsce do zdjęć, dobrze zaopatrzony zieleniak, nietuzinkowy plac zabaw dla dzieci.
2. Zmiana porannych rytuałów
Codziennie zaczynam dzień od kawy, dla odmiany mogę spróbować z zieloną herbatą, a kawę zrobić sobie godzinę później, lub zacząć dzień od porannej gimnastyki. Wystarczy zmienić jedną rzecz, którą wykonujemy codziennie rano, albo wprowadzić do naszego rytmu coś zupełnie nowego – na przykład wypijanie szklanki wody tuż po przebudzeniu, by odczuć różnicę i wprowadzić mózg na zupełnie inne tory.
3. Smakowanie nowych potraw
Mam zamiar próbować nowych dań, zamawiać w restauracji coś, czego wcześniej raczej bym nie zamówiła. Przygotować nowe danie na obiad, sprawdzić smak warzyw i owoców, których jeszcze nigdy nie jadłam, a jest ich trochę.
4. Nowe aktywności
Może to być zupełnie inny rodzaj aktywności fizycznej, na przykład ja nigdy nie próbowałam zumby, albo wybranie się samemu do kina o zupełnie nietypowej dla nas porze. Pamiętam, że kiedyś wybraliśmy się z mężem do kina rano i było to dla nas ciekawe przeżycie. Byliśmy praktycznie sami na sali kinowej, a po wyjściu z kina mieliśmy jeszcze cały dzień przed sobą. Miło wspominamy to doświadczenie. Planuję wybrać się samodzielnie na basen, do tej pory zawsze jeździliśmy całą rodziną.
5. Inny strój/makijaż/fryzura
By pobudzić naszą kreatywność możemy także poeksperymentować z ubraniami i makijażem. Wykonać makijaż, którego nigdy nie robiliśmy, ja zamierzam w końcu przekonać się do intensywnego koloru pomadki, poeksperymentować z ubraniami, które mamy w szafie lub w sklepie w przymierzalni, zrobić inną niż zazwyczaj fryzurę i nauczyć się upinać włosy w nietuzinkowy sposób.
6. Sprawdzanie nowych gatunków muzyki czy filmu
Słucham muzyki soulowej i lubię lekkie filmy z happy-endem, przy których najbardziej się relaksuję. By wyjść z mojego pudełka przyzwyczajeń zdecyduję się na posłuchanie zupełnie innego gatunku, na przykład muzyki klasycznej, jazzu, obejrzenie sensacji, czy filmu z dziedziny Sci-Fi.
7. Podejmowanie wyzwań
To sfera, która u mnie najbardziej kuleje. Niechętnie podejmuję nowe wyzwania, a doskonale wiem, że są one najszybszą i najskuteczniejszą formą rozwoju. Doświadczenia uczą znacznie więcej niż teoria. Dzięki sprawdzaniu siebie w nowych, często stresujących, sytuacjach, dowiadujemy się o sobie nowych rzeczy, uczymy się reagować na trudne wydarzenia i lepiej radzimy sobie ze stresem. Poznajemy nasze pasje, odkrywamy talenty, o których istnieniu nie mieliśmy pojęcia.
Kiedyś znacznie częściej podejmowałam nowe wyzwania, akceptowałam prawie wszystkie nadarzające się okazje – szkolenia, kursy językowe, wyjazdy, przemówienia, wywiady – wiele z nich powodowało u mnie lęk, ale mimo wszystko przezwyciężałam go i realizowałam swoje cele. Nie bałam się eksperymentów z włosami, wychodziłam z założenia, że przecież odrosną. Byłam ruda, czarna, blond, z długimi włosami i takimi zupełnie krótkimi. Nie bałam się nawet operacji, byłam znacznie bardziej odporna na ból. Moje życie było wówczas bardzo intensywne. Gdy tylko miałam przerwę w treningach, na przykład ze względów zdrowotnych, zapisywałam się na dodatkowe kursy, by nie tracić czasu na bezproduktywne siedzenie w domu. Czułam, że ciągle się rozwijam. Zastanawiam się, gdzie się podziała tamta dziewczyna? Chcę, by wróciła!
Dziś żeby zaakceptować jakieś nowe wyzwanie, a zdarzają się niemal codziennie, potrzebuję mocnego kopniaka i dodatkowej motywacji. Dlatego postanowiłam zacząć działać.
*
Już od dziś zmieniam utarte ścieżki, próbuję wychodzić ze strefy komfortu, przyjmuję więcej wyzwań. W tym tygodniu planuję zmienić fryzurę (pisałam Wam o grzywce na Facebooku), rozpocząć kurs online, pójść na basen sama, posłuchać innego gatunku muzyki, przygotować danie, którego wcześniej nie robiłam. Mam zamiar wprowadzić zmiany nie tylko na ten tydzień, ale na czas nieokreślony, bo wiem, że dzięki temu pozostanę aktywna i wciąż będę się rozwijać. Za jakiś czas opiszę Wam moje doświadczenia. Jeśli macie ochotę, możecie do mnie dołączyć i podzielić się swoimi spostrzeżeniami. A może już tak działacie? Podejmujecie nowe wyzwania i pomimo strachu, wychodzicie ze strefy własnego komfortu?
Jeśli post Wam się podobał, podzielcie się nim ze znajomymi korzystając z przycisków poniżej. Będzie mi bardzo miło. Dziękuję! :)
53 komentarze
Myślę, że każdy powinien od czasu do czasu wychodzić ze strefy komfortu, przede wszystkim, aby życie było ciekawsze i żeby człowiek ciągle się rozwijał. W tym tygodniu planuje przeprowadzić pewne zmiany, głównie jeśli chodzi o relacje z innymi ludźmi ;) Plus chciałabym co drugi dzień ćwiczyć z E. Chodakowską, bo trzeba trochę ruszyć ciało ;) A tak przy okazji, polecam kilka utworów Josha Grobana (to tak w ramach słuchania innego rodzaju muzyki).
Właśnie słucham. :) Dziękuję!
Ja właśnie mam zamiar niebawem sięgnąć po tę ksiązkę i ona doda mi sił do zmian. Choć zaczęłam już mysleć nad wieloma zmianami, ale jeszcze nie poczyniłam wystarczających dla mnie kroków :) Bardzo podoba mi się pomysł eksperymentowania z ciuchami, fryzurami i kosmetykami – dawno chciałam spróbować czerwonej pomadki czy innej niż zwykle fryzury :)
Ta część książki Edyty jest świetna! Całą kocham, ale tydzień próbowania nowych rzeczy otworzył mnie na wiele nowości. Np. w moje urodziny zamówiłam sernik podawany przez Zorro w restauracji, a o tej pozycji w menu wiedziałam od prawie 10 lat! Odważyłam się dopiero teraz, show było świetne, a inni goście lokalu spodziewali się chyba oświadczyn od mojego Męża :D I pewnie gdyby nie to, że akurat ta sytuacja wypadła w tygodniu próbowania nowych rzeczy, to kolacje zjedlibyśmy jak zwykle w Manekinie, a ja nie zamówiłabym sernika :D
Ale to musiało być fajne! Też miałabym opory, że zacznę zwracać na siebie uwagę, ale super, że się odważyłaś, dzięki temu przeżyłaś coś innego, o czym będziesz pamiętać. :)
Dokładnie tak! Próbowanie nowych rzeczy sprawia, że czujemy się szczęśliwsi i choć bardzo lubię różne wypracowane rytuały, to przypominam sobie takie sytuacje, by nigdy nie zapominać o tym, że nowe też może być wspaniałe.
Ania! :):) Dziękuję za takie słowa i aż zazdroszczę tego sernika!
Jak będziesz kiedyś w Łodzi, to na niego zapraszam :)
Uwielbiam takie książki!!! Muszę koniecznie przeczytać :D
Ja ostatnio zrezygnowałam ze zleceń za niskie stawki, które mnie blokowały, ale zawsze mogę do nich wrócić, tak się umówiłam z agencją. Rozwijam blogi. Skupiam na ambitniejszych zleceniach. Zmiana tego nawyku zaczęła się od interesującej propozycji, na którą nie miałam czasu. To był zastrzyk motywacji.
Super! Gratulacje! :)
a mogłabyś w skrócie opisać o czym są poszczególne rozdziały? tak w 2 zdaniach
Warto próbować nowych rzeczy choćby po to żeby dowiedzieć się, że nam nie pasują a to do czego doszliśmy, ta rutyna i nawyki które wykształciliśmy są dla nas najlepsze. Warto podejmować wyzwania to na pewno rozwija. Też planuje lekturę książki ☺
lubię, bardzo lubię :) zawsze jak widzę, że zastygłam w miejscu staram się coś zmienić, nawet coś maleńkiego :) i jakoś tak taka prawie niewidoczna zmiana popycha wszystko w lepszym kierunku :)
Raz, na początku studiów, wsiadłyśmy w autobus w Bydgoszczy, którą poznałyśmy zawożąc dokumenty na studia i wysiadłyśmy nie wiadomo gdzie, nie wiadomo jak wrócić do centrum. O mapie nie słyszałyśmy, nawigacji w telefonie nie miałyśmy. Znalazłyśmy się rzecz jasna, to było ciekawe doświadczenie. Warto czasem chyba zdać się na los.
Ostatnio o tym wlasnie myślałam. Od dłuższego czasu mam tą samą ścieżkę do biegania, rano pije kawę.. Robię to co wygodne. Inne rzeczy jakos przychodzą ciężko.
Może dla kogos to niewiele, ale od miesiąc prawie nie pijam kawy automatycznie rano i staram się odwiedzać nowe części mojego miasta. Musze przyznać, ze to jest przyjemne nawet :)
Brzmi jak bardzo fajna książka. Rozejrzę się za nią jak będę w Polsce.
Ja po prostu zaczęłam uczestniczyć w różnych wykładach i spotkaniach zupełnie sama. W ten sposób poznaję nowych, ciekawych ludzi. Przezwyciężam swoją nieśmiałość i buduję poczucie własnej wartości. Ostatnio również zdecydowałam się na zmianę koloru włosów – po kilkunastu latach. Chociaż nie czuje się w nim dobrze, jestem dumna z siebie, że się odważyłam.
Włosami nie ma co się przejmować, kolor można zmienić, nawet jeśli to trochę potrwa. Przynajmniej wiesz już w czym nie czujesz się dobrze. :)
Oj tak już wiem i to bardzo dobrze :-)
Długo nie mogłam się przekonać do takich poradnikowych książek, bo większość z nich uważałam za głupoty zebrane i podzielona na rozdziały. Ale widzę, że te czasy książki poradnikowe mają już za sobą :) Coraz częściej kuszą mnie kolejne pozycje, a powyższą z pewnością do swojej listy dopiszę.
Zmiany są dla mnie problematyczne i czasami zwyczajnie boję się zmieniać coś w swoim życiu. A strach to pierwsza droga do niewykorzystywanych szans niestety. Dlatego chyba czas powalczyć ze sobą i o siebie :)
pozdrawiam, A
Do poradników także podchodzę z pewnym dystansem. każdy z nas jest inny i na każdego zadziała coś innego, nie ma jednej recepty. Wyciągam z nich to, co mnie motywuje. Może to być jeden rozdział, albo nawet jeden fragment książki. Ten rozdział wyjątkowo do mnie przemówił, zauważyłam, że rutynowo wykonuję wiele czynności, a mój rozkład dnia, wciąż wygląda tak samo. Wychodzenie ze strefy komfortu jest ważne, by pobudzić mózg do kreatywnego myślenia, szukania nowych rozwiązań i uczenia się. :)
Chciałabym na wszystkie postawione przez Ciebie pytania odpowiedzieć TAK ale niestety nie mogę. Co prawda zapisalam się niedawno na hiszpański, kupiłam lustrzankę i robie zdjęcia gdzie tylko się da, coraz częściej próbuje nowych dań chociaż kiedyś bałam się nawet spróbować szpinaku. Jednak to są malutkie zmiany, małe kroczki a to na czym mi najbardziej zależy czyli na założeniu własnej działalności wciąż napawa mnie takim strachem, którego nie mogę pokonać:(
Wcale nie takie małe te kroczki i świadczą o tym, że chcesz się rozwijać, a to pierwszy krok do sukcesu. Decyzję o założeniu własnej działalności trzeba przemyśleć, zupełnie nie dziwię się, że napawa Cię lękiem, warto się do tego kroku przygotować. Zajrzyj na bloga Kasi Pszonickiej – http://www.theowner.co/, znajdziesz tam dużo ćwiczeń i porad na temat zakładania własnej firmy. I pamiętaj, to nie jest nieodwracalny krok! :)
Dzięki za polecenie tej stronki! Świetne artykuły, czytam juz któryś z kolei i wszystko robi się dużo jaśniejsze :)
Lubiłam o sobie myśleć jako o osobie, która ciągle „musi” wychodzić ze strefy komfortu. Dotyczyło to pracy, która jest wymagająca, często stresująca i wymagająca szybkiego reagowania i skupienia. Szczególnie, kiedy słyszałam pytanie, czy odpowiedzialność mnie nie przytłacza, utwierdzałam się w przekonaniu, że nie mam z tym problemu. Tymczasem w tym roku wreszcie pojechałam na dwutygodniowe wakacje (po 7 latach przerwy) i przez pierwszy tydzień czułam się jak zaszczuty królik – obce miasto, inny język, nieznane kawiarnie, restauracje… Wtedy zdałam sobie sprawę, że w moim Krakowie czuję się jak w kokonie – znam dobrze miasto, swoje ulubione miejsca, zawsze mogę wrócić do domu. Po prostu, parafrazując inż. Mamonia – „ja to najbardziej lubię filmy, które już raz widziałem”. Dopiero po kilku dniach poczułam się na wakacjach jak w domu.
Ja też tak mam, podążam wciąż wydeptanymi ścieżkami, ale chcę to zmienić i wprowadzić więcej nowości w moim życiu. To prawda, że w jednych dziedzinach łatwiej o zmiany w innych trudniej, może warto popracować nad tymi trudniejszymi i częściej opuszczać swoje miasto. :)
Bardzo inspiruący post :) a książkę już wpisałam na moja magiczna listę do przeczytania :) Powodzenia !
czemu ja jej jeszcze nie zakupiłam o.o
Twój opis zdecydowanie zachęca, dlatego tytuł już dodałam do listy książek do przeczytania :)
Książka wydaje się bardzo ciekawa. u mnie też właśnie najbardziej szwankuje podejmowanie wyzwań. Czasem mi się udaje ale czasem zwyczajnie udaję że nie ma innych możliwości.
Widzę, ze ta książka powinna być ciekawa :)
Faktem jest, że dopiero gdy wychodzimy poza sferę własnego komfortu, mamy możliwość coś w życiu zmienić.
Tez jestem w trakcie czytania ksiazki i choc te 30 dni potraktowalam bardzo umownie, w zasadzie kazdy tydzien to u mnie conajmniej dwa ;) Ale ksiazka zawiera bardzo duzo wartosciowych tresci, nie tylko suche rady jak cos zmienic, ale mnostwo konkretnych przykladow. Bardzo duzy krok do zmian!
Zgadzam się! Ja też przerabiam ją w swoim własnym tempie. :)
Temat przekraczania własnych stref komfortu jest mi bardzo bliski, bo pracowałam nad tym przez ostatnie kilka miesięcy. Brałam udział w projekcie, który miał na celu wyjście ze swojej bezpiecznej strefy, aby bardziej otworzyć się na ludzi, pokonać własne bariery i nie bać się podejmować wyzwań w swoim życiu. Finalnie jestem zachwycona, chociaż nie było to dla mnie łatwe. Dzięki temu jestem pewniejsza siebie i bardziej otwarta na nowe sytuacje. Nie uciekam i nie chowam się przed nimi jak kiedyś. Polecam, każdemu spróbować powalczyć z własną strefą komfortu. Ciekawa jestem tej książki i czy informacje jakie są w niej zawarte pokryją się z założeniem mojego wyzwania.
Zaciekawił mnie ten projekt, możesz coś więcej o nim napisać? Jest może dostępny dla ogółu?
Będę o nim pisać w tym tygodniu na blogu. Mam już niemalże przygotowany post. Jeżeli masz ochotę zapoznać się z całym projektem i moimi wrażeniami, załączę w dyskusji link.
Daj znać! Chętnie zajrzę. :)
http://www.veganama.pl/wyjdz-poza-swoja-strefe-komfortu/
Przyznaję, obawiałem się trochę na początku, czy nie będzie to pochwała jednego z setek podobnych do siebie poradników, które w największym skrócie można by sprowadzić do hasła: powiem ci, jak żyć. Nie ma co czekać, spieszę z przeprosinami za takie posądzenie. Oczywiście, to nie ten artykuł. Bardzo mi się pomysły podobają, zwłaszcza punkt 3 i 6.
A to ogólne nastawienie do zalewu poradników bierze się z dystansu i nieufności. Zastanawia mnie zawsze, na ile osoba dorosła, już „ulepiona”, jest w stanie trwale przeorganizować swoje życie pod wpływem kogoś, o kim nie wie prawie nic. Co ma być w takich sytuacjach probierzem decyzji: zmieniam się, bo tak mówi autor. W imię czego mam dokonywać mniejszej lub większej korekty systemu wartości, stylu życia i nawyków.
Ależ ciekawy tekst! :) Czytając, zastanawiałam się w jakim stopniu żyję wśród utartych schematów… Pewnie ten sam partner życiowy od 10 lat to już pewien schemat! :D Jednak wolę podchodzić do małżeństwa jak do wyzwania. A wracając do wychodzenia poza sferę własnego komfortu to w moich czterech ścianach jest niezwykle ciężko – czuję się w nich bezpiecznie i wygodnie, wszystko ma swój porządek i miejsce. O wiele szybciej i łatwiej wychodzi mi to w sferze zawodowej. Od trzech lat prowadzę te same zajęcia dla dzieci. Mogłabym za każdym razem korzystać z tych samych konspektów, robić z dziećmi te same prace plastyczne, bawić się w określony sposób… Jednak dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że każde spotkanie jest inne – niby bazuję na czymś utartym i znanym, ale staram się zmieniać drobne elementy i pozwalam sobie i maluchom na spontaniczność. To zdecydowanie pobudza mnie do działania i pozwala być kreatywny.
Pozdrawiam ciepło! :)
Jeszcze nie mam tej książki, chociaż bloga Edyty Zając uwielbiam. Piszesz, że przerabiasz ćwiczenia, a u mnie zwykle kończyło się na czytaniu ćwiczeń, bo myślałąm sobie „a-ha, wiem o co chodzi, szkoda tracić czas”. Tymczasem – jak ostatnio gdzieś przeczytałam – to było bardzo złe podejście, powoduje on, że taki poradnik praktycznie nie wnosi zmiany w nasze życie. Dopiero przerobienie ćwiczeń zostawi ślad w naszym umyśle.
Są takie sfery mojego życia, w których lubię stabilizację i spokój, ale są też takie, w których lubię nowości i zmiany :) Cieszy mnie odkrywanie nowych zakamarków w mieście, czasem zmieniam drogę, którą chodzę do sklepu, czy pracy. I bardzo lubię próbować nowych potraw, czy smaków lodów, chociaż mam swoje ulubione. To wszystko daje taki powiew świeżości :)
Kinga
Myślę sobie, że z tym, co dobrze znamy, po prostu czujemy się bezpiecznie, co jest naturalne. Ale fakt, czasami coś wymusza na nas zmiany i wtedy następuje obrót o 180 stopni. Dla mnie takimi przełomowymi momentami była zmiana zawodu, później znalazłam pracę blisko domu i zamiast dojeżdżać do pracy godzinę w jedną stronę, teraz codziennie idę do pracy spacerkiem (30 minut) na szczęście pogoda łaskawie mi to umożliwia. Ale też bez szału, muszę mieć tę swoją dobrze znaną, wiecznie taką samą przestrzeń, do której wracam. Teraz poważnie myślę o uprawnieniach na motocykl na wiosnę – moje strefy komfortu najczęściej objawiają się zawirowaniami w obszarze aktywności. Dom to oaza i tego zmienić nie pozwolę ;) Ps. byłam w Olsztynie w ostatnią sobotę, zastanawiałam się nawet czy może przypadkiem nie wędrujesz w tamtej chwili po Jarotach ;)
Oj chetnie przeczytalabym te ksiazke, ostatnio czesciej staram sie zmieniac stare przyzwyczajenia, chociaby te blogowe, bo bez tego nie ma rozwoju. Pozdrawiam serdecznie Beata
Rutyna i nuda zabija kreatywność, warto więc czasami poeksperymentować;)
Ja w minione wakacje opuściłam swoją strefę komfortu a w dodatku wprowadziłam spory zamęt w życiu. Postanowiłam wyjechać sama na wakacje (w Polsce) bo nikt mi nie chciał towarzyszyć, a chłopaka jak się można domyślać nie mam. Na początku była ekscytacja, na peronie panika i strach, a potem już frajda i radość jakich mało! I zrobiłam tak nawet dwukrotnie. :) Udowodniłam sobie, że mam w sobie dużo odwagi a przy okazji poznałam świetnych ludzi. Ryzyko opłaciło się! :))
Muszę przyznać, że sama mam problem z wychodzeniem że strefy komfortu, jestem raczej nieśmiała i trudno zawieram nowe znajomości, ale fakt że ilekroć zrobię coś nowego czuję się podekscytowana i w wielu przypadkach kończy się to dla mnie pozytywnie. Książkę z chęcią przeczytam, bo intrygują mnie te ćwiczenia.
By wyjść ze strefy komfortu zdecydowałam się poprowadzić licytację dla Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego, mogłam odmówić bo będzie to stresującą dla mnie sytuacja i nowa ( restauracja, przedsiębiorcy regionalni czyli ja malutka oni wielcy itp) ale jak nie spróbuję publicznego wystąpienia to nie będę wiedziała czy nadaje się do tego czy nie. Czyli za tydzień ubieram wieczorową kreacje i ruszam do nowego wyzwania:)
Trzymam kciuki! Pójdzie Ci świetnie!
Nareszcie na spokojnie mogę przysiąść do lektury Twojego bloga :) Bardzo Ci dziękuję za ten tekst – wspaniale się czyta takie rzeczy! Podoba mi się to, o czym piszesz, podpisuję się rękami i nogami pod 1 i 7! Wydaje mi się, że z czasem trzeba po prostu sobą potrząsnąć, dodać wyzwanie, wyskoczyć z pudełka, aby „ta dziewczyna” się obudziła :)
Pozdrawiam Cię ciepło!
Mam ochotę przeczytać tą książkę!
Jest dokładnie tak jak piszesz, z czasem potrzebujemy kopniaka aby podjąć kolejne wyzwania. Bardzo inspirujący wpis, pozdrawiam!
Musze sobiej ja w nowym roku kupic😊 this will be my must have next year