Zawsze znajdzie się ktoś, kto lepiej wygląda, pisze, biega, ma ładniejszy dom, garderobę, samochód i w ogóle ma lepiej, bo stać go na wakacje, przelot samolotem z Gdańska do Warszawy, torebkę i zegarek Michela Korsa, albo nową lustrzankę Canona 5D.
Porównywanie się z innymi to choroba, która niszczy człowieka od środka. Pomału i niezauważalnie zatruwa jego organizm toksyną niskiej samooceny, brakiem akceptacji umysłu i ciała, oraz odrzucaniem własnych sukcesów. Gdy próbujemy dążyć do wzoru, którym stają się dla nas dokonania innej osoby, stajemy się drugorzędną wersją kogoś innego, znacznie gorszą od oryginału.
Dlaczego zawsze porównujemy się z kimś, kto jest lepszy w jakiejś dziedzinie, zawsze znajdzie się taka osoba, a nie z kimś, kto jest słabszy, taka też się przecież znajdzie? Oczywiście nasza ocena nie może być obiektywna. Byśmy mogli to zrobić uczciwie, musielibyśmy porównywać się we wszystkich płaszczyznach życia – zawodowej i osobistej, a to nie jest już takie proste. Musielibyśmy przyjąć kryteria, dzięki którym moglibyśmy ocenić ważność danej cechy, co już jest absurdalne, bo dla jednej osoby na przykład macierzyństwo będzie sprawą kluczową, a dla drugiej już nie. Porównując się zazwyczaj patrzymy jednowymiarowo. Bierzemy pod uwagę tylko jedną, wąską dziedzinę, którą ktoś wykonuje lepiej od nas. Nie patrzymy na całokształt. Człowiek jest przecież bardzo zróżnicowany, podejmuje w życiu wiele aktywności. Jeśli mielibyśmy porównać je wszystkie, okazałoby się, że nie wypadamy wcale tak źle na tle tej osoby. Moglibyśmy nawet uznać, że nasze życie w sumie nam się podoba takie jakie jest.
Porównywanie się z innymi jest szybkim i bardzo skutecznym sposobem na utratę motywacji do działania. Bo skoro innym udaje się szybciej coś osiągnąć, przestajemy widzieć sens we własnych działaniach i często z nich rezygnujemy.
Każdy człowiek jest inny i jedyny w swoim rodzaju, ma talenty, które powinien rozwijać nie oglądając się na innych. Każdy ma swoje tempo uczenia się, rozwoju osobistego, osiągania sukcesów. Nie zawsze szybki sukces jest trwały, czasem ten, do którego dochodzimy latami, ma solidne fundamenty i staje się naszym sposobem na szczęśliwe życie.
Czy to oznacza, że nie ma ludzi lepszych w danej dziedzinie? Owszem są! Zawsze będą! Sport jest tutaj świetnym przykładem, bo wyniki są mierzone w ilości i jakości zdobytych trofeów. Mistrz Świata jest najlepszy prawda? No nie da się ukryć. Jest. Słabsi zawodnicy mogą próbować mu dorównać, a nawet go przewyższyć swoimi umiejętnościami, i zazwyczaj na pewnym etapie tak się dzieje, ale w danym momencie, na tych konkretnych zawodach, to Mistrz Świata jest najlepszy. Ktoś może trenować latami i nigdy nie uzyskać takiej formy i takich wyników, by stanąć na najwyższym stopniu podium. Znam i mogłam obserwować osoby, które w treningi wkładały ogromny wysiłek, a mimo to, nie były najlepsze w swojej kategorii wiekowej i wagowej. Składało się na to wiele czynników, takich jak warunki fizyczne, charakter, talent. Czy to znaczy, że ta osoba miała się poddać i zakończyć karierę sportową? Nie, bo ciężką pracą i zaangażowaniem też osiągnęła wiele, nawet zaryzykuję stwierdzenie, że dokładnie tyle ile powinna. Może nie stanęła na najwyższym stopniu podium, może był to srebrny bądź brązowy medal, które też przecież są sukcesem, ale osiągnęła coś innego. Nie została Mistrzynią Świata, ale przeżyła największą przygodę swojego życia, którą będzie wspominać latami. Może zobaczyła wiele zakątków świata, do których nigdy nie dotarłaby, gdyby nie trenowała, poznała wspaniałych ludzi, została trenerem… Sukces możemy mierzyć na różne sposoby.
Podobnie dzieje się w świecie blogowym. Są blogi, które bardzo szybko zyskują popularność, a autorzy są lubiani i polecani przez innych blogerów. Są też blogi, których autorzy są mniej znani i pomalutku, drobnymi krokami dochodzą do swojego sukcesu. Nie zawsze będzie nim popularność bloga w sieci, może być nim napisanie książki, zdobycie ciekawej pracy, czy nowych umiejętności. Czasem wydaje mi się, że mój wysiłek, który wkładam w tworzenie kameralnej, jest taką syzyfową pracą, która nie przynosi rezultatów takich, jakich bym oczekiwała. No właśnie, ale jakich rezultatów oczekuję? Bo jeśli zamiast ilości lajków i komentarzy, porównam moje nabyte umiejętności, do tych, które miałam przed erą blogową, to naprawdę zrobiłam milowy krok do przodu. Jeśli wezmę pod uwagę pozytywne i bardzo miłe odpowiedzi Czytelników w komentarzach i mejlach, to jest to dla mnie niebywały sukces. Na moim blogu nie istnieje pojęcie hejtu. Mogę na palcach jednej ręki policzyć negatywne komentarze, które pojawiły się pod moim adresem w przeciągu ostatnich dwóch lat blogowania. To jest sukces! Jestem dumna z tego miejsca, jestem dumna z siebie, choć nie mam statystyk bijących rekordy popularności, ale skutecznie, pomału robię swoje. Wiem, że nic nie idzie w próżnię. Wszystko ma swój cel i sens.
Porównywanie się z innymi jest pułapką, w którą sami się zapędzamy i trudno nam się z niej potem wydostać. Jeżeli uświadomimy sobie, że wartość jest w nas, przestaniemy szukać jej u innych. Wszystko co robimy uczciwie wobec siebie jest wartością. Każda, nawet początkowo nieudana próba, jest wartością. Wszystko ma swój cel, który nie zawsze wyłania się od razu. Czasem dopiero po latach widzimy jak wszystkie klocki naszego życia, zaczynają do siebie pasować. Dlatego warto doceniać własne, nawet te najmniejsze osiągnięcia i nie porównywać ich z osiągnięciami innych. Niech każdy będzie sam dla siebie wzorem!
Jeśli spodobał Ci się post, zachęcam Cię do śledzenia bloga na Bloglovin, dołączenia do mnie na Facebooku lub Instagramie, a jeśli chcesz utrzymywać ze mną bardziej prywatny kontakt, zapisz się do Kameralnego Newslettera :)
44 komentarze
Chyba siedzisz mi w głowie. Akurat miałam na myśli bardzo podobny post :) Co sądzę o Twoim blogu dobrze wiesz, ale sama się czasem łapię na takim porównywaniu – na szczęście coraz rzadziej. Uważam, że nie ma nic bardziej toksycznego, niż ciągłe porównywanie się z innymi.
I nie pisz stale takich dobrych tekstów bo karoLINKI będą zmonopolizowane :)
Karolina dziękuję i ślę uściski :*
PS. Nic nie stoi na przeszkodzie, byś na ten temat napisała. Nie ma monopolu na tematy. To nie żaden wyścig, kto pierwszy, ten lepszy i temat zajęty. Mam wrażenie, że niektórzy blogerzy tak do do tego podchodzą, skoro pierwsi o czymś napisali, to myślą, że mają wyłączność na dany temat. Tak nie jest.
Pewnie, że wiem. Pisałam też, o tym u siebie przy okazji jak jedna osoba skopiowała sobie prawie cały mój post, dodając swoje pojedyncze słowa. Wiadomo, tak naprawdę wszystko zostało już napisane, ale każdy pisze ze swojego osobistego punktu widzenia – i to jest fajne :) Zazwyczaj jednak nie piszę swojego posta, krótko po przeczytaniu podobnego, żeby przypadkiemnie napisać tego co KTOŚ myśli, a nie JA. :)
Czytałam ten post u Ciebie. To już jest plagiat, niestety.
PS Masz rację, że warto odczekać z tematem, bo często czyjeś słowa zapadają nam w pamięć i potem trudno rozpoznać, czy ja to wymyśliłam. Nie ma też co popadać w paranoję. Ja zawsze staram się pisać od siebie, normalne jest, że to co gdzieś przeczytam (książka, prasa, internet) wpływa na mój światopogląd, nie mam na to wpływu i nie ma co się przed tym bronić. To naturalne.
Dzieki za ten tekst, dodal mi skrzydel na caly dzien i mam nadzieje, ze na dluzej rowniez. Ten tekst to kolejny argument na to aby nie rzucac w kat tego co mnie tak naprawde uszczesliwia :)
Bardzo trafiłaś z tym tekstem – zaprzestanie tej toksycznej czynności to jeden z moich głównych celów na 2015, bo przez całe życie straciłam na to stanowczo za dużo czasu, energii i dobrego nastroju!
Tego życzę i Tobie i sobie :)
Super to napisalas, porownywanie sie z innymi jest pulapka, kazdy ma swoja droge i dla kazdego tam u gory jest przewidziane cos innego, ale to zawsze cos dobrego (z zalozenia) pozdrawiam serdecznie Beata
Kiedy byłam małą dziewczynką nie porównywałam się nikim, zaszczepili to we mnie rodzice ciągle dający za przykład kuzynki. Przecież powinnam być lepsza niż X. W rezultacie dziś walczę z tym porównywaniem, bo nic dobrego mi ono nie przyniosło a wręcz przeciwnie. Chce robić wszystko w swoim tempie i iść taką drogą jaka mi się podoba, nie ważne, że inni wyprzedzają mnie o krok.
Poruszyłaś dobry temat! Rodzicie, to od nich się zaczyna, często nieświadomie porównują swoje dzieci do innych dzieci lub do siebie nawzajem. Ja też przechodziłam przez takie porównania i pilnuje się, by nie porównywać mojego synka z rówieśnikami (czasem mnie też to się zdarza). Już w szkole jesteśmy oceniani i porównywani jeden do drugiego, bo czym innym jest system ocen? Zdając sobie jednak sprawę z tego jaki zły wpływ ma na nas porównywanie się do innych, możemy skutecznie z tym walczyć.
to właśnie ten aspekt chciałam poruszyć… u mnie to wyglądało podobnie. Do tej pory mama ma taką manierę – bo ten ma to, tamten ma tamto… Niby nie robi tego w złej wierze, ale nic tak bardzo nie dołuje. Chociaż wiem, czego swoim dzieciakom nie mówić:)
To ważny temat, warto poruszyć go właśnie od tej strony.
Zawsze powtarzam sobie i przyjaciołom, że najgorsze, co możemy robić, to myśleć, że tort jest jeden, i jeśli ktoś już zjada jego kawałek, to zje na pewno cały i dla nas ciasta zabraknie. wczoraj miałam jakiś taki wspominkowy dzień i przypominały mi się same moje porażki, albo momenty, kiedy nie czułam się pewnie.. np. pierwsza indywidualna wystawa moich grafik, tłum ludzi, i ja, mająca jakoś otworzyć wernisaż, mająca powiedzieć coś, cokolwiek… cały dzień przypominało mi się, jak wiele razy w życiu byłam totalną ofiarą losu… a potem sobie pomyślałam, że bez tego wszystkiego, co mi się nie udało, nigdy nie zaczęłabym szukać rzeczy, które mi się w życiu udały i udają. Trafiłaś w sedno, pisząc, że dopiero po latach coś zaczyna się składać w jakąś całość. Sama widzę, że coś, co nijak nie pasowało te 8- 10 lat temu, zaczyna mieć sens dopiero teraz, więc przy całym tym, jak nieposkładane mam życie obecnie, mówię sobie, że cierpliwością wygrać można wszystko. I może wszystko to, co dziś jest jakoś pogmatwane, za te kolejne 10, albo 20 lat, zacznie nabierać dla mnie jakiegoś wymarzonego kształtu. świetny tekst. taki do pomyślenia przy kubku herbaty…;) pozdrawiam!
Kasia pozwól sobie na to „nieposkładanie” w życiu, wszystkiego nie da się zaplanować. Jesteśmy ludźmi, popełniamy błędy, uczymy się przez całe życie. Ideałów nie ma, ideałem jest nasze nieidealne życie.
Porównywanie się chyba mamy we krwi, nikt nie chce odstawać, dlatego wszyscy nawzajem się obserwują. Akurat mnie to nie kręci, bo uważam, że indywidualizm to jest TO! Jednak moja postawa ma też minusy, bo np. w pracy, w życiu, zupełnie nie mam ochoty na rywalizację, a co za tym idzie – mogą mnie profity omijać. Bo przecież kto pierwszy ten lepszy itd. :-)
Coś za coś. Profity Cię omijają, ale cały stres związany z wyścigiem i rywalizacją, też. Pytanie, co wolisz?
No i skąd ja to znam… Niestety mnie dopada to dość często, gdy chcę coś zrobić naprawdę dobrze i wiem, ze są osoby, które robią to znacznie znacznie lepiej. Na szczęście dla mnie w większości przypadków takie porównanie ma charakter motywujący, bo skoro dana osoba mogła, to czemu ja bym miała tego nie zrobić? :)
Mnie też porównywanie potrafi motywować, bo chcę „umieć” tak samo! Wtedy się na coś przydaje, ale w większości przypadków nie wychodzi mi to na dobre. Czuję, że przestaję być pomału sobą, a tego bardzo nie lubię.
Uwielbiam Cię za Twoją postawę, którą opisałaś w tej notce! Widać, że jesteś jedną z niewielu, które cenią zdobyte umiejętności, a nie ilość lajków itp. Porównanie siebie do innych już dawno odeszło w zapomnienie, jeśli o mnie chodzi. Czasami kusi, ale staram się zachować trzeźwe i zdrowe myślenie :)
Dziękuję :) Lajki też lubię, fajnie jak są, to taka mała nagroda za pracę, którą wkładam w tworzenie bloga. Byłabym hipokrytką gdybym napisała, że mnie nie cieszą, albo że nie zwracam na nie uwagi. Ale oprócz lajków staram się patrzeć też na to, co ten blog sobą reprezentuje i do czego doszłam własnymi siłami w przeciągu dwóch lat.
Bardzo celnie. Na szczęście ten temat mam już przerobiony, oddycham tu z ogromną ulgą. Mam też swój mały, tajemny sposób. Gdy tylko poczuję choć ślad myśli o porównaniu, sięgam wtedy po swój notes i realizuję kolejny punkt z listy, która przybliża mnie do realizacji MOICH projektów, MOICH planów i MOICH marzeń. Działa! :)
Zgodzę się z Tobą… tak w 90% procentach ;) a te 10% wzięło się stąd, że na mnie czasami porównania działają motywująco. Bo gdy już umiemy pozbyć się tych negatywnych emocji (zazdrości, żalu, że ktoś osiągnął więcej), to można się skupić na tym, JAK ktoś do tego doszedł. Ja sobie powtarzam, że skoro komuś się udało, to dlaczego mnie miałoby się nie udać? I to inspiruje do działania :)
Bardzo mądre słowa. Ja całe życie porównuję się do innych. Ciągle widzę w sobote słabości i niedociągnięcia. Z jednej strony działa to na mnie motywująco, aje z drugiej… staję się coraz bardziej zakonpleksiona i momentami… zgorzkniala. Niestety. Muszę zacząć myśleć inaczej, bo po prostu jestem tego warta. Jestem fajną dziewczyną ;), trzeba się starać, aje jednocześnie wierzyć w siebie.
Porównywanie się do innych czasami bywa szalenie destrukcyjne. Pamiętam, że gdy byłam młodsza miałam koleżankę, która zawsze była najmodniej ubrana, miała najnowsze i najdroższe gadżety, na które ja nie mogłam sobie pozwolić. Początkowo cały czas się z nią porównywałam i przez to czułam się gorsza. I wtedy zauważył to mój tata, który powiedział: „ona ma modne ubrania, ale wieczory spędza w domu, a ciebie uchwycić jest trudno, bo masz wielu przyjaciół. Jej ciuchy przestaną być modne i nic jej po tym nie zostanie, a ty nadal będziesz miała przyjaciół i piękne wspomnienia.” Mój tata to mądry facet, trafił w sedno. Od tego momentu już nie porównuję się z innymi, nie warto.
Tu nawet nie chodzi o to, by szukać u kogoś, kto wydaje nam się „lepszy” pewnych braków. To nadal jest porównywanie się. Bo co by było, gdyby ta koleżanka, oprócz tych fajnych ciuchów, miała też wielu przyjaciół? Warto patrzeć przede wszystkim na własne życie, na to co my osiągnęliśmy, jak możemy wykorzystać to co mamy i co tak naprawdę sprawia nam radość.
Nie tak dawno nawet trochę się podłamałam przez porównywanie do lepszych. Najgorsze jest to, że nie robię nic aby dorównać osobom, które podziwiam. Wiec czy ja na prawdę właśnie taka chce być jak oni? Do słabszych porównywanie się nie sprawia chyba takiej przyjemności, to zbyt oczywiste ze jest się lepszym. Jeszcze rok temu koleżance zazdrościłam bloga, osób tam bywających. Teraz okazuje się, że osiągnęłam więcej (nie bez ciężkiej pracy, jednak) i gdzieś w głębi serca czuje, że to nie koniec. Fakt, że teraz nie jest różowo nie oznacza, że tak już zostanie jeżeli tego nie chcę. Akurat fajnie składa się czas i tym razem warto wypisać na dużej kartce postanowienia noworoczne i to nie wydumane, a związane z pasją i tym kim chcę być za kilka lat. Nic samo się nie zrobi. :)
Bardzo mądry wpis. Masz absolutną rację. Porównywanie się nie ma sensu! Trzeba robić swoje. Ja na pewno nie mogę mówić o sukcesie blogowym chociaż i tak nie spodziewałam się, że tak dobrze to będzie wyglądać. Ale mam przykład sportowy. Od dwóch lat biegam ale od marca bardzo dużo i często, biegam bo sprawia mi to ogromną radość. W październiku zdecydowałam się na przebiegnięcie półmaratonu. Okazało się, że moja koleżanka też się zapisała i poszłyśmy razem, ona praktycznie nieprzygotowana, ale przebiegła te 21 kilometrów szybciej ode mnie. Ale nie żałuję ani minuty spędzonej na treningu bo dla mnie bieganie to coś więcej niż tylko wynik na półmaratonie. Widzę jak ukształtowało ono mój charakter, samozaparcie, dzięki niemu jestem szczęsliwa i wyluzowana, bo wszystkich problemów pozbywam się właśnie w ciągu tej godzinki spędzonej tylko z własną głową :))
Brawo Swinka! Gratuluję, przebiegnięcie 21 kilometrów to jest naprawdę powód do dumy. Twój przykład potwierdza to, że sukces możemy mierzyć na różne sposoby. Nie zawsze jest nim wynik. Zyskałaś coś o wiele cenniejszego :)
Grunt to najpierw polubić siebie, potem nawet zapominasz o porównywaniu siebie do innych. Wiesz, że Twoja inność jest fajna :)
Bardzo ciekawy blog, zostanę na dłużej jeśli pozwolisz..
Wpis bardzo interesujący… i jakże dotyczący mnie. W lipcu założyłam bloga, wiadomo początki nie są proste..zadawlam sobie sprawę ze łatwo nie będzie.Po kilku postach napisanych,a po dziesiątkach przeczytanych poczułam ze gdzieś się zagubilam.Stracilam chęci do dzielenia się tym co właśnie dzieje się u mnie.
Przytloczyly mnie te piękne zdjęcia i przemyślane teksty na innych blogach.
W moim przypadku nie tyle chodziło o porównywanie się z innymi,a o stach przed wysmianiem.
Przyszedł dzień, gdy sama otrzasnelam się i postukalam po głowie….Przecież nie chodziło mi o komentarze,o ilość obserwatorów, o popularność. Przecież zalozylam bloga po to by pozostało cos po mnie.
Pozdrawiam serdecznie Jacqueline Jordan
Popularność bloga jest wynikiem wielu czynników, nie tylko samego pisania. Dużo zależy od Twojej aktywności w sieci. Jakoś Czytelnicy muszą do Ciebie dotrzeć. Cała ta działalność promocyjna jest naprawdę czasochłonna, a zdobywanie popularności trwa nawet kilka lat. Trzeba dać sobie więcej czasu, być cierpliwym i robić swoje. Blogowanie ma sprawiać Ci przede wszystkim radość.
Zgadzam się z tym co napisalas…jednak nie chodziło mi o bycie popularną. Nie to jest dla mnie najważniejsze :-)
Był moment ze zwatpilam i bardziej balam się wysmiania,a niżeli braku popularności… Przyszedł dzień gdy postanowilam bardziej wierzyć w siebie :-)) Odradzam się…powoli, ale odradzam.
Pozdrawiam :-))
Ja chętnie patrzę na sukcesy innych, ale zawsze wychodzę z założenia, że skoro im się udało to mi na pewno też się uda ;)
Pozytywne podejście do tematu!
Zawsze znajdzie się ktoś lepszy, ładniejszy i bogatszy. Ja lubię patrzeć na ludzi i myślę : hm, jeśli on potrafi, to może ja też?
Dobrze napisane, każdy z nas przeżywa jakiś niedosyt porównują się do innych. Przecież każdy chce być lepszy, piąć się w górę. Musze Ci powiedzieć, że na mojej blogowej drodze, natchnęłam się na Twojego bloga bardzo szybko. Działam w blogosferze dopiero 4ty meisiąc, a już w drugim m-cu mojej działalności trafiłam do Ciebie – to nie możesz mieć złych statystyk :)
Lubię tu zaglądać i robię to czesto
Killerka miło mi, że tu trafiłaś, mam nadzieję, że pozostaniesz na dłużej :) Statystyki to rzecz względna, dla jednych będą wysokie, dla innych nie ;)
„Czasem dopiero po latach widzimy jak wszystkie klocki naszego życia, zaczynają do siebie pasować”- mądre słowa..i tak jak piszesz- każdy jest inny, a zawsze dobrze tam, gdzie nas nie ma..Trzeba żyć swoim życiem :) Dobrego dnia!
niestety to choroba wielu.. mam wrażenie że troszeczkę mamy to wpajane od dzieciństwa, w szkole kto ma lepsze oceny, kto ma gorsze a w związku z tym kto jest lepszy, kogo bardziej lubią nauczyciele etc. Społeczeństwo nas tak kształtuje, a w efekcie wyniszcza nas od środka.
Bardzo mądry post, jak wiele Twoich :) czy to nie piękne? Czy to nie sukces Twój osobisty? Zdecydowanie tak :)
I uświadomiłaś mi ile ja małych kroczków zrobiłam od momentu gdy zaczęłam blogować. :)
Wszystkiego dobrego, Doroto :)))
Nigdy tego nie robiłam i nie robię! Radość… bo poznałam Cię dzisiaj dzięki Bez Owijania w Bawełnę :D Świetny tekst!
Ja niestety czasami się porównuję, ale potem myślę, jaka jestem głupia, tracąc czas na takie rzeczy! Ostatnio zaczęłam czytać dużo motywujących tekstów, mam nadzieję, że w ciężkim okresie mi pomogą :)
Podążam za poleconymi mi przez Ciebie tekstami. Są jasne i konkretne, dziękuję, że nie przeszłaś obok mojej propozycji obojętnie.
Bardzo fajny tekst.
Ja porównuje się z kimś w ramach pewnej motywacji dla siebie, bym mogła robić więcej i bym chciała. Wszystko oczywiście w granicach rozsądku.Jeśli zazdrość to tylko taka, która mnie zmobilizuje do dalszego działania..
Pozdrawiam!