Po raz pierwszy udało mi się całkowicie wypocząć na wczasach. A nie były to przecież moje pierwsze wakacje. Dla ścisłości to już drugie w tym roku i mam nadzieję, że nie ostatnie. W marcu byłam przecież w Tunezji i, mimo że miałam zapewnione wszystko, nie wypoczęłam tak jak na biwaku. Mogę śmiało stwierdzić, że wykorzystałam każdy dzień mojego urlopu. Nie zawsze aktywnie, czasem zwyczajnie leżałam i celebrowałam ciszę. Czasem biegałam, jeździłam na rowerze czy grałam w siatkę. Nie zmuszałam się do niczego. Wszystkie sprawy zawodowe zostawiłam za sobą.
W czym tkwił sekret mojego pełnego relaksu?
Jeśli myślicie, że wypoczęłam tak dobrze dzięki obcowaniu z naturą, to muszę wyprowadzić Was z błędu. Choć tęskniłam do takiej formy wypoczynku i będę polecała ją każdemu, to jednak nie był to główny powód udanego urlopu.
Nie odkryję przed Wami Ameryki, jeśli napiszę, że idealne wakacje są w naszej głowie. Nie musimy wydawać fortuny na podróż do egzotycznych krajów, mieszkać w dobrych hotelach podróżując po Polsce, możemy nawet spędzić je w domu i sprawić, że będą wyjątkowe (choć w domu oderwanie się jest znacznie trudniejsze).
Wystarczy zostawić za sobą przeszłość, pracę, problemy, trudne przeżycia i relacje, nie myśleć o straconych szansach, o propozycjach, które nam uciekły i skupić się na teraźniejszości. Na chwili, która trwa.
Gdy wstawałam rano (ostatnie dwa dni nawet o 6:00) upał dokuczał, a natrętne muchy nie dawały spać. Mimo to z radością witałam nadchodzący dzień. Parzyłam kawę i w ciszy spoglądałam na horyzont, niezmąconego jeszcze jeziora. Bywało, że wskakiwałam od razu do wody, by ochłodzić nagrzane ciało. Delektowałam się każdą minutą. Dostrzegałam same plusy. Nawet komary nie dały rady popsuć mi humoru.
Gdy tylko czułam, że coś próbuje zmącić mój spokój, natychmiast od tego odchodziłam, czy fizycznie czy mentalnie. Zostawiałam problem (a pojawił się jeden bardzo wkurzający) na „po wakacjach”. Po paru minutach, jego waga znacznie się zmniejszała.
A bywało różnie
W Tunezji przeszkadzały mi przeciągi panujące w holu, pogoda nie zawsze była taka jakbym chciała. A przecież zostawiłam zimną wówczas Polskę dla tropików. Martwiłam się ciągle o dziecko, bo zmiana flory bakteryjnej może spowodować problemy z żołądkiem. I wiecie co? Spowodowała, wykrakałam.
Podobnie było z innymi wyjazdami. Za wietrznie, za zimno, za gorąco, zapomniałam klapek, szczoteczki do zębów, ręcznika na plażę, zabawek dla dziecka, książek, leków…
Zawsze znalazło się coś, co odbiegało od moich wyobrażeń i planów. Aż do ostatniego wyjazdu. Już nie było za gorąco, za wietrznie, za dużo komarów i za daleko do toalety albo ogniska. Była piękna pogoda, cudowne widoki, świeże powietrze, gwieździste niebo, rozmowy do rana, spotkania przy grillu, nocne spacery i wiele innych chwil, które zatrzymałam w mojej pamięci.
Sposób na udane wakacje
Udane wczasy nie są wtedy, gdy zrealizujemy wszystkie punkty z naszego planu. Są wtedy, gdy jesteśmy na tyle elastyczni, by nasze plany dostosować do panujących warunków, pozwalamy sobie na chwilę wytchnienia, spontaniczność, korzystamy z tego co jest dostępne (a zawsze coś jest), żyjemy chwilą.
Udane wczasy są w naszej głowie. Nie w katalogu turystycznym, na zdjęciach w Internecie, czy opowieściach znajomych. To od nas i naszego podejścia zależy, czy będą udane. Dlatego wrzućmy na luz, i cieszmy się latem, piękną pogodą, plażą, jeziorem, górami, widokiem z balkonu, książką, czy wyjściem do kina z przyjaciółmi. Potraficie? Bo ja już tak!
14 komentarzy
to prawda, szczęście zaczyna się w głowie, więc i udane wakacje tam są. zawsze współczuję ludziom, którzy wydają fortunę na wymarzone wakacje, a wracają z nich bardziej zmęczeni niż wyjechali, bo cały wyjazd myśleli o wszystkim, co zostało w domu, pracy, życiu codziennym… wrzucamy na luz. są wakacje. pozdrawiam, i życzę, aby stan umysłu wypoczętego utrzymywał się na długie miesiące…;)
Dziękuję :)
I ja czasem tak wracałam, bardziej zmęczona, niż przed wyjazdem.
Dlatego zmieniłam swoje nastawienie i udało się zrelaksować na maksa. Muszę wprowadzić takie podejście do codziennego życia.
Zdecydowanie wszystko zaczyna się w głowie. Nie warto się spinać. Jak człowiek wrzuci na luz to wszystko się udaje, a urlop staje się błogi, nieważne, gdzie spędzany. Grunt to się odłączyć od codzienności. :)
MEGA, naprawdę MEGA Ci zazdroszczę tego cudownego wypoczynku! Mi też by się przydała taka chwila wytchnienia… :)
Trudno się z Tobą nie zgodzić :) każdy odpoczywa inaczej, np. mam znajomych, których nosi z miejsca na miejsce, ciągle muszą gdzieś jeździć, zwiedzać, być w ruchu. Ale grunt to właśnie zostawić za sobą problemy, cieszyć się chwilą. Dla mnie towarzystwo najbliższych osób, dobra książka, świeże powietrze – tyle wystarczy, żebym świetnie wypoczęła i to wcale nie kosztuje. Ale gdy jeszcze szumi morze, to już jest idealnie :)
Ja też uwielbiam morze, znacznie bardziej niż góry. Może uda mi się wyskoczyć na parę dni nad Bałtyk.
Ja w tym roku tez się wybieram na biwak i zamierzam wypocząć :)
Ooo super! Może będzie jakaś relacja u Ciebie na blogu?
Mam tak samo. Co dziwne, wydaje mi się, że najbardziej mnie cieszy sama podróż. Nie, później też bardzo lubię cieszyć się każdą chwilą jak dziecko.
Masz dużo racji, wszystko zależy od nas samych. Ja najlepiej wypoczywam z dala od myśli i problemów codziennych, komputera i telefonu. Uwielbiam takie wypady, wystarczy mi kilka dni, aby naładować się pozytywną energią. Staramy się jak najczęściej robić sobie takie wypady :)
Pięknie to napisałaś. I wykorzystam Twoje rady wybierając się na swój urlop.
W takim razie życzę Ci udanego wypoczynku! :)
Dokładnie tak! Ja zawsze podchodzę do wyjazdów bardzo elastycznie. Nie robię planów typu: w poniedziałek plaża, we wtorek muzeum, w środę koniecznie wyjście do kina pod chmurką, a w czwartek bezwzględnie kajaki.
Moje plany wyglądają zazwyczaj tak: chciałabym zwiedzić dwa bunkry w okolicy, wybrać się na kajaki i jedną noc spędzić na hamaku gapiąc się w gwiazdy.
Mam na to caaaały tydzień i żadna pogoda i okoliczności nie są w stanie takich planów popsuć. Nawet jeśli ktoś z współwycieczkowiczów źle się poczuje, to zawsze można dzisiaj w spokoju pograć w planszówki i pogapić się w gwiazdy, a dopiero jutro udać się na ekstremalną wspinaczkę.
Nic mnie tak nie wyprowadza z równowagi na wyjazdach jak panika, złość i wielkie narzekanie współtowarzyszy, że pada (do tragedia!), że pokój w hotelu za mały (tak jakbyśmy mieli zamiar tam spędzać więcej niż godzinę po przebudzeniu i godzinę przed pójściem spać!), że do plaży za daleko (bo 15 minut spaceru w przyjemnej atmosferze to dla niektórych sport ekstremalny), że na jedzenie w restauracji musimy czekać AŻ 30 minut (tak jakby nam się GDZIEKOLWIEK spieszyło), że dzieci na sąsiednim kocu się za głośno bawią, a jedno z nich to nawet sypnęło trzema ziarenkami piasku w naszą stronę (no przy tym argumencie, to już wiesz, że mogą narzekać na wszystko).
Niestety z moich obserwacji wynika, że zazwyczaj to kobiety podchodzą do wakacji śmiertelnie poważnie i robią jakieś mega plany… Zamiast założyć: „Odpocznę!”, projektują wyjazd w 100% zgodny z obrazkami z broszury biura podróży i są wściekłe na każde odstępstwo od misternego planu. Raz dostałam reprymendę za to, że na WAKACJACH chciałam pospać do 10, a nie od 8 rano stać w dłuuuuugiej kolejce po bilety do aquaparku (BTW o 11 kolejki już nie było…)
Myślę, że tak generalnie w życiu (nie tylko na wakcjach) trzeba mieć zdrowe podejście do planowania i raczej skupiać się na istotnych celach, a nie pierdołach, które mogą wyniknąć podczas ich realizacji…
Anoriell dziękuję za ten, jakże celny, komentarz. Mi dopiero teraz udało się wypocząć tak, jak to opisałaś, bez martwienia się o różne kwestie, które i tak zazwyczaj się nie wydarzają. Dzięki temu nastąpił w moim wakacyjnym myśleniu przełom. Nie wszystko musi być dopięte i zaplanowane. Każdy dzień, nawet ten ulewny, można fajnie spędzić (grając np. w planszówki). Niby znałam teorię już wcześniej, ale dopiero praktyka pokazała mi, co znaczy prawdziwy wypoczynek.