fbpx

Slow life – potrzeba, czy moda?

by Dorota Zalepa
18 komentarzy
slow life

Wielokrotnie doświadczyłam tego, jak pozytywne skutki przynosi uważne i świadome podejście do życia, mody, odżywiania i pielęgnacji. Odkryłam też, że nie potrzebuję wiele, by czuć się szczęśliwą, a uwolnienie z nadmiaru, redukuje napięcie i stres. Ale slow life, jak wszystko inne, w nadmiarze także może szkodzić. Przekonałam się o tym w różnych sytuacjach wpadając w pułapkę życia zgodnie z przyjętą definicją. Nie wypada być rozrzutnym, lekkomyślnym, a nawet spontanicznym. Bilans i tak wychodzi na plus, więc absolutnie nie zamierzam zrezygnować z życia w wersji slow, ale warto mieć świadomość tego, że nie zawsze wszystko wygląda tak różowo, jakbyśmy chcieli.

 

Slow life to twór, którego korzeni należałoby upatrywać w slow food. Ruchu, który narodził się w latach 80. XX wieku. Jego założycielem był Carlo Petrini sprzeciwiający się rosnącym jak grzyby po deszczu fast foodom. Slow food mówi o tym, by celebrować posiłki, wspierać tradycyjne receptury i lokalne inicjatywy. Powinniśmy spożywać je bez pośpiechu, delektować się smakiem i jakością potraw przygotowywanych z sercem i z najlepszych lokalnych specjałów. Slow food rozprzestrzeniło się na cały świat, a wraz nim przyszedł czas na slow life, slow fashion, slow beauty itd. Wszystko w zasadzie może być slow.

 

Trend na bycie slow

 

Czy przypadkiem nie jest tak, że slow stało się swego rodzaju modą? Trendem, który jest nam zgrabnie podsuwany przez speców od marketingu? Wybierając uważne życie częściej sięgamy po książki o tej tematyce; kupujemy produkty, które pod szyldem tradycyjnych wyrobów są znacznie droższe; kosmetyki, które co prawda mają naturalne składy, ale też nie zawsze nam służą. Wybieramy slow wakacje, slow samochody, slow ubrania, a przy okazji nakręcamy konsumpcję tychże produktów. Co narodziło się pierwsze? Potrzeba bycia slow, czy moda? Czy slow life to nie jest przypadkiem zdrowy rozsądek i życie, które tak naprawdę jest nam znane od czasów naszych dziadków i pradziadków? Przecież starsze pokolenia doskonale wiedziały jak cieszyć się chwilą, korzystać z darów natury, tworzyć własne wyroby i naprawiać, zamiast kupować nowe. Czy rzeczywiście musimy się tego uczyć od nowa?

 

Podłączeni do sieci

 

Dziś, jak nigdy wcześniej, żyjemy w sieci, porozumiewamy się przy pomocy smartfonów i komunikatorów, umawiamy się na randki poprzez portale społecznościowe i oceniamy wartość naszej pracy przez pryzmat lajków na Facebooku czy Instagramie. Myślę, że potrzeba bycia slow jest wynikiem przesytu technologicznego, nieustannego dążenia do bycia lepszym, nadążania za trendami i wybujałej konsumpcji. Rzeczy, które kupujemy tak szybko wychodzą z mody, że zanim się obejrzymy a już jesteśmy oldschoolowi i vintage. Wynikiem tego pędu są bunt i niezgoda na taki świat. Chcemy zauważać uśmiech dziecka, a nie oglądać jego zdjęcie na Facebooku, podczas gdy dziecko jest pochłonięte nową grą na tablecie. Chcemy autentyczności, a nie wyidealizowanych obrazków z Instagrama, bo przecież my tak nie wyglądamy. Mamy zmarszczki, cienie pod oczami, rozstępy po porodzie i wcale nie chcemy się ich wstydzić.

 

Moda na perfekcyjność rodem z Instagrama

 

Slow life może nas zakuć w kajdanki perfekcjonizmu. Idealne, jasne, niezagracone wnętrza; zdrowe, zbilansowane posiłki niezawierające cukru, laktozy, glutenu; szafa składającą się z niewielkiej ilości rzeczy, ale za to super luksusowych i modne wakacje. Nie do Bułgarii, Tunezji, czy nawet Chorwacji, która była modna kilka lat temu. Teraz te kierunki już się tak nie lajkują. Wybierzmy Dominikanę, Bali, Kubę albo jedną z wysp – Santorini, Sardynię, Sycylię. Korzystanie z biur podróży też oficjalnie uznane zostało za obciachowe, lepiej zorganizować wycieczkę na własną rękę, nawet jeśli oferty Last Minute są atrakcyjniejsze. Czy aby nie zagalopowaliśmy się za bardzo w byciu slow?

 

Nieidealna szafa

 

Innym przykładem jest szafa. Miejsce, które każda kobieta chciałaby mieć dobrze zorganizowane. Tak, by wyjmując jedną rzecz, natychmiast znaleźć następną idealnie pasującą do pierwszej. Chcemy zawsze wyglądać szykownie i w dobrym guście. Budując swoją garderobę odkryłam jedną istotną rzecz, ona nigdy nie będzie idealna, tak jak ja nigdy nie będę perfekcyjna. Od perfekcji trzymam się z daleka, bo to największa przeszkoda na drodze do szczęścia. Nigdy nie jest dość dobrze, zawsze może być lepiej. Ale lepsze jest wrogiem dobrego i jeśli chcemy się rozwijać i prowadzić życie pełne satysfakcji, musimy zgodzić się na nieidealność, także w szafie.

Gdy już upatrzymy sobie jakąś rzecz, proces decyzyjny odnośnie jej zakupu wydłuża się w nieskończoność, bo być może to, co akurat wybraliśmy nie jest dość dobre, może znudzi nam się po tygodniu, albo znajdziemy coś lepszego za kilka dni. Wahamy się, odkładamy, wychodzimy, by za jakiś czas wrócić do sklepu zobaczyć, że danej rzeczy już nie ma. Ktoś podjął szybką decyzję. Chodzimy w starych butach, które już dawno przestały nam służyć, kurtce, która nie jest dość ciepła, bo nie znaleźliśmy ideału. Tylko że tego ideału możemy nie znaleźć nigdy i czasami potrzebny jest kompromis.

 

Absurdy minimalizowania liczby rzeczy

 

Slow life to także pozbywanie się nadmiaru rzeczy w naszych domach. Wszystkiego co jest niepotrzebne, stare, zniszczone i brzydkie. Tutaj także można popaść w przesadę. Wyrzucamy i pozbywamy się rzeczy pochopnie, pod wpływem impulsu. Cały czas wydaje nam się, że nasze domy nie są dość dobrze oczyszczone z nadmiaru. Nie wiemy co zrobić z rzeczami, które budzą u nas wspomnienia. Każda szafka musi być sterylnie czysta, przestronna i zawierać tylko to, co potrzebne. Każda przyprawa musi mieć oddzielny słoiczek z piękną etykietką. Ubrania muszą być posegregowane kolorami i złożone zgodnie z zasadą Marie Kondo. Kupując jedną rzecz pozbywamy się dwóch innych. W domu nie może być nawet najmniejszego ścisku. Ograniczanie rzeczy do pewnej określonej liczby jest tak sztucznym i nienaturalnym wytworem, który powoduje, że wpadamy w kolejną modną pułapkę minimalizmu. Staram się w tej kwestii zachować zdrowy rozsądek i zdrowe podejście do życia. Jeśli figurka przywieziona z ukochanej podróży, mimo że brzydka, nadal budzi miłe wspomnienia, nie pozbywam się jej. Co z tego, że produkty spożywcze nie mają swojego oddzielnego systemu segregacji. Czy to rzeczywiście jest wyznacznikiem szczęścia?

Oszczędność czy skąpstwo

 

Slow to także oszczędne i ekologiczne życie. Istnieje wiele sposobów na oszczędzanie i warto je wprowadzać w życie, ale pamiętajmy też o tym, byśmy umieli korzystać z życia już teraz. Istnieją obszary, na których nie warto oszczędzać. Wiele osób, które postanawia żyć uważniej, zaczyna odmawiać sobie różnych przyjemności. Bo przecież jeśli zapytają siebie, czy coś jest im rzeczywiście potrzebne to odpowiedź zazwyczaj jest negatywna. Człowiek do przeżycia potrzebuje naprawdę niewiele. Nie musi chodzić do kina, restauracji, wyjeżdżać na wczasy, kupować nowego telefonu, aparatu fotograficznego, laptopa, ubrań, kosmetyków. Może zaoszczędzić na tych rzeczach zbierając na swoją przyszłość. Tylko co z tym życiem, które toczy się teraz? Owszem walczymy z nadmierną konsumpcją, każdy intuicyjnie czuje gdzie leży granica. Czy wykupienie karnetu na basen i siłownię, jest już przekroczeniem tej granicy? Albo kolejnej pary dżinsów i nowej torebki? Przekraczamy granicę wtedy, gdy nowa rzecz, czy doświadczenie nas już nie cieszą. Są chwilowym zaspokojeniem wybujałych potrzeb. Pieniądze są też po to, by je wydawać, tylko warto to robić z głową. I tak, oszczędzajmy na naszą przyszłość, ale żyjmy też teraz, bo nie mamy pojęcia ile jeszcze czasu nam zostało.

 

Uważność i skupienie, dostrzeganie piękna wokół nas, docenianie tego co już mamy i wdzięczność za każdy dzień są kwintesencją życia w rytmie slow. To, jak przeżywamy każdy dzień, zależy od nas samych. To my decydujemy czy skoncentrujemy się na subiektywnych i definiowanych przez świat zewnętrzny brakach, czy tym, co nas naprawdę uszczęśliwia, co jest dostępne za darmo i na wyciągnięcie ręki. Każdego dnia  możemy pracować nad tym, by żyć pełniej i czerpać radość z drobnych rzeczy. Może nam w tym pomóc 30-dniowy Dzienniczek Uważności, z którym wykonujemy codziennie jeden krok w stronę pełniejszego życia tu i teraz. Bez radykalnych postanowień, ale sukcesywnie zmieniamy nastawienie do siebie samych, innych ludzi i świata.

 

Jeśli podobał Ci się wpis, proszę udostępnij go dalej. Dziękuję! :)




Podobne wpisy

18 komentarzy

maneruki 26 lipca 2017 - 18:39

Bardzo podoba mi się Twoje podejście. Sama staram się żyć podobnie. Uważam, że slow life to trend (bardzo fajny zresztą), który jak każdy inny przez speców jest wykorzystywany do zwiększania sprzedaży. Od nas samych zależy, czy się na to złapiemy. Przesada w każdą ze stron (bardzo dużo rzeczy czy też ekstremalnie mało) generalnie mi jest obca. Pozdrawiam!

Odpowiedz
Dorota Zalepa 26 lipca 2017 - 20:16

Ja też wolę być gdzieś pośrodku, dlatego bliżej mi do slow life, które jest jednak rozumiane bardzo indywidualnie, a nie do bardziej radykalnego minimalizmu. :) Pozdrawiam ciepło! :)

Odpowiedz
Kasia 26 lipca 2017 - 18:47

Zgadzam się w stu procentach. Życie slow też ma swoje minusy, jeżeli bierzemy je zbyt dosłownie i zgodnie z tym co podają nam kolorowe brukowce. Z gazet, portali informacyjnych czy półek w księgarniach krzyczą do nas nagłówki – przeczytaj książkę i dowiedz się jak oczyścić przestrzeń… kup kolejne pudełka na poukładanie tego, co leży luźno… a najlepiej wyrzuć to co masz i kup nową rzecz – lepszą, idealną… Oszczędzaj… Bądź uważna i rozsądna… Wybieraj mądrze… Dbaj o siebie i rodzinę – wybieraj najlepsze produkty… etc… a jednocześnie wszędzie w tle mamy przekaz „Kup, kup, kup…”, najlepiej bez zastanowienia i to co polecamy…

Moim zdaniem właśnie metoda środka jest podstawą. Przez ostatnie lata przebyłam dość długą drogę od nierozsądnej rozrzutności, do planowania swoich zakupów, gównie w sferze mojej garderoby oraz kosmetyków. Ale są w moim życiu strefy na których nie oszczędzam i robię to z nieukrywaną przyjemnością. Jeżeli czuję się z czymś dobrze/źle, to jest to dla mnie podstawowy sygnał do podjęcia decyzji. Trzeba się tylko wsłuchać w siebie, to nigdy nie zawodzi.

Pozdrawiam :)

Odpowiedz
Dorota Zalepa 26 lipca 2017 - 20:20

Super to napisałaś Kasiu. Podobnie jak Ty postrzegam uważne życie, jako podejście zdroworozsądkowe, aniżeli trzymanie się sztywno jakiejś definicji. Fajnie że zauważasz pozytywne zmiany w swoim życiu, to świadczy o tym, że idziesz w dobrym kierunku. Pozdrawiam! :)

Odpowiedz
Weronika Pernal 26 lipca 2017 - 21:41

Bardzo wartościowy artykuł :)

Odpowiedz
Kasia z CzasNaZiemi.pl 27 lipca 2017 - 09:10

„…żyjmy też teraz, bo nie mamy pojęcia ile jeszcze czasu nam zostało.”- esencja. Dla mnie także. Walczyłam np. z kupowaniem kawy na mieście. Bo tak robią oszczędni ludzie. Doszłam jednak do wniosku, że mi ta kawa sprawia prawdziwą przyjemność i uwielbiam same posiadówki w kawiarni. Mam już gdzieś oszczędzanie na tym.
Z tym chwytliwym sloganem slow life masz też rację. Teraz np. większość polskich marek odzieżowych przypięła sobie łatkę „slow fashion”. Czyli zachęcają konsumentów aby kupować ubrania lepszej jakości. Wiadomo-są droższe. Tylko przy okazji nie zniechęcają nas aby kupować mniej tych ubrań. A przynajmniej ja to tak odbieram. Jestem nieustannie zasypywana na Facebooku i Insta reklamami tych marek. Z jednej strony rozumiem to. Każdy chce sprzedać, zarobić. Tyle, że konsument musi iść po rozum do głowy i właśnie zastanowić się czy to jest takie slow jeśli będzie kupował często te droższe ubrania bo zachęca go do tego reklama…

Odpowiedz
Dorota Zalepa 27 lipca 2017 - 15:03

Dokładnie! Trzeba mieć tego świadomość i kierować się przede wszystkim zdrowym rozsądkiem. Kupowanie dobrej jakości rzeczy jest dobre w momencie, gdy tych ubrań kupujemy mniej, wtedy dłużej możemy się nimi cieszyć. Ale jeśli i tak staramy się śledzić trendy i za nimi podążać, wydamy więcej i dalej będziemy nakręcali konsumpcję.

Odpowiedz
Maria 27 lipca 2017 - 11:47

Inspirujący wpis, dzięki.

Odpowiedz
Ania Kalemba 27 lipca 2017 - 14:50

Świetne podejście do tematu slow life. Jak zwykle zgadzam się! :))))

Odpowiedz
Zacisze Lenki 27 lipca 2017 - 19:28

Bardzo ciekawy post. Nie można dać się zwariować, trzeba wyśrodkować wszystko. Za dużo nie można sobie odmawiać, bo można wpaść w nerwicę.

Odpowiedz
Marta Wasilewska 28 lipca 2017 - 11:41

Świetny tekst. Życie jest po to żeby żyć…

Odpowiedz
Mari Labo 28 lipca 2017 - 21:56

A czy to nie jest tak, że slow life należałoby odróżnić od mody na slow life? To pierwsze zakłada poznawania siebie, uważność to drugie jest zwykłą pogonią za trendami – szybko przyszło, szybko minie.

Odpowiedz
KarMagKat 30 lipca 2017 - 13:37

Bardzo fajny post, opisałaś wiele moich myśli w tym temacie.

A najbardziej nurtującą kwestią jest dla mnie ZDROWE jedzenie. Kiedyś ktoś się mnie zapytał, czy jem zdrowo, a ja nie była w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Bo tak na prawdę to zależy czyje zdanie wezmę pod uwagę – jeden trener i dietetyk zalecał mi jeden model diety, inni piszą co innego. Jem gluten, laktozę, mięso. Czy jem zdrowo? Przy tym jem sporo warzyw i owoców, staram się jeść dosyć różnorodnie. Ale wedle niektórych teorii mój sposób żywienia jest karygodny. Jakby tego było mało, lubię 1-2 razy dziennie napić się czarnej herbaty z łyżeczką cukru. Dramat! ;)

Staram się czytać skład kupowanych produktów, ale jestem początkująca w kuchni, pracuję na etacie i nie mam czasu na gotowanie wedle „zdrowych” przepisów popularyzowanych przez trenerki czy dietetyczki. To znaczy czas by się znalazł, ale wtedy nie robiłabym w tygodniu nic innego, tylko pracowała, gotowała i spała. Szkoda mi życia na tak szczegółową analizę każdego aspektu, bo tak jak piszesz – nie zdążę zacząć żyć. A już najbardziej bawią mnie teksty gloryfikujące życie naszych babć, prababć itd. „kiedyś to wszystko było swojskie, zdrowe, porządne…” i inne pierdoły. „Kiedyś” to kobiety zajmowały się domem a nie pracą zarobkową, to mogły robić przetwory i myć okna raz w tygodniu, cerować każdą skarpetę po kilka razy itp.. A dzisiaj mamy „dzisiaj” i trzeba żyć adekwatnie do danych czasów i możliwości jakie dają. Pozdrawiam!

Odpowiedz
Pani od biologii 4 sierpnia 2017 - 10:46

Napisałaś to wszystko, o czym tak często myślę! Jak dobrze wiedzieć, że inni myślą podobnie :)

Odpowiedz
ScandiVandy.pl 7 sierpnia 2017 - 15:27

Huh, ciekawa perspektywa… Nigdy o tym w ten sposób nie myślałam. Ale właściwie, na logikę, fanatyzm w jakiejkolwiek dziedzinie jest z gruntu zły, więc warto znaleźć balans… Ja stawiam na słuchanie swojego ciała i ufam swojej intuicji, i raczej nigdy się nie zawodzę :)

Odpowiedz
Basia | smartnest.pl 14 sierpnia 2017 - 23:34

Przeczytałam ostatnio kilka książek o slow life i popchnęły mnie one to wielu wartościowych przemyśleń i rozpoczęcia zmian. Widzę jednak, że myślenie w kategoriach slow powoduje też niezdrowe analizowanie decyzji i nie kierowanie się swoim instynktem czy po prostu chęcią. Bardzo fajnie napisała to Joanna Glogaza w swojej książce; że życie w rytmie slow to powinno być życie w Twoim własnym rytmie. Staram się teraz myśleć, że wszystko co robię ma prowadzić do tego, że będę po prostu bardziej szczęśliwa.

Odpowiedz
Maciek 25 sierpnia 2022 - 09:58 Odpowiedz
Agata 22 września 2022 - 13:23

Trzeba spowolnić w życiu by móc odetchnąć oraz odpocząć.
Ponieważ ciągły bieg nic nam dobrego nie da.

Odpowiedz

Zostaw komentarz