Obejrzałam ostatnio film o minimalizmie – Minimalism: A Documentary About the Important Things, w roli głównej wystąpili autorzy bloga The Minimalists – Joshua Fields Millburn i Ryan Nicodemus, a gościnnie także Courtney Carver blogerka znana z projektu 333, Leo Babuta (Zen Habits), Joshua Becker (Becoming Minimalist). Czyli osoby bardzo kojarzone z minimalizmem, piszące o nim na swoich blogach, wydające książki na ten temat. Sam film jest bardzo ciekawy, warto obejrzeć i spróbować się do tego wszystkiego odnieść, nie przyjmować wszystkiego jako prawdy objawionej, ale skonfrontować te informacje z własnym życiem.
Z wieloma postulatami minimalizmu jest mi po drodze. Nadmiar rzeczy może przytłaczać i sprawiać, że poświęcamy im zbytu dużo czasu, zamiast wykorzystać go na relacje, rozwijanie własnych pasji, ciekawe doświadczenia. Nadmierny i kompulsywny konsumpcjonizm jest chorobą naszych czasów. Kupujemy wciąż nowe rzeczy, staramy się być na czasie z błyskawicznie zmieniającą się modą, gromadzimy pamiątki z podróży i gadżety elektroniczne.
Żyjemy szybko, starając się zarobić jak najwięcej, by utrzymać życie na wysokim poziomie. Zaciągamy kredyty, by kupić większe mieszkania i domy, które pomieszczą nasz majątek. Takie życie uzależnia i nakręca konsumpcję jeszcze bardziej. Filmiki prezentujące histerię klientów, tylko dlatego, że jakiś sklep zrobił promocję, zyskują ogromną popularność w sieci. Dziwimy się jak ludzie mogą z taką rządzą posiadania wyrywać sobie z rąk produkty, na które czekali kilka godzin w gigantycznej kolejce. Takie zjawisko jest dla nas niezrozumiałe. Łapiemy się za głowę, gdy widzimy, że z narażeniem życia walczą o upragnioną rzecz. Konsumpcjonizm i posiadanie stało się dużym zagrożeniem naszych czasów. Uzależnia i zniewala. Z takim podejściem do rzeczy trzeba walczyć. Odpowiedzią może być minimalizm lub mniej radykalna forma, ale także bardzo popularna- slow life, czyli uważne, celowe życie.
Minimalizm i slow life mogą przybierać formę pułapki. Potrzeba zwolnienia i uważniejszego, bardziej świadomego życia jest w naszych czasach silniejsza niż kiedykolwiek. Powstała swojego rodzaju moda na minimalizm i życie w rytmie slow. Pod szyldem uważnego i świadomego życia, kupujemy rzeczy sygnowane hasłem SLOW. Ubrania od krajowych projektantów, nawet jeśli ich cena jest zbyt wygórowana i nieadekwatna do jakości. Omijamy sieciówki, bo nie mamy pewności jak traktuje się pracowników, którzy szyją ubrania i dodatki dla danej marki. Rzeczy muszą być drogie, jak najlepszej jakości, unikatowe. Oczywiście jestem za tym, by kupować dobrą jakość, bo tylko takie rzeczy przetrwają lata i zdaję sobie sprawę, że za dobrą jakość trzeba zapłacić więcej, ale to że cena jest wysoka i jakaś rzecz pochodzi z małej polskiej produkcji wcale tej jakości nam nie gwarantuje.
To co uderzyło mnie w filmie i z czym absolutnie się nie zgadzam to piętnowanie pracy w korporacji, zarabiania dużych pieniędzy, posiadania większej liczby rzeczy (trudno tutaj podać konkretne przykłady, chyba każdy z nas musi sam odpowiedzieć na to pytanie, czy przekroczył już jakąś granicę, czy jeszcze nie). Bohaterzy filmu mówią o zbawiennym i oczyszczającym działaniu pozbywania się rzeczy. W momencie kiedy wyrzucili przedmioty, których tak naprawdę nie potrzebowali, poczuli się wolni. Nadali całej procedurze uwalniania się od rzeczy wymiar terapeutyczny, wręcz mistyczny.
Pozbądź się nadmiaru, zostaw pracę w korporacji, rób to co kochasz, a będziesz szczęśliwy. To tak nie działa. To jak wpadanie z jednej pułapki w drugą. Przestajemy impulsywnie kupować i pracować po to, by posiadać coraz większą liczbę rzeczy. Przestajemy przywiązywać zbyt dużą wagę do rzeczy i posiadania, ale zaczynamy przywiązywać dużą wagę do pozbywania się ich i nieposiadania. Cały czas obracamy się w kręgu rzeczy. A przecież w uważnym życiu chodzi o coś zgoła innego.
Wyrzucenie połowy dorobku nie uczyni nas szczęśliwymi. Owszem to może być pierwszy krok na drodze do uważnego życia, który sprawi, że nadmiar przestanie nam towarzyszyć na co dzień i zajmować przestrzeń w życiu, którą będziemy mogli wypełnić czymś naprawdę wartościowym. Ale nawet jeśli zostawimy w mieszkaniu tylko jedną komodę, stół i dwa krzesła, nie będziemy przez to bardziej spełnieni. Pozbędziemy się bałaganu i zaoszczędzimy czas, który wykorzystywaliśmy na sprzątanie, ale nasze przywiązanie do rzeczy nie ulegnie zmianie. Musimy przede wszystkim zmienić nasze nastawienie do przedmiotów. Ich posiadanie lub brak nie mogą stać się głównym celem naszego życia. Nie każdy dobrze czuje się w sterylnym, pozbawionym rzeczy mieszkaniu i z szafą zawierającą kilkanaście ubrań.
Konsumpcja sama w sobie nie jest zła. Mamy prawo do radości, którą czujemy przy zakupie nowej, wymarzonej sukienki, albo prawo do tego by odnosić sukcesy i zarabiać duże pieniądze. Problem pojawia się wtedy, gdy konsumpcja przybiera formę kompulsywnej. Kupujemy wciąż nowe rzeczy, bo stare przestały być modne i szybko tracą status nowych, chcemy za wszelką cenę sprostać oczekiwaniom środowiska, w którym się obracamy, marnujemy jedzenie, żyjemy tak szybko, że nie starcza nam czasu na prawdziwe relacje, pasje czy odpoczynek. Jesteśmy zmęczeni, chorzy, uzależnieni od bycia w sieci. Poświęcamy mnóstwo czasu na wyszukiwanie nowości. Dążymy do ideałów, które zmieniają się wraz z nadejściem nowego tygodnia. Próbujemy sprostać kanonom urody i piękna, którym nie da się sprostać bez wizyty u chirurga plastyka. Zmieniamy się w kogoś kim tak naprawdę nie jesteśmy. Nie akceptujemy siebie i rzeczami próbujemy zagłuszyć ten problem. Wydaje nam się, że ta nowa bluzka czy para butów sprawią, że nasza garderoba stanie się wreszcie idealna. Tyle tylko, że gdy już ją kupimy, pojawiają nowe potrzeby. I tak w kółko. Trzeba w pewnym momencie powiedzieć stop!
Zdrowy rozsądek i niepopadanie w skrajności wydaje się być jedynym słusznym rozwiązaniem. Praca nad sobą i nad tym by nie pozwolić naszej konsumpcji się rozbujać to praca, która się nie kończy. Im bardziej odetniemy się od reklam, sklepów, internetu i zaczniemy prowadzić życie w naszej rzeczywistości, z ludźmi, w kontakcie z przyrodą, tym zapanowanie nad nią będzie prostsze. Ulegamy wpływom w mniejszym lub większym stopniu, często zupełnie nieświadomie i to jest zupełnie normalne. Nie jesteśmy przecież zaprogramowanymi robotami. W minimalizmie i życiu slow też można się pogubić.
Obejrzałam ten film z moim mężem, którego spokojnie mogłabym nazwać minimalistą. Nie dlatego, że ten styl życia stał się modny i on postanowił tak żyć, ale dlatego, że on taki po prostu jest. To są jego wybory bez względu na panujące mody. Nigdy wcześniej nie miał problemu z rzeczami i konsumpcją. Nie chce i nie potrzebuje nowych rzeczy, żyje oszczędnie, jest pro-ekologiczny, nie marnuje jedzenia, dba o środowisko. Pierwsze co nasunęło mu się na myśl po obejrzeniu filmu, to kariera i biznes jakie towarzyszą jego bohaterom. Oczywiście żadne z nas tego nie neguje. Wręcz przeciwnie. Jesteśmy zdania, że warto rozwijać się, osiągać sukces i w miarę możliwości zarabiać dobre pieniądze. Tylko czy aby na pewno jest to zmiana, o której mowa? Czy nie jest to dokładnie to samo, tylko podane w nieco innej formie?
Mój blog nie jest o minimalizmie, bo uważam, że jednak wiąże się on z jakimś radykalizmem, a ja nie lubię skrajności. Oczywiście minimaliści przekonują nas, że minimalizm wcale nie oznacza, że masz mieć za mało, a tyle ile trzeba. Dla mnie jednak minimalizm powinien być pewnym wyrzeczeniem i trudem. Powinien nas hartować. Kojarzy mi się z pustelniczym życiem. Skoro mam wystarczająco, nie jest to dla mnie wysiłek. Minimalizm to nie jest najnowszy model iPhone’a, to nie są wczasy na Malediwach w luksusowym hotelu, to nie jest styl życia, na który nie mogą pozwolić sobie ludzie zarabiający najniższą ani nawet średnią krajową, to nie jest ograniczanie rzeczy do tych najbardziej luksusowych.
Uważne życie jest dla mnie wyjściem pośrednim, bez popadania w skrajności w żadną ze stron. Bo ani nadmiar, ani pustelnicze życie, mi nie pasuje. Jak wygląda życie w wersji slow? Każdy z nas musi sam znaleźć odpowiedź na to pytanie pamiętając, że nie ma jednej konkretnej definicji. Dla mnie największą podpowiedzią jest mój wewnętrzny radar. Ja też wpadam w pułapki konsumpcjonizmu, podświadomie ulegam modom, choć wyznaję zupełnie inne zasady, chcę korzystać z życia i absolutnie nie odbieram sobie przyjemności z posiadania czegoś nowego. Ale moja intuicja mówi mi kiedy przekraczam granicę, kiedy ze zdrowego podejścia do posiadania i konsumpcji tworzy się coś chorego, co przestaje sprawiać przyjemność i zniewala.
Uzależnić można się od wszystkiego. Od minimalizmu i życia w rytmie slow także. Każdą propozycję życia przesiejmy przez pryzmat naszych wartości i priorytetów. Co jest dla nas ważne? Co daje nam szczęście? Jak chcemy żyć? Nikt nie odpowie na te pytania za nas.
22 komentarze
Świetny wpis. Na czasie. Aktualnie dużo jest niestety radykałów i podejścia typu “Jak nie jesteś z nami, to znaczy, że jesteś przeciw nam”… Dużo jest internatowych burz o nadmiar, luksus, ale i o np. plastikową butelkę czy słomkę na zdjęciu…
Przykro się na to wszystko patrzy, ponieważ zdaje sobie sprawę z faktu jak bardzo społeczeństwo jest sterowalne i jak łatwo kierować ludźmi… Nowy trend, nowa moda… i niestety ale mało własnych przemyśleń.
Dlatego cieszą mnie takie wpisy, pokazujące, że poza “influencerami” z głównego nurtu mamy osoby myślące i “ogarniające” tą rzeczywistość na bazie normalnych wartości :)
Dziękuję Kasiu za miłe słowa. :-) Masz rację, nie warto ślepo podążać za jakimś trendem. Dobrze jest odnieść go do naszego życia i wartości, które są nam bliskie.
Trafiłem przypadkiem, ale nie mogłem po lekturze się nie podzielić: film jest mocno spłycony, bo The Minimalists mają dużego bloga, książki i podcast (prawie 150 odcinków). Generalnie jednak Joshua Fields Millburn często powtarzają (tłumaczenie własne): “To nasz przepis. Weź z niego te składniki, które są odpowiednie dla siebie.” :) Widzę, ze Pani to uczyniła. ;)
Jej, bardzo mądry tekst, taki głos rozsądku w kwestii minimalizmu. To jest moda, nie ma co ukrywać, za którą prawie wszyscy ślepo podążają. Minimalistyczne podejście do życia owszem, może i jest przydatne, ale nie dajmy się zwariować. Zachwyt minimalizmem niekoniecznie musi oznaczać pozbywanie się wszystkich “zbędnych” rzeczy. Mam też podobne podejście jak Ty – nie lubię surowych wnętrz, gdzie jest mało mebli, jest pustelnia… Przecież można to jakoś wypośrodkować – wystarczy pomyśleć i zaufać samemu sobie.
Pozdrawiam serdecznie i przy okazji zdrówka dla Ciebie i nowego członka rodziny! :)
Dziękuję Rachelcia! Też wyznaję zasadę złotego środka, ogólnie nie lubię skrajności, dlatego z radykalnym minimalizmem nie jest mi po drodze, aczkolwiek niektóre jego przesłanki stosuję w swoim życiu.
Super post.Radykalne podejście do każdej kwestii uważam za złe. Można być bardzo szczęśliwym wypoczywajac w pobliskim parku jak i bardzo nieszczesliwim lecąc na Malediwy (i oczywiście odwrotnie) .Nie lubię szufladkowania ludzi i mówienia jeśli będziesz robił na 100% według określonego schematu to wszystko pójdzie jak w zegarku. Nie zawsze i nie do każdego się to sprawdza.Pozdrawiam i mam nadzieję że synek niebawem da się wyspać :-)
Magda
Dziękuję Magda! :) Z tym wyspaniem się to jeszcze muszę poczekać, ale wiem, że ten etap jest przejściowy, więc staram się cierpliwie czekać. :)
Jestem zachwycona, jak to wszystko opisałaś. Mam bardzo podobne przemyślenia. Nie lubię przesady w żadną ze stron. Każdemu też, coś innego daje prawdziwe szczęście, a mam wrażenie, że to wszystko to tylko kolejna moda, by być slow i minimalistą.
Te wartości wpajano mi w domu. O mojej mamie ktoś powiedziałby, że jest minimalistką, czy żyje w rytmie slow. Ale takie wartości przyświecały starszym pokoleniom od lat.
To prawda, dla naszych dziadków życie w wersji slow było codziennością. Choć na brak pracy nie narzekali, potrafili celebrować codzienność i czerpać radość z prostych rzeczy.
Jeszcze nie obejrzałam tego filmu, chociaż wiele o nim słyszałam. I chyba nie obejrzę. Nie czuję takiej potrzeby. Wypracowałam sobie „swój” prywatny minimalizm. Nie liczę w nim ubrań, butów, książek czy kubków w szafce. Przyglądam się sobie i tworzę warunki, by było mi w nich dobrze. A że te warunki coraz uboższe w przedmioty – no cóż :)
Cieszę się, że o tym napisałaś, bo szczerze mówiąc miałam ostatnio sama podobne wątpliwości. Zastanawiałam się nie tylko nad modą na minimalizm i slow life, ale też nad czymś, co z mojego punktu widzenia jest małym oszustwem, ktokt niestety może być tragiczne w skutkach. Bo właśnie dla mnie minimalizm to nie i’phone jak piszesz, ani najdroższe rzeczy, bo to już ma swoją nazwę i jest nią po prostu luksus. Również uważam, że minimalizm wymaga trudu i wcale nie jest dla mnie na przykład źródłem szczęścia, tylko czymś co mi uwiera. Lubię kupować różne rzeczy, lubię się nimi cieszyć, ale kupuję w większości tylko to, co naprawdę mi się podoba. I zamiast 10 byle jakich rzeczy, wolę jedną porządną. Nie lubię też nadmiaru, bo wprowadza poczucie chaosu i przytłacza. Jednak, NIE jestem minimalistką. Nie podążam za tą modą i dobrze mi z tym.
Uważam, że słowa mężczyzny który opowiadał, że wyzwolił się z korporacji i wyrzucił rzeczy niepotrzebne jest tylko przykładem, nie jest wytycznymi. Film amerykański głównie kierowany do amerykanów, którzy duszą się w korporacjach. Jego historii powinno używać się jako jednego z rodzajów przejścia do minimalizmu, uwolnienia z konsumpcjonizmu, a nie same jako piętnowanie pracy w korporacji czy wydawania dużych pieniędzy. Każdy powinien znaleźć swój umiar, a nie ślepo podążać za jednym dokumentem. To powinno być jasne.
Genialny tekst. Sama prawda! Muszę obejrzeć ten film, z ciekawości :)
“Pozbądź się nadmiaru, zostaw pracę w korporacji, rób to co kochasz, a będziesz szczęśliwy” – już widziałam, jak ten mit rozsypywał ludziom życia. To znaczy sami rozsypywali wierząc, że wystarczy rzucić wszystko, podążać za głosem serca, a życie stanie się piękniejsze.
U jednych to działa, u innych nie. Ja sama nigdy do korpo nie wrócę, nigdy już sobie mieszkania nie zagracę, ale to są decyzje podejmowane świadomie, po praktycznym przetestowaniu pewnych idei, a nie pod wpływem mody. Lubię slow, a czasem lubię fast. Moja przyjaciółka woli za to fast i tylko czasem slow. Pracuje w korporacji, swoją pracę ceni, ale pasje realizuje po godzinach i jest z tym szczęśliwa. Czyli że można ;)
Tak, slow life i minimalizm to ściema.
Nie, to nie są największe ściemy naszych czasów.
Są jeszcze: kapitalizm z ludzką twarzą, nacjonalizm, antyszczepionkizm, Wielka Lechia, coaching, chemtrailsy i lewoskrętna witamina C
Bardzo mądry tekst:) Zgadzam się w zupełności z przedstawionym podejściem. Uważam, że jednym z przywilejów jest ułatwianie – oczywiście w miarę możliwości – sobie życia a nie utrudnianie go. Podejście minimalistyczne zakłada minimum potrzeb, minimum posiadania ale samo w sobie jest chyba trochę ułudą? Poszukiwaniem sensu w zabałaganionym życiu ale nie receptą na nie. Pozdrawiam serdecznie Ciebie i maleństwo:)
Ludzie lubią skrajoności. Jeżeli nie jesteś z nami, jesteś przeciw nam. Czasem mam wrażnie, że wynika to z potrzeby bycia KIMŚ. Potrzeby wyrazistego określenia siebie i swojej rzeczywistości. Przynależenia do jakiejś grupy. Czy nie jest tak, że to radykaliści najbardziej szukają poklasku i klepania po plecach? Jeżeli się z nimi nie zgadzasz, jesteś ich wrogiem. Wydaje mi się, że takie osoby są bardzo niepewne własnej osoby i wyborów. I wyjątkowo uzależnione od opini innych na swój temat. Kiepsko to świadczy o naszym społeczeństwie ;)
Ten film nie mówił o wyzbywaniu się rzeczy ale o nadaniu im wartości i pozbyciu się tych które tej wartości do życia nie wnoszą, przykład w filmie był taki – jeśli posiadasz bogatą, nadmierną kolekcję książek ale uwielbiasz to więc się tego nie pozbywasz. Żaden radykalizm, chodzi o bardziej świadome życie w sferze finansach, priorytetach, ekologii,przedmiotach codziennego użytku…
Trafiłam tutaj właśnie po obejrzeniu tego filmu. Chciałam wiedzieć więcej o minimaliźmie i wyszukiwarka skierowała mnie tutaj.
Jest tu cudnie! Zostanę na dłużej ☺
Bardzo mi miło Beatko. Mam nadzieję, że zostaniesz na dłużej. Pozdrawiam ciepło! :)
ostatnio pogoń za pieniądzem i pogoń za nowymi rzeczami to największa patologia obecnych czasów, czy naprawdę potrzebujemy wymieniać laptopy, telefony, auta tak często
Jeszcze nie widziałem tego filmu. ale sama idea minimalizmu bardzo mnie interesuje. Wprowadziłem juz w swoim życiu kilka istotnych zmian i jestem z tego powodu szczęsliwy. Każdy powinien jednak postępować według swoich własnych potrzeb i nie popadać w skrajności. ogólnie super wpis . Sam prowadzę bloga ale dopiero się rozkręcam . Pozdrawiam