Czy lepiej pracować na swoim czy na etacie? Na to pytanie odpowiadało już wielu, m. in. Venila Kostis, która zainspirowała mnie do podzielenia się własnymi doświadczeniami w tym zakresie.
Pracuję na własny rachunek od paru lat. Jak się z tym czuję? Świetnie! Nie dlatego, że opływam w luksusy, a przed domem stoi nowiutkie lambo, choć nie miałabym nic przeciwko. Dlaczego więc?
Dlatego, że nie stoi mi nad głową szef, wymagający specjalizacji w wielu dziedzinach, doświadczenia zawodowego w kraju i za granicą, władania biegle sześcioma językami, dyspozycyjności 24h na dobę, elastyczności, poświęcenia za minimalną krajową 1680 zł brutto, a po odliczeniu składek całe 1240 zł. Zakres obowiązków ustalony luźno i poszerzany przy każdej nadarzającej się okazji, o podwyżce nie ma mowy, brak środków, firma biedna a szef właśnie kupił żonie norki.
Wolność jaką daje prowadzenie własnej działalności gospodarczej jest nie do przecenienia. Pamiętam czasy kiedy pracowałam na etacie, a trwało to 3 lata, o 3 lata za długo. W tym czasie zdążyłam nabawić się depresji, nerwicy, problemów z kręgosłupem i krążeniem. Przykucie do biurka na 8 godzin powinno być wpisane na listę tortur wykorzystywanych prze CIA, KGB, FBI do przesłuchiwania podejrzanych. Naprawdę podziwiam ludzi, którzy chwalą sobie takie biurowe więzienie. Pamiętam jak przez okno zerkałam na pierwsze oznaki wiosny i strasznie zazdrościłam tym, którzy są na zewnątrz. Zazdrościłam palaczom, bo mogli choć przez chwilę, pod pretekstem szybkiego papieroska, skosztować zatrutego dymem, świeżego powietrza i wystawić twarz w kierunku słońca. Dokument z wypowiedzeniem nosiłam przy sobie przez długi czas, ale strach przed nieznanym był silniejszy. Bo do garnka trzeba mieć co włożyć. Decyzja była nagła. Pewnego dnia szala goryczy się przelała. Z perspektywy czasu uważam, że była to najlepsza decyzja mojego życia, choć nie wszyscy ją zrozumieli. Niektórzy uważali, że własna działalność gospodarcza to nie jest prawdziwa praca.
Nie muszę zrywać się rano, na maile odpowiadam w szlafroku z kubkiem kawy w ręku. Mogę w ciągu dnia wyskoczyć na zakupy albo jogging do pobliskiego lasu. Nie muszę planować urlopu z dużym wyprzedzeniem, a gdy nadarzy się dobra oferta last minute mogę w ciągu jednej doby spakować się i wyjechać. Tak było w przypadku Tunezji, na którą wydałam 1100 zł na osobę, a zapewnione miałam dosłownie wszystko. I jak tu nie skorzystać? Na etacie urlopu z dnia na dzień bym nie dostała.
Oczywiście, że wkurza mnie ZUS, na który zdarza mi się pracować przez cały miesiąc. Podatki, które zżerają 20 procent moich zarobków. Przepisy, których nie da się zrozumieć bez studiowania prawa gospodarczego. Zupełnie nie dziwi mnie decyzja LPP o przeniesieniu firmy na Cypr. Wkurza mnie, że mogę tylko pomarzyć o jakiejś sensownej emeryturze. Wkurza mnie państwo, które w ogóle nie wspiera drobnych przedsiębiorców, bo nie oszukujmy się, uprzywilejowany ZUS przez dwa lata to słabe wsparcie.
Mimo to, nie zrezygnuję z tej wolności na rzecz pracy u kogoś, nawet za lepsze pieniądze.
30 komentarzy
Świetny temat. Mam dokładnie takie same odczucia co do pracy na etacie. Gratuluję pomysłu i odwagi, bo bycie szefem dla samego siebie wcale nie jest takie proste :)
Dla mnie praca na etacie wymaga zdecydowanie większej siły woli.
Podziwiam i cóż, będę dążyć do tego samego :) Po każdej stronie można zapisać plusy i minusy, ale tych pierwszych wydaje się być zdecydowanie więcej po stronie własnej działalności, oczywiście.
Trzymam kciuki w takim razie :)
Ja też po trzech latach odeszłam z pracy w okropnej firmie, która dosyć że nie przynosiła godnych pieniędzy, to zabierała czas, wolne weekendy i poczucie wartości. Jak się zwolniłam poczułam ogromną ulgę…Nie ukrywam że też dzięki pomocy narzeczonego, psychicznej oraz nie będę ukrywać materialnej. Potem założyłam swoją działalność. I chociaż czasami brakuje mi tego realnego kontaktu z ludźmi to nie zamieniłabym pracy w domu na nic innego :) W czerwcu będę mamą i cieszę się, że spędzę z synem najważniejsze lata jego życia, nie musząc się martwić czy będzie czekało na mnie gdzieś miejsce.
Przede wszystkim gratuluję synka :)))
Z pracy, która zabiera poczucie własnej wartości trzeba uciekać, także gratuluje Ci też podjęcia takiej decyzji. Świetnie, że miałaś wsparcie, ja też je miałam odchodząc z etatu.
Gratuluję! Ja jestem jeszcze na etapie zachwycania się swoją pracą, bo i się w niej rozwijam, i bardzo lubię zespół, ale nie ukrywam, że własna firma jest moim marzeniem – na razie wciąż takim na „kiedyś”. ;)
Zgadzam sie z Toba na 100 %! Jeszcze jest taka kwestia, ze dla kobiety- matki to tez duzy plus. Jest bardziej dyspozycyjna dla dzieci… jak sa chore, to nie musi gdzies leciec do biura, albo prosic o zwolnienie z tego powodu. Ja tez pracuje na wlasne konto, wlasciwie to razem z mezem…pomagam mu w prowadzeniu firmy…lepiej jak to zona robi papiery niz jakas zatrudniona sekretarka ;-) Tez sobie cenie ta swobode, szczegolnie wlasnie ze wzgledu na moje dzieci, ktore potrzebuja miec „wolna” mame. Pracuje kiedy mam czas, sama sobie wszystko organizuje. Tez podziwiam kobiety, ktore musza pracowac po 8 godzin, a potem zajmowac sie domem… dziecmi! Niesamowite! Dla mnie to bohaterki! Natomiast pociesze Ci jesli chodzi o podatki, bo tutaj we Francji to nie 20, ale prawie 50% trzeba placic :-( To okropne, niesprawiedliwe… no ale to juz inny temat…tutaj Panstwo absolutnie nie wspiera malych przedsiebiorcow, nadaja sie tylko do tego, zeby pracowac i placic…no ale to juz inny temat, na jakis post ekonomiczny hehehe Pozdrawiam!
Masz rację, praca na swoim daje duże korzyści dla mam i dzieci. Powinnam o tym wspomnieć. Były czasy, że co chwila musiałam być na zwolnieniu, bo synek chorował. Pracodawca nie patrzył na to przychylnym okiem. Wiadomo, lepszy pracownik, który jest obecny. Teraz nie muszę się o to martwić i jestem z dzieckiem tyle ile trzeba.
Od kiedy jestem na swoim to czasami zastanawiam się jak to było możliwe, że przez 7 lat pracowałam po 8 godz. przy biureczku. Wydaje mi się, jakby to było w innym życiu ;).
PS Tak z ciekawości, czy poza blogiem robisz coś jeszcze zawodowo?
Blog jest miłym dodatkiem do głównej działalności. Prowadzę firmę komputerową.
Kierunek moich studiów był ściśle związany z pracą za biurkiem 8 godzin i po 3 miesiącach takiej pracy miałam szczerze dosyć. Teraz też mam „etat”, ale z zadaniowym czasem pracy i pracą na co dzień w domu plus wyjazdy i spotkania w biurze. Na razie wydaje mi się to idealne połączenie, choć bywają lepsze i gorsze dni. A pomysł na własny biznes mam ciągle w głowie i potrzebny tylko dobry argument by zrealizować.
A jeśli chodzi o „sensowne emerytury”, to ja dzięki moim studiom nie mam złudzeń – wiem, że czeka mnie praca do końca życia, tylko pewnie z ust polityków za szybko tego nie usłyszymy :)
Taki zadaniowy czas pracy to całkiem fajne rozwiązanie. Możesz w międzyczasie założyć swoją działalność i przez jakiś czas ciągnąć dwie prace.
Osobiście jestem właśnie na takim etapie, jak chyba Ty kiedyś – po 1,5 roku w korporacji już wiem, że to nie jest to, a mój wymęczony organizm coraz bardziej się buntuje… myśl o własnej działalności pojawia się coraz częściej, na razie po ciuchutku „chciałabym, ale się boję”, ale czuję, że w końcu i do tego dojrzeję :) P.S. Nie wiem jak to możliwe, że dopiero teraz trafiłam na Twojego bloga, ale… zostaję :)
Własna działalność to nic strasznego, w najgorszym wypadku, jeśli nie udaje się rozkręcić firmy, trzeba zmienić branżę (ja tak zrobiłam) i nie poddawać się szybko.
Dziękuję za miłe słowa odnośnie bloga :)
zgadzam się z Tobą w 100%, praca na etacie nie jest fajna, w moim przypadku nie trwała ona długo, bo ja nie wytrzymałam całych 6 miesięcy. Nie dość, że wymagania z kosmosu to jeszcze wypłata z dość dużym opóźnieniem lub zdarzało się i tak, że w ogóle jej nie było. Od kiedy pracuje na swój rachunek jest całkiem inaczej, wiadomo raz lepiej raz gorzej, ale wiem, że jak będę się starać i poszerzać swoją działalność będzie lepiej. Co do ZUS i US zgadzam się z Tobą, preferencyjny ZUS na dwa lata to jakaś kpina, a przepisy podatkowe obowiązujące w naszym kraju to jedne z najgorszych.
Uważam,że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.Zależy kto,jaką firmę ma.Pamiętam,że strasznie cieszyłam się na możliwość założenia własnej firmy.Niestety czas pokazał,że świątek ,piątek ,czy niedziela musiałam być dyspozycyjna.
Obowiązków co niemiara .Ja zatrudniałam jeszcze pracowników ,a trafić na dobrego pracownika,który Cię nie okradnie to jak wygrać w totka.Urlop? Generalnie najpierw pracownicy,a jak coś zostanie na wakacje to może pojadę.Bo jak tu na tydzień zostawić firmę,w której musisz być praktycznie codziennie.
Teraz od czterech lat pracuję na etacie u kogoś,ale do tego co mam teraz musiałam piąć się powoli i ciężko na to pracować.Fakt,że lepiej trafić do dużej firmy,która wypłatę da na czas i wszystko co zarobiłeś będzie na kwicie,aczkolwiek znam ludzi pracujących w niewielkich firmach (około 15 osób) i też są zadowoleni.Powiem krótko ,dla mnie prowadzenie własnej firmy ma więcej minusów ,niż plusów ,ale każdy ma swoje zdanie i ja to rozumiem.
Masz rację Agnieszko, wszystko zależy od rodzaju prowadzonej działalności, czy zatrudniasz pracowników. Jeśli prowadzisz sklep, musisz być od rana do wieczora na nogach, łącznie z sobotą. Chyba że jest tak dobrze i masz zaufane osoby, które pracują na Ciebie.
Ja widzę plusy i minusy obu tych opcji, na chwilę obecną mam mieszane uczucia. Ostatnio nawet w życiu stanęłam przed takim wyborem – nie szukałam pracy etatowej, ale dostałam ciekawą ofertę, z ciekawości poszłam na spotkanie i po nim okazało się, że chcą mnie zatrudnić. Strasznie byłam z tego powodu nieszczęśliwa wprowadzając w zdumienie każdego z kim o tym rozmawiałam ;). Nie umiałam odmówić, bo to jednak ciekawe wyzwanie i powrót do stabilizacji finansowej, którą utraciłam wraz z odejściem z poprzedniej pracy… Ale z drugiej strony wiedziałam, że ucierpią na tym moje aktualne zlecenia z freelance’u, na pewno ucierpiałby też blog i życie prywatne. Pracuję w takiej branży, w której te 8h za biurkiem to rzadkość, zazwyczaj pracuje się dłużej i na pełnych obrotach. I teraz po kilku miesiącach wolności i szefowaniu samej sobie strasznie trudno mi sobie wyobrazić coś takiego. Etat wydaje mi się więzieniem. Odpowiada mi to, że mogę sobie teraz korzystać z pięknej wiosny, a pracować np. popołudniami jak pada deszcz czy nawet nocami. Rezygnacja z tego by mnie unieszczęśliwiła. Stoję przed ostateczną decyzją co do powrotu na etat lub pozostania na freelansie ,ale skłaniam się jednak ku tej drugiej opcji.
No właśnie to są te atuty, o których piszę i doskonale rozumiem Twój dylemat. Mnie aż ciarki przechodzą, bo wiem, że gdybym znalazła się w podobnej sytuacji, też bym się wahała. Na swoim jest różnie, nie ma tej płynności finansowej, jeden m-c lepszy, drugi gorszy. Ja założyłam sobie, że dopóki mam możliwość pozostaję na swoim, jeśli będzie ciężko zacznę szukać tej stabilizacji na etacie.
Wsparcie drugiej osoby też ma ogromne znaczenie.
Uroki życia w eurosocjalizmie, bo nikt mi nie powie, że w Polsce istnieje wolny rynek, chyba tylko z definicji. Niedawno ekonomiści przedstawili na krzywej Laffera (teoria wyjaśniająca zależność pomiędzy wysokością podatków, a wpływami do budżetu państwa), że znajdujemy się już na pochyłej w dół. Dochodowy 19%, VAT 23%. Składamy się na „dobro wspólne”, stąd takie, a nie inne ceny chleba czy benzyny. Wiadomo jak się później tymi pieniędzmi dysponuje. Pięknie to ujął Friedman – https://www.youtube.com/watch?v=Dvz871f91Sw
Fajnie, że masz takie podejście i szczerze je opisałaś. Ostatnio rozmawiałam z ludźmi (wydawałoby się nastawionych na założenie własnej firmy – z uczelni ekonomicznej) i zdziwili mnie swoimi opiniami na temat pracy – twierdzili, że to ogromny stres zdobycie klienta, interesowanie się tym wszystkim. A mnie się wydaje, że w pracy na etacie jest znacznie więcej stresu. Sama jeszcze nie wiem co będę robić w przyszłości – zastanawiam się i na pewno niedługo podejmę jakąś decyzję ;)
Od kilku miesięcy jestem dla siebie szefem. Realizuję tematy, które faktycznie mnie pasjonują, nikt mi się stoi nad głową i nie wskazuje palcem zegarka. A wiedza, którą zyskałam przez te kilka tygodni, jest nieporównywalnie większa niż kiedy pracowałam na etacie. Powrót do korpo (bo stąd się wywodzę) raczej nie byłby dla mnie spełnieniem marzeń :/
To prawda na swoim człowiek uczy się znacznie więcej i szybciej. Żeby prowadzić formę, musi posiadać wiedzę z zakresu prawa gospodarczego, księgowości, marketingu i wielu innych.
Tobie gratuluję decyzji i trzymam kciuki za rozwój firmy :-)
Praca dla siebie i na siebie to jest błogosławieńśtwo. Chociaż w odróżnieniu od etatu, człowiek jest „w pracy” praktycznie 24h na dobę. I ja i moja żona jesteśmy sobie szefami i nigdy, ale to przenigdy nie wróciłbym do stanu „sprzed”. Mamy czas dla naszej córeczki, I przede wszystkim mamy kupę satysfakcji z naszego trybu życia. Polecam każdemu :)
Mam firmę od 2,5 roku i nie wyobrażam sobie, żeby mogło być inaczej.
Szef nad głową to nie dla mnie.
Ja strasznie zazdroszcze Ci pracy na swoim: odwagi, pomyslu i tego, ze idziesz na przod. Mi marzy sie cos wlasnego, ale nie wiem od czego zaczac. A poza tym mieszkam we Francji, jak moja przedmowczyni stwierdzila, to nie jest kraj bisnez friendly. Po prostu malo komu marzy sie tu praca na swoje konto. Najlepiej zostac funkcjonariuszem (czyli pracowac na panstwowym etacie – choc pieniadze sa za to lepsze niz u nas). W porownaniu z Francuzami mysle ze jestesmy duzo bardziej przedsiebiorczym spolecznestwem, ale moze to te francuskie podatki zabijaja w zarodku jakakolwiek ochote na dzialanie. Pozdrawiam Beata
Zazdroszczę tej decyzji. Ja choć czuję się dokładnie tak, jak opisałaś, wciąż nie mogę się na to zdobyć, ponieważ nie mam nic w zanadrzu. Choć bardzo chciałabym pracować na własny rachunek, brakuje mi naprawdę dobrych perspektyw na dalszy rozwój, które zapewniłyby mi utrzymanie, a dopóki nie będę miała konkretnego planu – nie sądzę, bym podjęła taką decyzję.
wpadlam dzisiaj na Twojego bloga i zakochalam sie po uszy! Przegladam, czytam, wpatruje sie w piekne zdjecia i nie moge przestac sie usmiechac. A teraz ten post- ja tez dzisiaj zlozylam wypowiedzenie, tez tak jak mowisz- w pewnym momencie szala goryczy sie przelala i postawilam wszystko na jedna karte. Jestem i przerazona i zachwycona, smutno mi bedzie zegnac znajomych, ale perspektywa biegania w ciagu dnia, wyjscia do sklepu, pracy z domu jest nie do przebicia! Bede zagladac regularnie tutaj :) szukac motywacji i usmiechow!