Mam wewnętrzną niezgodę na perfekcyjny świat projektowany przez media. Pisałam niedawno o tym, że bajkowe życie z Instagrama nie istnieje. To nawet nie jest skrawek rzeczywistości, ale projekcja galerii fotograficznych, niejednokrotnie przepięknych i inspirujących. Dla mnie Instagram stał się raczej źródłem inspiracji do tworzenia pięknych zdjęć, urządzania wnętrz, czy szukania stylu. Doskonale wiemy jednak, że świat mediów rządzi się swoimi prawami. Nie odbieram mu absolutnie możliwości kreacji, ale mam wrażenie, że granice zostały już tak daleko przesunięte, że mylimy prawdziwe życie z iluzją.
Dzisiaj jednak nie chcę by ten wpis brzmiał jakoś bardzo patetycznie, ma być raczej próbą pośmiania się z siebie i swoich potknięć, na przekór otaczającej nas perfekcji. Dlatego stworzyłam listę moich potyczek, które przytrafiają mi się każdego dnia. Gdy zapytałam męża o moje nieogarnięcia pierwsze co przyszło mu na myśl, to sytuacje, w których mam wrażenie, że się nie wyrobię. On podchodzi do umówionych spotkań, wizyt lekarskich, imprez u znajomych i rodziny ze stoickim spokojem, przygotowuje się na 5 minut przed wyjściem. Ja oczywiście muszę mieć duży zapas czasu, bo bardzo nie lubię się spóźniać. Muszę wyjechać znacznie wcześniej na wizytę u lekarza i potem czekam w poczekalni 2 godziny, bo i tak zawsze jest jakaś obsuwa. On z kolei przez swoje przygotowania na ostatnią chwilę i poczucie, że zawsze zdąży, spóźnia się (choć nigdy się do tego nie przyzna).
Walka z czasem to jednak nie wszystko, jest jeszcze kilka spraw, z którymi chciałabym się z Wami podzielić, bo pomimo mojej dokładności i dążenia do perfekcji, wielokrotnie zaliczam klapy.
Lista moich nieogarnięć
1. Przypalam grzanki. 80% bułek, które trafia do piekarnika jest przypalonych. Rozwiązanie jest oczywiście proste, wystarczy nastawić alarm, ale ja zawsze mam pewność, że przecież za chwilę je wyciągam, więc bez problemu sobie poradzę bez minutnika. A potem zeskrobuję wierzchnią przypaloną warstwę.
2. Zdarza mi się włożyć chleb do lodówki, a łyżeczkę po zjedzeniu jogurtu wyrzucić do kosza na śmieci.
3. Przerażają mnie wszelkie automaty (w tym biletomaty). Boję się, że nie będę wiedziała jak się nimi obsłużyć i wyjdę na nieogarniętą blondynkę. By przełamywać swój lęk, korzystam z nich nawet jeśli nie muszę, a czasami nawet uczę się obsługi, gdy nikt nie widzi.
4. Nie mam ręki do kwiatów, praktycznie wszystkie usychają. I nie dlatego, że ich nie podlewam.
5. Nie pamiętam ważnych dat urodzin i imienin moich bliskich oraz innych świąt. Daty urodzin i imienin mojego męża mam zapisane na karteczce w portfelu, a i tak chwilę muszę się zastanowić, która jest która.
6. Gdy przychodzi listonosz i muszę wpisać datę, to nie tylko zastanawiam się jaki jest dzień, ale także miesiąc i rok!
7. Gubię się w każdym mieście, także własnym. Nie znam nazw ulic, nawet jeśli się dowiem, i tak zapominam. Kompletnie nie mam orientacji w terenie. Wystarczy mną obrócić, bym poszła w niewłaściwym kierunku. Kiedyś przydarzyła mi się taka sytuacja, że wracając z Giżycka do Olsztyna, zjechałam na stację benzynową i gdy wyjeżdżałam z niej zawróciłam do Giżycka. Dobrze że nie jechałam sama i ktoś zwrócił mi uwagę, że jedziemy w niewłaściwym kierunku.
8. Nie pamiętam tytułów filmów, które już widziałam, nawet jeśli seans był wczoraj. Często oglądamy wieczorem filmy, po czym rano mąż mnie pyta – no i jak Ci się podobał film – na co ja odpowiadam zazwyczaj: jaki film? Musi mi przypomnieć kawałek fabuły, bym zaskoczyła i przypomniała sobie co to było.
9. Unikam wystąpień publicznych jak ognia. Szczytem odwagi są dla mnie filmiki na Ista Stories. Myślę, że to jest główny minus pracy w domu, bo kiedyś nawet przed kamerą czułam się swobodnie.
10. Mam lęk przed pociągami, zawsze boję się, że przegapię przystanek docelowy, albo spóźnię się na pociąg. Przesiadka to już dla mnie wyższa szkoła jazdy.
11. Nie śmieszą mnie dowcipy, czasami nie łapię zakończenia, a nawet jeśli załapię, to i tak każdy mi tłumaczy o co chodzi, bo widzi, że się nie śmieję. Nie umiem też ich opowiadać. Ostatnio na komedii w teatrze cała sala ryczała ze śmiechu, tylko ja siedziałam jak sztywniak, od czasu do czasu uśmiechając się pod nosem. Mój mąż stwierdził, że połknęłam kij od szczotki. A prawda jest taka, że większość historii nie wydała mi się śmieszna.
12. Nie mam podzielności uwagi! Jeśli coś piszę lub oglądam, zupełnie nie dociera do mnie gdy ktoś, coś do mnie mówi. Mogliby mnie okradać, a ja bym tego nie zauważyła.
Oczywiście takich potyczek jest znacznie więcej, ale może już nie będę się nad sobą pastwiła. A teraz pytanie do Was – jakie są Wasze małe niogarnięcia? Czy coś z mojej listy zdarzyło się Wam kiedyś?
49 komentarzy
Kiedys z koleżanką na studiach wsiadlysmy do pociągu i pojechalyśmy w przeciwnym kierunku. Naszczescie w porę zorientowalysmy się że jest coś nie tak. Z datą również zawsze mam problem. Najgorzej jest z miesiącem. Choć najśmieszniejsze jest to że w pracy codziennie zmienia nam się kod i jest to kolejny dzień roku więc wiem zawsze który z kolei mamy dzień roku :D Nigdy nie pamiętam tytułów oglądanych filmów. Później gdy szukam czegoś do obejrzenia muszę każdy przewinac,aby sprawdzić czy już go nie oglądałam. A najgorsze jest to że,często do Polaków mówię po angielsku a do innych narodowości po polsku. Często też gdy mówię po polsku a,wtrące słowo po angielsku mój mózg przełącza się na inny język i kontynuuje rozmowę w innym języku. Dla ludzi pewnie jestem jak wariatka a ja poprostu nie potrafię tego kontrolować. :(
Z tym językiem to rzeczywiście ciekawa sprawa. Widocznie myślisz też w innym języku, co świadczy o tym, że znasz go świetnie, tylko być dumnym! Mnie też zdarzyło się pojechać w przeciwnym kierunku, ale na szczęście autobusuem, więc dość szybko się zorientowałam. ;)
Niestety świetnie go nie znam. Ale możliwe że powodem jest to że często myślę w tym języku i tworzę konwersacje ;)
Kiedyś też jechałam z przyjaciółką do Torunia, w pojechałyśmy w drugą stronę :D. Ale w porę się zorientowałyśmy.
Stworzenie takiej listy wymagałoby ode mnie dłuższych przemyśleń :-). Orientacja przestrzenna to moja pięta Achillesowa, potrafię nawet na większym podwórku pomylić kierunki. Mogę tysiąc razy być prowadzona tą samą drogą i mogę nie zapamiętać jej. Aby zapamiętać drogę muszę sama przez nią przejść. Dążenie do zmiany, aby nie przychodzić zbyt wcześnie i nie czekać zbyt długo u mnie przybrało patologiczną formę, z trudem zdążam na czas lub gdy spóźnienie nie grozi konsekwencjami, to się niestety spóźniam. Poza tym nie potrafię realnie ocenić czasu, który będzie mi potrzebny na wykonanie danego zadania, zawsze wszystko trwa sporo dłużej niż sobie założyłam :-). Na ogół kładę się spać z poczuciem kiepskiego wykorzystania czasu i że zamiast zająć się czymś pożytecznym, zajmowałam się zbyt długo tzw. ,,złodziejami czasu”. Niby znam teorię, a w praktyce zarządzanie własnym czasem to poważny problem, bo jak się to wszystko zsumuje (te straty czasu) okaże się, że sprawy ważne i pomagające w rozwoju oraz dające kapitał na przyszłość zostały zaniedbane, a w przyszłości tego już nie nadrobię…
Ja też nie pamiętam drogi, jeśli jestem prowadzona, idę za kimś lub jadę jako pasażer. :) Co do złodziei czasu to tutaj potrzebna jest żelazna konsekwencja i trzymanie siebie w ryzach inaczej można się zatracić i piszę to z własnego doświadczenia. Staram się też nie myśleć w taki sposób, że coś tracę i już nigdy tego nie nadrobię, a kiedyś ciągle miałam poczucie utraconych szans. Teraz nawet jeśli pół dnia przebimbam, mogę wykorzystać drugą połowę. Skupiam się na tym co mogę zrobić teraz i to pomaga.
Fajna wyliczanka. Miło przeczytać, że inni mają podobnie :)
Mój brak ogarnięcia przejawia się m.in. tak:
– często zapodziewam dokumenty i umowy (i znajduję je potem np. w teczce z wynikami badań psa), za dużo tego wszystkiego;
– robię sobie listy książek do pożyczenia/kupienia, ale w bibliotece lub w księgarni mam mętlik w głowie i żadnej nie potrafię sobie przypomnieć (a listy oczywiście nie mam);
– gdy obieram cebulę zawsze zastanawiam się czy jest bliżej do Bożego Narodzenia czy Wielkanocy (choć nie tylko nie farbuję już jaj, ale nawet ich nie jem);
– często uderzam o coś głową, wchodzę na słupy i barierki itp.
– mam bardzo złą orientację w przestrzeniach zamkniętych, często chcąc wyjść z jakiegoś biura czy mieszkania wchodzę np. do łazienki (serio, serio – wiem, że drzwi wejściowe wyglądają inaczej, ale stres robi swoje);
– gdybym była księgową lub skarbnikiem, byłoby to straszną szkodą dla ludzkości – niechcący defraudowałabym pieniądze, które odnajdywałyby się potem w różnych dziwnych miejscach;
– mam dobrą pamięc zdarzeń, niezłą pamięć mechanizmów, ale beznadziejną – dat, liczb, imion i nazwisk, zdarzało mi się w szkole na klasówkach z historii opisywać ze szczegółami przebieg jakiejś bitwy i stopnie wojskowe dowódców, a w miejsce nazwisk (no i niestety też dat) zostawiać kropeczki z nadzieją, że w trakcie pisania mi się przypomni;
– bardzo często robię literówki, często zdarzają mi się pomyłki słowne (ostatnio zamiast „korzenie badań nad x” powiedziałam „kieszenie badań nad x”;
– lepiej pamiętam psy sąsiadów niż samych sąsiadów (kłopot z zapamiętywaniem twarzy).
P.S. Badania neurologiczne mam w porządku.
Ciekawa lista, uśmiech pojawia się na twarzy, bo to są fajne rzeczy, które sprawiają, że każdy z nas jest inny, a jednak sporo nas łączy. :))) Z tymi listami mam tak samo, nigdy nie pamiętam po co poszłam do danego sklepu, dlatego listy mam zawsze przy sobie, w telefonie – polecam aplikację Google Keep, ułatwia życie. :)
Fajny pomysł na wpis :)
Odnośnie pociągów to ja się zawsze boję, że nie będę umiała (tudzież nie będę miała siły) otworzyć drzwi przy wysiadaniu. Zazwyczaj wychodząc z przedziału rozglądam się, czy przy jakiś drzwiach ktoś stoi w razie gdybym potrzebowała pomocy z drzwiami :)
W sumie nie dziwię się, bo te drzwi czasami naprawdę ciężko otworzyć. :-)
Dorota! Zakochałam się ❤️ Ten opis jest cudowny! Swoje nieogarnięcia wypisze później ale fajnie czytać takie ciekawostki o Tobie. A na poprawę koncentracji i pamięci polecam tran oraz Lecytynę!
Dziękuję! ❤❤❤ O lecytynie myślę od dawna, bo rzeczywiście z tą pamięcią bywa różnie.
Witaj w świecie roztrzepanych i nie lubiących występów publicznych… I ja znajduję różne dziwne rzeczy w lodówce, i gubię się. I do tego nie lubię wystąpień publicznych- muszę nad tym jednak popracować.
Ja też staram się oswoić ten lęk przed wystąpieniami, ale ma na ra z marnym skutkiem. 😞 Musiałabym mieć pracę, którą tego ode mnie wymaga.
Schowałam kiedyś klucze do domu do lodówki i baaardzo długo ich potem szukałam… Do dziś nieodgadłam co mną wtedy kierowało o.O
Kto by pomyślał, że klucze mogą być w lodówce. 😉 Ja też bezwiednie odkładam różne rzeczy i potem szukam i szukam.
Mnie się kiedyś zdarzyło schować budzik do zamrażalnika. Potem ze dwa dni go szukałam. :)))))))
chowam w domu różne rzeczy np.pilota od telewizora(żeby dzieci za dużo nie oglądały jak ja jestem w pracy), coś słodkiego-bo przecież się odchudzam.Najgorzej jak potem sama nie pamiętam co i gdzie schowałam.Jola
Z kwiatami mam to samo. Mogę podlewać, mogę dbać a i tak potem nikt mi nie wierzy, że to samo tak zwiędło, mimo moich chęci i troski… Punkt 9 to brzmi jak cała ja. Niestety unikam wystąpień jak ognia. A jeśli chodzi o dowcipy, które nie śmieszą… No cóż, ja tak mam z kabaretami. Ludzie potrafią się zwijać ze śmiechu a ja tak słucham, patrzę i zastanawiam się, czy to się dzieje naprawdę. I to nawet nie chodzi o to, że nie łapię dowcipów. Łapię, ale mnie po prostu nie śmieszą. Ani trochę.
No to mamy podobnie. Za kabaretami też nie przepadam, ale pośmiać się lubię. :-)
Orientacji w terenie też nie mam kompletnie. Po przeprowadzce do Warszawy wielokrotnie zdarzało mi się wsiąść nie do tego autobusu, albo wysiąść na złym przystanku.
Dodatkowo również jak idę/jadę z kimś to kompletnie nie zwracam uwagi na drogę, więc jakby mnie ktoś tam zostawił, to miałabym duży problem, żeby wrócić.
Nie ogarniam też kompletnie mapy, jak mam gdzieś iść według niej, to nigdy nie jestem pewna, w którym kierunku idę. :)
Dlatego tak bardzo nie chciałabym się przeprowadzać do stolicy. Po prostu czułabym się przytłoczona jej wielkością i pewnie ciągle bym się gubiła. ;) O dziwo z mapami nie jest u mnie tak źle. :)
Pewnie większa połowa Twoich potyczek należy i do mnie, ja dodam jeszcze, że nie ma takiego dnia, żeby mi coś nie spadło, czegoś bym nie strąciła :P:P ups…
Mój mąż, zawsze zwraca mi na to uwagę, uważając, że nie przewiduję, co może się stać. Uczy orientacji w terenie, ale i tak kiepsko mi idzie :( <<dobrze, że jest nawigacja :)
O tak! Cudowny wynalazek. :)
Hahaha , fajnie się dowiedzieć że nie jest się jedynym freakiem na świecie :)
Lista moich nieogarniec wygląda z grubsza tak:
Zerowa orientacja w przestrzeni- naprawdę uważam że brakuje mi jakiejś klepki w mózgu bo potrafię się zgubić naprawdę wszędzie.
Nie umiem się trzymać przepisów podczas gotowania – no po prostu jest to silniejsze ode mnie, zawsze muszę coś dodać, odjąć. ..efekty są różne :)
Przyciagam do siebie dziwnych ludzi – temat na osobną opowieść :)
Zupełnie nie potrafię rysować ani wykonywać większości manualnych prac (haftowanie zaliczył za mnie w szkole kolega)
Najbardziej jednak zwariowana rzecz która mnie dotyczy to fakt, że bardzo często o czymś tylko myślę będąc przekonana że to powiedzialam na głos i odwrotnie!
Ciekawe z tym myśleniem i niemówieniem. :) Z przepisami ja z kolei mam tak, że nie czytam ich do końca, szybko miksuję składniki, a potem się okazuje, że np żółtka trzeba było oddzielić od białek, a białka ubić na pianę. :/
O rany! Brak orientacji w terenie to moja największa zmora. Mieszkam w Warszawie około 13 lat, a gubię się, jakbym była turystką. Gdy przesiadłam się z komunikacji miejskiej do samochodu, długo jeździłam „tak jak autobus”. Pewnego razu nie wiedząc, gdzie jestem, wypatrzyłam znajomą linię i jechałam za autobusem, włącznie z zatrzymywaniem się na przystankach, żeby nie zgubić „przewodnika”. Mimo wszystko często świadczę przyjezdnym bliskim i znajomym usługi szoferskie. Gdy potem opowiadam mężowi, jaką trasę wybrałam, on śmieje się ze mnie i pokazuje mi na mapie, że nadrobiłam na przykład 15 kilometrów. A niczego nieświadomi pasażerowie myślą, że to tak strasznie daleko i co oni by zrobili bez pomocy?! Grunt to mieć do siebie dystans :)
Hihi to paliwo schodzi podwójnie, bo przecież w Warszawie można zjeździć okolicę zanim się trafi na miejsce. Ale u mnie podobnie. Mój mąż zawsze znajdzie jakieś skróty a ja jadę drogą, którą po prostu znam. :)
Z kwiatami mam tak samo! :D
Gratuluję dystansu do siebie! :)
Oprócz orientacji w terenie i pociągów podpisuję się pod wszystkim. NIe jesteś sama, są nas całe tłumy. Niedoskonałość jest super, jest prawdziwa i wiarygodna. Pozdrawiam wszystkie kobietki z brakami i niedoskonałościami :)
Dzięki! To pokrzepiające, że jest nas więcej i jednocześnie super fajnie jest poczytać o różnych ciekawostkach z życia innych. Pozdrawiam ciepło!
Dorotko, to pokrzepiające poczytać, że inni też nie są doskonali i od razu robi się jakoś swobodniej. Ja mam problem nawet z automatami do kawy i dlatego nie piję kawy na stacjach benzynowych…
Od 5 do 9 idealnie się z Tobą zgadzam! Kiedyś gdy umawiałam się na spotkania zawsze miałam ze sobą małą karteczkę z mapką ulic na danym obszarze, gdy dochodziła komunikacja miejska często miałam też wypisane 2-3 przystanki przed docelowym żebym zorientował się, kiedy mam wysiąść. GPS wybawił mnie z tego problemu ;)
A jakie jest moje małe nieogarnięcie – nie potrafię zacząć rano pracy na czas… zawsze jest „coś” co mnie odrywa i sprawia, że zaczynam zamiast o 8… to po 9!
Ta godzinna obsuwa to i tak nieźle. Rozpraszacze potrafią nieźle namieszać i czasami ciężko się od nich oderwać. W sumie chyba nie ma złotej rady, po prostu silna wola, postanowienie, trzymanie się w ryzach są jedyną opcją. Przynajmniej dla mnie. :)
Właśnie… niestety tak jest. W sezonie ustawiał mnie do pionu rower ;) Wiedziałam, że jeżeli chcę wyskoczyć na „godzinkę” na trasę to muszę zrobić przynajmniej część tego co zaplanowałam na dany dzień zanim wyjdę z domu… więc rozpraszacze odpadały :) Teraz mi tego brakuje.
Mega przyjemny wpis :) Automaty, biletomaty… Jakbym czytała o sobie :D Ponadto notorycznie nie pamiętam tytułów filmów i książek. Ale największą zmorą dla mnie są hasła, np. kiedyś chciałam sobie zapisać na kartce hasło, którego używam w pracy na codzień (podobno pamięć bywa zawodna), po zapisaniu dwóch znaków dostałam zaćmienia na prawie cały dzień, musiałam prosić informatyka, aby mi wysłał ten skomplikowany ciąg znaków :D
Polecam zacząć korzystać z managerów haseł (np. LastPass, Bitwarden, Keepass). Zwiększają wygodę, ale też bezpieczeństwo, bo możesz używać długich i skomplikowanych haseł, których normalnie nie dasz rady zapamiętać. :)
1. Spóźniam się, wszędzie. W ogóle często niedoszacowuję ile czasu jest mi potrzebne na zrobienie czegoś.
2. Za długo piekę/smażę rzeczy, z obawy „żeby na pewno nie były surowe”.
3. Mam problem z ocenianiem odległości. Czasem wpadam na meble i drzwi we własnym mieszkaniu, mimo że stoją tam gdzie stały i jest dużo miejsca. Może to wina wady wzroku?
4. Jestem tak przyzwyczajona do kontaktu z moim partnerem, że muszę się bardzo pilnować, żeby nie mówić „kochanie” do wszystkich znajomych.
5. Czasem wchodzę do pokoju i nie wiem po co tam przyszłam, albo biorę telefon do ręki i nie wiem po co go wzięłam. Zwykle po jakimś czasie mi się przypomina.
6. Jak się głęboko zamyślę pod prysznicem, to zdarza mi się umyć włosy odżywką albo ciało szamponem. Kto wie, może tak się narodziła metoda OMO?
7. Jak ktoś mnie pyta o nr mieszkania, to muszę sobie w myślach wyrecytować cały adres z ulicą i nr domu. Samego nr mieszkania nie pamiętam.
8. Chodząc po mieście zwykle wracam tą samą trasą, którą przyszłam, nawet jeśli oznacza to chodzenie naokoło. To chyba z pewnej bezrefleksyjności wynika, jakbym się zastanowiła, to może bym znalazła ten „skrót”.
9. Też nie mam podzielności uwagi, ale wg mnie to dobrze, bo oznacza że jestem skupiona na tym co akurat robię. Większy problem jest kiedy mam tyle rzeczy do zrobienia, że skaczę od jednej do drugiej i w końcu nie robię żadnej.
Doroto, jeśli nie wiesz jak obsłużyć automat/biletomat, to jest to wina projektanta biletomatu, a nie Twoja! Dotyczy to wszystkich rzeczy „dla ludzi”, do których nie jest dołączona instrukcja – one powinny być tak zrobione, żeby każdy ogarnął. To Ty testujesz automat, a nie automat Ciebie, tak o tym pomyśl ;)
Wiele punktów z Twojej listy pasuje także do mnie, a przy punkcie nr 2 (o smażeniu) to normalnie uśmiechnęłam się, bo jakbym czytała o sobie. Z tymi automatami tak jest, że strach ma wielkie oczy. Zazwyczaj sobie z nimi radzę, ale ten stres przed pierwszym użyciem jest dość znaczny. Szczególnie jeśli za mną stoi kolejka. Za drugim, trzecim razem nie mam już stresów związanych z obsługą.
Ale świetnie się czytało! :) Lubię, że jesteś taka ludzka! <3 i sama mam własną listę dziwactw. Kilka nam się nawet powtarza :)
Zgadzam sie z przedmowczynia swietnie sie czytalo po za tym jest fajnie wiedziec ze z ciebie taka swojska babka a nie nadeta blogerka twierdzaca ze robi wszytko perfekcyjnie co oczywiscie w wiekszosci przypadkow nie jest prawda tak po za tym moglabym sie podpiac hahah pozdrawiam milego dnia Ilona
ah zapomnialam dodac ze mam problem ze spoznieniami normalnie nie ogarniam zawsze sie spoznialam nawet do szkoly jako dziecko mimo ze przez jakis czas temu mialam 10min piechota i zawsze sobie myslam boze ja taka dziwna jestem wszyscy daja rade a ja nie nawet jak bardzo sie staram niestety niektorzy ludzie wogole nie akceptuja tego i w ten sposob stracilam 2 kumpele bo powiedzialy ze nie beda wiecznie na mnie czekac :( ale wieszcie mi to jest naprawde silniejsze i walcze z tym juz dlugo!!!
Dziękuję za miłe słowa. :) Co do spóźniania, to jest to problem dla każdej ze stron. Rozumiem osoby, które mogą się denerwować tym, że ktoś się spóźnia, ale z drugiej strony rozumiem też, że ktoś po prostu tak ma. Niektórzy przestawiają sobie zegarki o parę minut do przodu, by zyskiwać trochę czasu. Ponoć pomaga. :)
Samo życie, takie małe rzeczy odróżniają nas jeszcze od robotów i sztucznej inteligencji, więc wręcz powinniśmy je pielęgnować.
Ileż my mamy wspólnego! A myślałam, że to ze mną coś nie tak, że nie ogarniam pociągów, automatów, filmów, kwiatów… a to nic strasznego ;)
Dla mnie to też jest pocieszające, że nie tylko ja tak mam. :)
Pocieszyłaś mnie :) My kobiety jednak jesteśmy bardzo podobne. Niestety często jest tak, że nie możemy (albo czujemy, że nie możemy) pokazać, co jest naszymi słabościami.
Dlatego ja na przekór takiemu podejściu chciałam pokazać, że można. W końcu nie ma ideałów! :)
Uwielbiam podróżować pociągami, ale w życiu nie pojadę sama, bo boję się, że wsiądę do niewłaściwego. Nie potrafię też odszukać swojego wagonu. Odczuwam paniczny lęk, gdy część wagonów w trakcie jazdy jedzie w inne miejsce. Mój mąż przyzwyczaił się już, że musi mnie prowadzić jak dziecko we mgle… Kiedy czytałam Twój opis o różnych automatach i biletomatach, to jakbym widziała siebie w akcji😉